#

DZIEWCZYNA WE MGLE

wywiad z Donato Carrisim

Jak pracuje, co czyta i o kim pisał pracę magisterką autor "Zaklinacza" i "Dziewczyny we mgle" Donato Carrisi, opowiadania Agnieszce Pruskiej.

Agnieszka Pruska: Być może dosyć nietypowo, ale zacznę od pytania o film. Tuż przed przeczytaniem książki miałam okazję obejrzeć ekranizację „Dziewczyny we mgle”. Mimo że to pan był reżyserem, film odbierałam zupełnie inaczej niż powieść. W filmie skupił się pan bardzo mocno na agencie specjalnym Voglu i nauczycielu Lorisie Martinim, w książce czytelnicy mają okazję bliżej przyjrzeć się również innym bohaterom. Dlaczego? Czy tylko ze względu na konieczność ograniczenia niektórych wątków na potrzeby filmu?


Donato Carrisi: Prawda jest taka, że jeśli chodzi o ekranizacje powieści, jestem zwolennikiem dochowania maksymalnej wierności literackiemu pierwowzorowi. Ale oczywiście choć film opowiada tę samą historię, robi to zupełnie innym językiem, a więc w nieco odmienny sposób. Bohaterowie też muszą być nieco inni – skoro już uwolnili się z kart książki, zaczynają żyć własnym życiem, zyskują pewien rodzaj niezależności i oczywiście twarze aktorów, których obsadzono w filmie. Można powiedzieć, że nieco zmienia się między nimi układ sił i ci, którzy mieli przewagę w powieści, jeszcze bardziej wysuwają się do przodu...



AP: Jest pan pisarzem i scenarzystą. Która z tych profesji jest panu bliższa?


DC: Nie lubię etykietek i nie chciałbym sam siebie szufladkować – zarówno dla dobra czytelników, jak i widzów. Raczej nie chcieliby pójść na pokaz prestidigitatorski, na którym magik będzie szczegółowo objaśniał, na czym polega każda sztuczka. Będę utrzymywał, że jestem jednym i drugim, niech publiczność oceni, czy ten trik mi się udaje.


AP: Czy reżyserowanie filmu na podstawie własnej książki jest łatwiejsze?


DC: Trudno ocenić, jak reżyserowałoby mi się film, do którego scenariusz napisał ktoś inny. Istnieją doskonali pisarze, którzy w scenariuszach nie potrafią z niczego zrezygnować, a język filmu wymaga pewnych skrótów. Z drugiej strony, są też reżyserzy, którzy nie mają pojęcia o pisaniu, ale potrzebują, żeby scenariusz zawierał mnóstwo szczegółowych wskazówek. Mój scenariusz jest szyty na miarę, idealnie odpowiada moim potrzebom jako filmowca; mam jeszcze natomiast zbyt małe doświadczenie w reżyserowaniu, żeby powiedzieć, jak radzę sobie ze scenariuszami pisanymi przez innych.


AP: We Włoszech jest pan bardzo popularnym pisarzem, a pana książki są tłumaczone na wiele języków i zyskuje pan czytelników w kolejnych krajach. Czy spodziewał się pan tego, pisząc pierwszą powieść?


DC: Może to niezwykłe, ale naprawdę wierzyłem w sukces. Nie mówię tego z próżności, po prostu postawiłem wszystko na jedną kartę, porzuciłem wszystkie inne zajęcia i na serio wziąłem się za pisanie powieści, to się po prostu nie mogło nie udać.


AP: Pierwsza pana książka „Zaklinacz” (włoski tytuł: „Il suggeritore”, 2009) od razu została nagrodzona. Czy dla pana, jako debiutującego autora, było to zaskoczeniem? Jaki wpływ na pana życie pisarskie miały pierwsze nagrody?


DC: Zadaniem „Zaklinacza” było dotarcie do możliwie jak najszerszej grupy odbiorców, ale oczywiście nie chciałem przy tym rezygnować ze swojego autorskiego stylu – języka, sposobu opowiadania – ani z żadnych elementów fabuły. W „Zaklinaczu” znalazło się wszystko, czego się nauczyłem i co chciałem pokazać czytelnikom. Przeniosłem ich w świat swojej wyobraźni i chyba im się tam spodobało. To niesamowite uczucie.


AP: Czy na co dzień spotyka się pan z przejawami tej popularności?


DC: Oczywiście, ludzie czasami rozpoznają mnie na ulicy – mówią, że podobała im się ta czy inna książka. To bardzo miłe.



AP: Zło, czasem bliżej niezdefiniowane, czasem wyraźnie określone, pojawia się we wszystkich pana książkach. Jest to oczywiste, gdy weźmie się pod uwagę gatunek, ale żeby dobrze pisać, trzeba sporo wiedzieć na temat zbrodni, przestępców, policji czy ludzkich zachowań.

DC: Napisanie każdej powieści poprzedza drobiazgowy i długotrwały research. Zbieranie materiałów zajmuje mi prawie cały rok. Nie chodzi mi jednak o zapoznawanie się ze szczegółami policyjnych procedur, kwestie techniczne są według mnie drugorzędne. Najważniejsze jest prawdopodobieństwo psychologiczne – to, co myślą i czują śledczy. No i oczywiście to, jak działa umysł przestępcy, właśnie na tym zawsze się skupiam.


AP: Pracę magisterską pisał pan o seryjnym mordercy Luigim Chiattim, skąd takie zainteresowania?


DC: W czasie, gdy studiowałem, jeden z moich wykładowców był biegłym sądowym. Pracował przy sprawie Chiattiego, którego oskarżono o zamordowanie dwojga dzieci, ale prawdopodobnie miał na swoim koncie znacznie więcej ofiar. Widziałem się z Chiattim kilka razy, najbardziej uderzyło mnie to, że był zupełnie zwyczajnym człowiekiem, w niczym nie przypominał potwora. Chętnie i ze szczegółami opowiadał o zbrodni, niczego nie ukrywał, niczemu nie zaprzeczał. Wydawało się, że objaśnia nam swoją naturę mordercy. To było absolutnie oszałamiające, byłem wręcz porażony. Chodziłem na te spotkania jak zahipnotyzowany. Zadawałem sobie pytanie: co mnie tak fascynuje? Czy przypadkiem nie to, że równie dobrze ja mógłbym znaleźć się na jego miejscu? Czy on przypadkiem nie przemawia do mrocznej strony mojej natury, ukrytej tuż pod grzeczną powierzchownością pilnego studenta?


AP: W pańskich książkach spotykamy się z odwołaniami do zbrodni popełnionych w przeszłości. Czy chciał pan przez to pokazać pewną nieprzemijalność zbrodni i niemożliwość odcięcia się od przeszłości? A może chodziło o coś zupełnie innego?


DC: Zło jest pewną stałą. Dobro przybiera różne formy, ale zło się nie zmienia, nie ewoluuje – jest czymś pierwotnym. Zmienia się nasza tolerancja na zło, co skutkuje choćby tym, że sytuacja, gdy mąż bije żonę jest niedopuszczalna, podczas gdy jeszcze kilkadziesiąt lat temu było to zupełnie naturalne. Ale seryjni mordercy istnieli zawsze i natura ich zbrodni była taka sama, choć określenie „seryjny morderca” powstało dopiero na przełomie lat 70. i 80. XX wieku. Wciąż szukamy motywów zbrodni, ale nie łudźmy się, że będą one inne niż przed wiekami – wachlarz możliwości jest ograniczony, a zbrodnie są nieuniknione.


AP: Pana najnowsza powieść „Dziewczyna we mgle” porusza bardzo istotny temat: wpływ mediów na postrzeganie świata i kształtowanie opinii publicznej. Właściwie wszyscy powinniśmy sobie zdawać z tego sprawę, ale muszę przyznać, że agent specjalny Vogel i jego podejście do śledztwa trochę mnie przerażają. Skąd pomysł na taką postać?


DC: Obraz mediów w „Dziewczynie we mgle” to odbicie współczesnych czasów. Pisząc dla „Corriere della Sera”, miałem możliwość obserwować zarówno pracę policji, jak i pracę mediów. Wbrew pozorom wielu policjantów bardzo przypomina agenta specjalnego Vogla, ofiary również są do siebie podobne, tak jak i gapie, którzy obserwują miejsce zbrodni i pracę policji. Media też mają tu swoje miejsce. To jest powtarzający się krąg ludzi i zdarzeń – scena, na której dochodzi do starcia dobra ze złem. Historia, którą opisałem w „Dziewczynie we mgle”, po prostu idealnie odzwierciedla rzeczywistość. Tacy jesteśmy.


AP: Jednym z częściej zadawanych podczas wywiadów pytań jest to dotyczące pracy pisarskiej autora. A więc: jak i kiedy pisze Donato Carrisi?


DC: Nie jestem zdyscyplinowanym pisarzem, mogę pracować o każdej porze dnia. Piszę wszędzie tam, gdzie najdzie mnie wena. Nawet w wannie. Albo w restauracji – po prostu zamawiam kawę i proszę o kartkę papieru. Za nic nie pozwolę, żeby umknął mi dobry pomysł.



AP: Którą z własnych powieści ceni pan sobie najbardziej?


DC: Nie potrafiłbym wybrać, chyba nie jestem w stanie faworyzować żadnego z moich literackich dzieci. Tym bardziej, że właściwie wszystkie kontynuują tę samą opowieść, którą zacząłem snuć w 2009 roku, i mam nadzieję, że długo jeszcze nie napiszę jej końcowych rozdziałów.


AP: Większość znanych mi pisarzy czyta i to całkiem sporo, a ich lektury nie zawsze pokrywają się z gatunkiem literackim, w jakim tworzą. Jakie są pana ulubione lektury?


DC: Czytam wszystko, mnóstwo bardzo różnych książek. Wcale nie tylko kryminały i thrillery, jak można by się spodziewać. Oczywiście są autorzy gatunkowi, których szczególnie cenię, jak Jeffrey Deaver, Michael Connelly, ale równie chętnie sięgam po powieści Umberto Eco czy Cormaca McCarthy’ego. Ważniejsze są dla mnie konkretne książki niż ich autorzy. Gdy byłem chłopcem zachwyciły mnie „Małe kobietki”, przez długi czas ta powieść była dla mnie wyznacznikiem idealnej fabuły, która potrafi pochłonąć czytelnika bez reszty. Miałem ją za najlepszą książkę świata i wciąż jeszcze pamiętam tę historię i emocje, jakie we mnie budziła, choć czytałem książkę wieki temu. Najważniejsza jest sama opowieść, która może przecież trzymać w napięciu, wcale nie będąc thrillerem.


AP: W Polsce premierę ma pańska najnowsza powieść „Dziewczyna we mgle”. Jesienią nakładem Wydawnictwa Albatros ukaże się „Władca ciemności” (Il maestro delle ombre). Będziemy niecierpliwie czekać na najnowszą: „Człowieka w labiryncie” (L’uomo del labirinto). Czy pracuje pan już nad następną powieścią?


DC: Nie mogę żyć bez pracy, cały czas jestem zajęty. W tej chwili nie tylko pracuję nad nową powieścią, ale też wkrótce rozpocznę zdjęcia do kolejnego filmu!


Dziękuję za rozmowę.

Agnieszka Pruska