Kryminały doby PRLu
Agnieszka Pruska
Lubię kryminały PRL-owskie. Nie wszystkie oczywiście, niektóre są za mocno nasiąknięte ideologią i propagandą minionego ustroju, a sama zbrodnia jest zepchnięta na margines, więc czyta się je trudno i są po prostu nudne. Chyba, że już na wstępie założymy, że traktujemy je zupełnie inaczej niż współczesny polski kryminał, wtedy można spróbować. Jest jednak paru autorów, których książki czytam, lubię je, wracam do nich, a nawet kolekcjonuję je. Do niedawna brakujące pozycje musiałam zdobywać albo w antykwariatach (opcja tańsza, ale bardziej pracochłonna), albo szukać w sieci siedząc wygodnie w fotelu. Ten sposób zakupu był jednak zdecydowanie mniej opłacalny finansowo, bo niektóre kryminały z serii z jamniczkiem potrafią kosztować powyżej stu złotych. Kolekcjonerzy, trzymajcie się za kieszeń. Teraz jest znacznie łatwiej kupić PRL-owskie kryminały dzięki wznowieniom (np. tym wydawanym przez wydawnictwo LTW). Mało tego, pojawiło się kilka tytułów, których na oczy nie widziałam, wiedziałam tylko, że zostały wydane. Nie mogę sobie przypomnieć tytułu ani autora jednego z pierwszych (albo nawet pierwszego) kryminału, który przeczytałam, więc moja kolekcja raczej nigdy nie będzie kompletna. Treści prawie nie pamiętam, ale do dzisiaj prześladuje mnie wizja morderstwa popełnionego w zamkniętym pokoju w jakiś skomplikowany sposób. Łuk? Strzał z oddalonego budynku? Tego już nie pamiętam, ale uczucie grozy towarzyszące znalezieniu zwłok - tak. Co mnie pociąga w tych kryminałach? Chyba brak nadmiernej ilości przemocy i podróż w czasie. Jeżeli chodzi o przemoc, to od razu wyjaśniam. Oczywiście, nie ma kryminału bez przemocy, najlepiej zabójstwa i to skomplikowanego, tak żeby czytelnik poczuł się zaskoczony i usatysfakcjonowany "zbrodniczo". Morderstwo może być nawet krwawe, brutalne, a to, co zastali policjanci (milicjanci) na miejscu zbrodni dokładnie opisane. Jak również praca patologa czyli sekcja i rozważania, co też mogło delikwenta uśmiercić i w jaki sposób.. Ale na tyle, na ile jest to istotne z punktu widzenia całej akcji, strony psychologicznej i wszystkich czynników towarzyszących takim sytuacjom. BEZ epatowania samym trupem i drastycznością obrażeń tylko po to, żeby było bardziej krwawo. Generalnie - najważniejsza jest zagadka. A to taki krótki przegląd, z równie krótkimi komentarzami: Jerzy Edigey jako pisarz zadebiutował dosyć późno, bo wieku pięćdziesięciu lat, niemniej jednak jego dorobek “kryminalny” jest całkiem spory. Osobiście najbardziej lubię:
1. “Baba Jaga gubi trop” - na tę książkę polowałam dosyć długo.
2. “Sprawa dla jednego” - tutaj mamy młodego milicjanta, kupującego jeansy na bazarze, interesującego się historią i na dodatek zakochującego się w podejrzanej. Całkiem niezły miks, jak na kryminał tamtych czasów.
3. “Nagła śmierć kibica” - to klasyczny kryminał “locked room” z morderstwem popełnionym podczas brydża w domu znanego profesora.
4. “Wagon pocztowy GM 38552” - tutaj podobnie jak w “Nagłej śmierci kibica” morderca ukrywa się wśród niewielkiej ilości podejrzanych, a fakt dodatkowo komplikuje niezgodność w zeznaniach odnośnie marki pitego piwa.
5. “Człowiek z blizną” - głównym bohaterem jest nie oficer z Warszawy a starszy sierżant z małej miejscowości marzący o szkole oficerskiej i przygotowujący się do… matury. Morderstwo popełnione na podległym mu terenie daje okazję do wykazania się i udowodnienia, że nie tylko młodym należą się gwiazdki na naramiennikach. Ładnych parę lat temu wpadły mi w ręce książkowe wersje “07 zgłoś się”. Przez moment miałam wrażenie, że czytam coś, co już kiedyś było moją lekturą, ale potem uzmysłowiłam sobie, co miało miejsce. Na podstawie książki Edigeya został nakręcony jeden z odcinków “07 zgłoś się”, a na podstawie filmu powstała książka.
Zygmunt Zeydler Zborowski. Co ciekawe, pracy pisarskiej również poświęcił się dosyć późno, a napisanych kryminałów ma na swoim koncie niemało. Jako ciekawostka dla tych, którzy tego nie wiedzą - jest on jednym z twórców "Kobry", Teatru Sensacji oglądanym co czwartek wieczorem przez wielu sympatyków. Kto nie miał telewizora, wędrował do sąsiadów lub rodziny.
1. “Koty Leokadii Kościelnej” - zaskakujące zakończenie i morderca wzbudzający sympatię.
2. “Brat Mikołaja” - o perfidii ludzkiej i braku skrupułów.
3. “Bardzo dobry fachowiec” - tu mamy do czynienia z importowanym zawodowym mordercą, działający w Polsce. Ta książka też została zekranizowana jako jeden z odcinków “07 zgłoś się” (“Przerwany urlop”).
4. “Siedem kanarków Maurycego” - główny bohater jest wplątany w niezrozumiałą dla siebie intrygę, a jeden z kanarków jest dowodem rzeczowym
5. “Tajemniczy pamiętnik” - punktem wyjścia akcji jest znalezienie pamiętnika, w którym zostały opisane morderstwa. Czy jednak autor opisał rzeczywiste fakty, czy fantazjował?
Edigey i Zeydler Zborowski, to moi ulubieni PRL-owscy "kryminaliści", ale przecież nie jedyni autorzy piszący w tych czasach. Lubię również Jacka Joachima, który miał zupełnie inny styl pisania niż dwaj wcześniej wymienieni panowie, być może dlatego, że prowadził narrację w pierwszej osobie. Poza tym w jego książkach jest mało polityki. Lubię też niektóre książki Anny Kłodzińskiej i Barbary Gordon. Jeżeli chodzi o tę ostatnią, to warto wiedzieć, że pierwowzorem mordercy w "Nieuchwytnym" był "Wampir" czyli Zdzisław Marchwicki. Oczywiście najistotniejsze szczegóły zostały zmienione, na przykład sposób mordowania kobiet.
Na mojej półce stoją również książki Danuty Frey, Alojzego Kaczanowskiego, Władysława Huzika i Jeremiego Bożkowskiego. Ze wstydem przyznaję, że mim iż "Msza za mordercę" Bożkowskiego jest według mnie rewelacyjna, to nie czytałam ani "Zbrodni na eksport" ani "Pięknej kobiety w obłoku spalin". Te książki jeszcze przede mną.
Nie, nie zapomniałam o tak znanym autorze, jak Joe Alex. Specjalnie go pominęłam, bo jego bohater nie zajmuje się morderstwami popełnionymi w Polsce, a w Wielkiej Brytanii. Poza tym główny bohater jest detektywem amatorem współpracującym z przyjacielem zatrudnionym w Scotland Yardzie, a nie w naszej milicji.
Mam dosyć niewygodny nawyk, wracam do książek, które już kiedyś czytałam. Nie do wszystkich oczywiście, ale do niektórych tak. Niestety przez to mam mniej czasu na czytanie nowych. Ale jak nie wrócić do kryminału, w którym główny bohater idący porozmawiać ze świadkiem snuje rozważania mniej więcej takie: tutaj są same wille, na pewno mieszkają tu sami przestępcy, bo nikt, pracujący uczciwie, nie jest w stanie zarobić tylu pieniędzy, żeby wybudować i wyposażyć taki dom. Albo te opisy kolacji z super kanapkami, na których znajdują się sardynki, żółty ser i pomidor. I te opisy zakupów robionych przez świadków, sprawców, czy przedstawicieli prawa (z trudem zdobyta wędlina niesiona w siatce – plecionce, nie wiem, czy pamiętacie?). Pomijając motyw zbrodni, w kryminałach doby PRL, jest coś takiego, jak w książkach Agathy Christie – poznajemy lub przypominamy sobie rzeczywistość, która już minęła. Taka mała podróż w czasie. I nawet niekiedy powody zbrodni są inne, dostosowane do tamtych czasów. Czytałam niedawno książkę Jacka Joachima, powodem zabójstwa była obawa, że w razie kompromitacji zawodowej sprawca nie dostanie paszportu i nie wyjedzie za granicę.
Wiem, że otacza nas (czytelników) ogromna ilość nowych publikacji, ale może czasem warto sięgnąć, dla odmiany, po coś starszego? Pisanego w inny sposób? Chociażby po to, aby sprawdzić, jak się zmienił sposób pisania kryminałów w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Zdecydowanie polecam :-)