#

"Mam nadzieję, że „Przyjaciółka” spełni oczekiwania czytelników"

wywiad z B. A. Paris

​Z B.A. Paris o początkach jej kariery pisarskiej, poruszanych tematach, sukcesach i najnowszej książce rozmawia Małgorzata Chojnicka

Małgorzata Chojnicka: Zaczęła Pani pisać w wieku dojrzałym, kiedy już miała, jak to się u nas mówi, odchowane dzieci. Co było takim impulsem, że usiadła Pani i zaczęła spisywać historię?

B. A. Paris: Rzeczywiście, długo koncentrowałam się na domu i dzieciach, więc z jednej strony chciałam po prostu wreszcie zrobić coś wyłącznie dla siebie. Ale z drugiej strony, to właśnie jedna z moich córek stwierdziła pewnego razu, że powinnam zacząć pisać. Trafiła na ogłoszenie o konkursie na powieść i zasugerowała, żebym wzięła w nim udział. Miałam już za sobą co prawda małe próby pisarskie, ale to były tylko drobiazgi – głównie opowiastki dla dzieci – a przecież coś takiego nijak się ma do tworzenia poważnych konstrukcji fabularnych z całą ich mnogością wątków i bohaterów. Pomimo tego moja córka bardzo się upierała, obstając przy tym, że sobie poradzę. Ta dziecięca wiara w to, że rodzic może wszystko jest naprawdę uskrzydlająca. Sprawiła, że odważyłam się spróbować i okazało się, że rzeczywiście… dałam radę!

M.Ch.: „Za zamkniętymi drzwiami” wywołała we mnie ogromne emocje, bo z przemocą w rodzinie mam do czynienia od samego początku swojej pracy zawodowej i znam te mechanizmy, które pozwalają w koszmarnym związku trwać przez długie lata. Nie bała się Pani podjąć tego tak trudnego tematu?

B. A. P.: Przyznam, że pisząc tę historię traktowałam ją jako całkowitą fikcję. Pracując nad książką nie miałam poczucia, że dotykam jakiegoś trudnego i ważnego tematu. Dopiero po jej opublikowaniu zaczęły do mnie docierać głosy kobiet, które jak się okazało dostrzegły siebie, lub inna kobietę, którą znały, w mojej bohaterce i w tej dramatycznej sytuacji, w jakiej się znalazła. Nagle stało się dla mnie jasne, jak ważna jest ta książka dla wielu kobiet. Że stanowi w pewnym stopniu odzwierciedlenie rzeczywistości, jest ostrzeżeniem, ale też daje nadzieję. Stąd chyba zresztą wziął się tak wielki sukces „Za zamkniętymi drzwiami” – kobiety były w stanie identyfikować się z tematem powieści, nawet jeśli niekoniecznie same przeszły przez to, co jej bohaterka.

M.Ch.: W kolejnych książkach podnosi Pani poprzeczkę coraz wyżej. W „Uwięzionej” wzięła Pani na tapetę syndrom sztokholmski. Skąd ten pomysł?

B. A. P.: Termin „syndrom sztokholmski” po raz pierwszy usłyszałam jako nastolatka, tuż po głośnym napadzie na bank w Sztokholmie w 1973 roku, który zresztą dał nazwę temu dziwnemu stanowi psychicznemu. Napastnicy wzięli wtedy zakładników, przetrzymywali ich przez sześć dni, a kiedy policja wreszcie ich uwolniła, ci nie mieli zamiaru zeznawać przeciwko porywaczom, nie chcieli, żeby trafili do więzienia, właśnie dlatego, że przez ten krótki czas wytworzyła się między nimi więź, której nie chcieli rozerwać. Rok później Patty Hearst, córka magnata prasowego, została uprowadzona przez lewicowych ekstremistów. Warunkiem jej uwolnienia było przekazanie wsparcia potrzebującym. Żądania kidnaperów spełniono, ale Patty nie wróciła do rodziny, tylko dołączyła do porywaczy. Została schwytana przez policję podczas jednego z napadów na bank, dokonanego przez grupę. To utożsamianie się ofiary z oprawcą, ta niezwykła więź, która rodzi się pomiędzy nimi, zawsze wydawała mi się fascynująca. Czułam wielka potrzebę, żeby tego tematu dotknąć.

M. Ch.: W Polsce jest Pani niekwestionowaną królową thrillera psychologicznego. Jak się Pani czuje ze świadomością, że polscy czytelnicy tak Panią kochają i z takim zapałem kupują Pani książki?

B.A.P.: To naprawdę niesamowite, że ja i moje thrillery psychologiczne odnieśliśmy w Polsce tak olbrzymi sukces. Czuję się zaszczycona, że tak wielu czytelników sięga po moje książki i jestem pod wielkim wrażeniem ich lojalności – czytają mnie od 2017 roku, kiedy to ukazała się powieść „Za zamkniętymi drzwiami”, i wciąż nie mają dość. Całe szczęście, mam dla nich nową książkę. Mam nadzieję, że „Przyjaciółka” spełni ich oczekiwania.

M.Ch.: Jakie znaczenie mają dla Pani Nagrody Bestsellery Empiku?

B.A.P.: Olbrzymie. W lutym w Warszawie odebrałam drugą już statuetkę Bestsellera Empiku, tym razem w kategorii kryminał i thriller za „Uwięzioną”. Poprzednią otrzymałam za powieść „Terapeutka” w kategorii literatura zagraniczna. Jestem wdzięczna Empikowi za to, że od samego początku wspiera sprzedaż moich książek. To jest nagroda szczególnie dla mnie ważna, bo jest nagrodą za sprzedaż, czyli w sposób wymierny wskazuje na popularność moich powieści w Polsce. Każdy z moich thrillerów psychologicznych był zresztą nominowany do tego wyróżnienia, a na koncie mam też pięć nominacji w plebiscycie Książka Roku Lubimy Czytać oraz prestiżową Honorową Nagrodę Wielkiego Kalibru, przyznaną mi przez jury Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu w maju ubiegłego roku za wyjątkowy wkład w gatunek thrillera psychologicznego. Moje książki chyba nigdzie nie cieszą się tak wielką popularnością jak w Polsce i nie zbierają tylu nagród! To jest coś absolutnie wspaniałego!

M.Ch.: Zdradzę Pani, że „Przyjaciółka” wywołała we mnie taki „łomot” emocjonalny, że jeszcze do tej pory nie doszłam do siebie. Czy ta historia ma swój pierwowzór w realny życiu, czy jest tylko wymysłem Pani wyobraźni?

B.A.P.: Nie, to nie jest historia oparta na faktach, to wyłącznie wytwór mojej wyobraźni. Mam wręcz nadzieję, że nic takiego się nikomu w rzeczywistości nie przydarzyło i nie przydarzy. W książce dzieją się rzeczy bardzo mroczne, choć może te najbardziej ponure i złowrogie dopiero pod koniec powieści… No w każdym razie nic takiego nie wydarzyło się naprawdę, a przynajmniej ja o tym nie wiem.

M.Ch.: Skonstruowanie postaci Laure to dla mnie prawdziwy majstersztyk. Jak Pani ją wymyśliła?

B.A.P.: Laure to bohaterka całkowicie wymyślona, choć chyba każdy z nas miał kiedyś w domu gościa, który troszkę zbyt długo się zasiedział… Laure jest właśnie taką osobą – najpierw, kiedy się pojawia, wzbudza naszą sympatię i współczucie, czujemy się zobowiązani, by się nią zająć, zaopiekować. Jednak z biegiem czasu jej obecność staje się kłopotliwa i irytująca dla gospodarzy (w książce są nimi Iris i Gabriel), którzy chcieliby jak najprędzej pozbyć się nieproszonego gościa i tylko szukają dobrego pretekstu. I choć Laure od lat jest ich serdeczną przyjaciółką, chyba właśnie zaczynają jej nie znosić…

M.Ch.: Kilka Pani książek znalazło się w finale plebiscytu „Książka Roku” Lubimy Czytać. Czy spodziewała się Pani takiej popularności w kraju nad Wisłą?

B.A.P.: Ależ skąd, ani trochę. Rzeczywiście w tym roku byłam nominowana już po raz piąty. Wiem, że ten konkurs to taki odpowiednik plebiscytu organizowanego przez serwis Goodreads, a nominacja oznacza, że czytelnicy nie tylko chętnie sięgają po moje powieści, ale też znajdują czas, by podzielić się swoimi opiniami o nich i wysoko je oceniają. Nie mogłabym sobie wymarzyć większej popularności i bardziej serdecznego przyjęcia niż tutaj, co potwierdza się za każdym razem, gdy odwiedzam Polskę. Jestem bardzo wdzięczna Albatrosowi, mojemu wspaniałemu wydawnictwu, które bardzo dba, by moje książki były widoczne i świetnie się sprzedawały i moim polskim czytelnikom, którzy te książki kupują, od samego początku śledzą moją karierę i tak gorąco mi kibicują – to naprawdę niesamowite i bardzo, bardzo miłe.

M.Ch.: Zadam Pani teraz jedno z moich ulubionych pytań. Jak Pani pracuje? Wstaje wcześnie rano, by pisać, czy może zarywa Pani noce?

B.A.P.: W idealnym świecie wstawałabym codziennie o ósmej rano i pracowała bez przerwy przez pięć, sześć godzin. Kończyłabym około 14.00 i resztę dnia miałabym dla siebie, mogłabym go poświęcić rodzinie albo choćby dbaniu o ogród. No ale świat nie jest doskonały, więc takie dni prawie się nie zdarzają. Piszę, kiedy mam czas, często nocą, ponieważ nie sypiam zbyt dobrze. Wstaję wtedy z łóżka, siadam przed komputerem i piszę.

M.Ch.: Czy zdarzają się przypadki, że wymyśleni przez Panią bohaterowie zaczynają żyć własnym życiem i nie godzą się na Pani pomysły?

B.A.P.: Zdecydowanie! Szczególnie, że kiedy zaczynam pisać, nawet dobrze ich nie znam. Bohaterowie rozwijają się w miarę powstawania kolejnych rozdziałów i rozwoju fabuły. Często zaskakuje mnie, do czego są zdolni. Bywa, że postaci pozornie bierne i poddające się biegowi wydarzeń nagle okazują się niesamowicie aktywne i skłonne do niezwykle śmiałych czynów. To naprawdę zaskakujące i może nawet trochę przerażające.

M.Ch.: Jakie sceny są dla Pani najtrudniejsze do napisania?

B.A.P.: To zależy – także od tego, nad którą częścią tekstu akurat pracuję. Czasami trudnym może okazać się dialog między postaciami, jeśli trzeba zbudować napięcie, a jednocześnie nie zdradzać wszystkiego. A niekiedy to scena opisowa okazuje się nieoczekiwanym wybojem. Ale zdecydowanie najłatwiej pisze mi się sceny z dużym ładunkiem emocjonalnym – tam gdzie więcej dynamiki, tam też piszę z większą śmiałością i werwą.

M.Ch.: Kto jest pierwszym odbiorcą Pani książek?

B.A.P.: Zwykle jedna z moich pięciu córek, ta która ma akurat czas. Kiedy kończę książkę, pytam: Kto chciałby ją przeczytać? I czasami… zapada cisza. (śmiech!) Oczywiście żartuję. Tekst dostaje pierwsza chętna – lubię, kiedy któraś z nich rzuci okiem na tekst, zanim wyślę go mojej agentce, a ona przekaże go wydawcy. Chodzi o ogólne wrażenie, a także drobne poprawki – nie chcę, żeby wyglądało, że w tekście panuje bałagan, są literówki, czy jakieś nielogiczności.

M.Ch.: W jaki sposób odreagowuje Pani tak ciężkie tematy, jakie porusza w swoich książkach?

B.A.P.: Chyba po prostu dość dobrze mi wychodzi oddzielanie życia prywatnego od tego, co dzieje się w moich książkach. I chociaż bardzo angażuję się w to, o czym piszę, to zostawiam to za sobą w momencie, kiedy zamykam laptopa i wracam do tego dopiero wtedy, kiedy znów siadam do pisania.

M.Ch.: Po jakie książki sięga Pani najchętniej, by odpocząć i miło spędzić czas?

B.A.P.: Czytam sporo thrillerów psychologicznych, żeby być na bieżąco z tym, co oferuje rynek, ale też żeby wesprzeć dobrą opinią książki pisane przez moich kolegów i koleżanki. Nie wiem, czy tak jest w innych krajach, ale w Wielkiej Brytanii to bardzo powszechne, że opiniujemy książki innych autorów z tego samego gatunku. Jesteśmy dla siebie taką literacką grupą wsparcia. No ale ponieważ sama też thrillery piszę, to żeby się rzeczywiście odprężyć sięgam najchętniej po sagi rodzinne, rozciągające się na szereg pokoleń, z mnóstwem wątków, postaci i perypetii.

M.Ch.: Czego Pani życzyć jako pisarce?

B.A.P.: Żebym napisała kolejną tak popularną książkę jak „Za zamkniętymi drzwiami” – która odbiła się szerokim echem na całym świecie! (śmiech!) Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby to się kiedykolwiek ziściło. No ale zawsze można trzymać kciuki za to, żeby czytelnicy nadal sięgali po moje powieści i uważali je za interesujące. Marzę też o opublikowaniu książek, które pisałam do szuflady zanim wzięłam się za thrillery psychologiczne – to są powieści z gatunku „dramat rodzinny”. Naprawdę chciałabym do nich wrócić, uważam, że byłaby szkoda, gdyby nigdy nie ujrzały światła dziennego.

M.Ch.: Dziękuję pięknie za rozmowę!

Małgorzata Chojnicka