#

Bez doświadczeń zawodowych w ogóle nie próbowałbym pisać powieści szpiegowskich

wywiad z Robertem Michniewiczem

Chcę zapoznawać Czytelników z kulisami pracy operacyjnej, żeby choć przez chwilę poczuli się, jakby mogli zajrzeć za „kulisy” działalności wywiadu. Oczywiście fabuły moich powieści nie mogą kopiować prawdziwych operacji wywiadowczych czy rzeczywistych agentów lub oficerów. Mogą być jednak podobne do historii, które wydarzyły się w rzeczywistości. O pisarskich marzeniach, czerpaniu z doświadczenia zawodowego i poszukiwaniu materiałów do książki z Robertem Michniewiczem, autorem "Doliny szpiegów" rozmawia Małgorzata Chojnicka.

Były oficer wywiadu brzmi intrygująco. Nie zapytam, skąd taki pomysł na życie, bo to zapewne splot różnych zbiegów okoliczności. Gdyby mógł Pan cofnąć czas, dokonałby tych samych wyborów?

R.M. W pytaniu najbardziej nie podoba mi się określenie „były” (śmiech!). Uprzytamnia nieuchronny upływ czasu, na który niestety nie mamy wpływu. Wracając do pytania, to chętnie opowiem, skąd wzięła się moja służba w wywiadzie. Kończyłem prawo na Uniwersytecie Warszawskim i specjalizując się w prawie międzynarodowym publicznym i interesując się problematyką międzynarodową, w konsekwencji myślałem o pracy w MSZ. Ponieważ dostałem propozycję z wywiadu, po zastanowieniu uznałem, że to jeszcze ciekawsze i bardziej emocjonujące. Czy gdybym cofnął czas, podjąłbym tę samą decyzję? Pewnie tak - kto w młodości nie marzy o tajnych operacjach, podróżach po świecie i niebezpiecznych sytuacjach znanych z ekranów kinowych i książek sensacyjnych? Dodatkowym potwierdzeniem słuszności, wówczas podjętej decyzji, jest obecna moją sytuacja, gdy doświadczenia z pracy operacyjnej faktycznie stanowią podstawę umożliwiającą pisanie książek.

Co skłoniło Pana do pisania książek?

R.M. Marzenia. Zawsze chciałem pisać powieści. A ponieważ moja służba w wywiadzie uniemożliwiała aktywność pisarską, wróciłem do tych marzeń dopiero na emeryturze. Trzy lata temu postanowiłem spróbować i po półtora roku powieść „Dolina szpiegów” była gotowa. Od dawna pociągała mnie tematyka, która stała się podstawą fabuły. Książkę przeczytali moi najbliżsi oraz dobry przyjaciel, a ich pozytywne oceny zachęciły mnie do dalszej pracy. Może nawet bardziej to, że nabrałem przekonania, o możliwości zbudowania ciekawej historii oraz właściwych dla treści książki dialogów. Potem napisałem „Partnerów.Początek”. Przyznaję, że tworzenie kolejnych fabuł nie stanowi dla mnie większego problemu, i poza dwiema kolejnymi powieściami, które ukażą się jeszcze w 2024 roku i na przełomie kolejnego, mam już wstępnie przygotowane różne pomysły, czekające w moim laptopie.

Debiut „Początek. Partnerzy” serwuje podczas lektury potężną dawkę adrenaliny. Akcja toczy się w zawrotnym wprost tempie. Nie planuje Pan powierzyć Basi i jej partnerowi kolejnego zadania do wykonania?

R.M. Odpowiedź na to pytanie nie jest tajemnicą. Powstała już druga część „Partnerów” i aktualnie jest po pracach redakcyjnych. Premiera zaplanowana została na sierpień, czyli trzymamy się tradycji, gdyż powieść „Partnerzy. Początek” ukazała się 9 sierpnia 2023 roku. Ja łatwo zaprzyjaźniam się z moimi bohaterami, dlatego chciałbym, żeby ich losy zawodowe i prywatne były fabułą kolejnych powieści z tego cyklu. A w drugiej części zapowiadam dużą porcję emocji i zwrotów akcji. Dawka adrenaliny będzie nie mniejsza, a zagrożenia dla życia bohaterów zdecydowanie większe. Nie mogę powiedzieć zbyt wiele, ale dodam, że Basia i Piotr w „Partnerach.Początek” zadarli z bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem, jakim jest rosyjski wywiad, który nie pogodzi się z porażką i upokorzeniem. Stąd tytuł „Partnerzy. Zemsta”. Dodatkowo w powieści pojawi się więcej wątków o rosyjskiej infiltracji kręgów polskiej polityki, co stanowi realne zagrożenie dla naszego kraju.

Proszę zdradzić, jak wyglądała praca nad „Doliną szpiegów”? Podejrzewam, że wymagała zebrania ogromu materiałów z czasów II wojny światowej…

R.M. Z pewnością była trudniejsza i bardziej pracochłonna niż powieść współczesna, którą praktycznie można pisać „z marszu”. „Dolina szpiegów” była dla mnie wyjątkowym wyzwaniem, ponieważ pisałem ją jako pierwszą książkę w moim dorosłym życiu. Powieść miała kilka różnych wersji. Początkowo znacznie większą rolę odgrywała rywalizacja „na odległość” dwóch agentów: polskiego działającego w niemieckim wywiadzie i niemieckiego aktywnego w brytyjskich służbach specjalnych. Ten wątek w książce pozostał, ale bardziej skoncentrowałem się na losach polskiego szpiega. Za to w końcowej części powieści na Czytelników czeka duża niespodzianka, wynikająca właśnie z powiązania tych wątków. Co do zbierania materiałów, to rzeczywiście była to wymagająca praca. Choć z drugiej strony, ja odbiegam od stereotypu i nie gromadzę wiedzy w całości przed rozpoczęciem pisania. W znacznym stopniu proces ten jest równoległy do pisania książki i rozwoju fabuły.

Skąd zainteresowanie tym okresem?

R.M. Kiedy zastanawiałem się nad historią działalności wywiadów, lata II wojny światowej zawsze wydawały mi się takim „romantycznym” okresem - w porównaniu do naszych czasów. Był jeden śmiertelny wróg, którego należało pokonać w każdy możliwy lub nierealny sposób. Wojna to wojna. Dlatego napisałem powieść bliską klasycznym historiom o akcjach wywiadów lub grup komandosów, z czasów gdy znienawidzony przeciwnik zagrażał światu i należało podjąć się nierealnej misji, żeby wygrać ważne starcie czy odkryć tajemnice wroga. Na własny użytek nazywam takie powieści gatunkiem „wojennego płaszcza i szpady” z XX wieku. Tym bardziej moja książka pasuje do tego określenia, gdyż w zawiera ważny dla fabuły wątek miłosny z konsekwencjami (śmiech). Ale na ten temat nie mogę powiedzieć nic więcej.

W późniejszych latach nie wszystko już było takie proste, czarno-białe, a i wrogów było dużo więcej. Także konflikty zbrojne wyglądają teraz zupełnie inaczej. Poza tym fabuła „Doliny szpiegów” dziejąca się w czasie tamtej wojny, był spełnieniem kolejnego marzenia - o napisaniu powieści w typie „Tylko dla orłów” czy „Dział Nawarony”. Z tą różnicą, w porównaniu do książek Alistaira MacLeana czy innych podobnych autorów, że kluczowa część akcji mojej powieści odbywa się w Polsce, na Podhalu, a zamiast Brytyjczyków czy Amerykanów, operację specjalną realizują polscy żołnierze – cichociemni.

Doskonale przybliżył Pan wiedzę o Cichociemnych Spadochroniarzach Armii Krajowej. To fenomenalna formacja, o której chyba wciąż za mało się mówi.

R.M. Faktycznie, rozpoczynając pisanie książki, ja również miałem bardzo ogólną wiedzę na temat cichociemnych. Zapoznając się z kolejnymi materiałami źródłowymi, zbudowałem sobie bardzo szczegółowy obraz tej formacji, systemu szkoleń czy udziału w poszczególnych etapach wojny. Także o zupełnie nieznanych operacjach realizowanych przez cichociemnych poza Polską. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie i w „Dolinie szpiegów” grupa polskich komandosów zostaje wysłana na dramatyczną akcję do Francji, w porozumieniu z brytyjskim Zarządem Operacji Specjalnych. Kusi mnie teraz, aby cichociemnych, których Czytelnicy poznają w powieści, wysłać na inną trudną operację w Europie…

Podczas pisania na pewno wykorzystał Pan swoje doświadczenie oficera wywiadu…

R.M. Bez doświadczeń zawodowych w ogóle nie próbowałbym pisać powieści szpiegowskich. Co nie oznacza, że tylko prawdziwy szpieg może napisać dobrą książkę tego gatunku, tak jak autorem kryminału nie musi być policjant albo psychopatyczny morderca (śmiech!). W moich książkach, współczesnych czy historycznych jak „Dolina szpiegów”, staram się pokazać metody działalności operacyjnej i środki techniczne stosowane w wywiadzie. Te prawdziwe, a nie wymyślone na potrzeby filmów o Jamesie Bondzie. Przykładowo: jak wywiadowca, który uzyskuje tajne materiały może ich się szybko pozbyć, aby uniknąć zatrzymania przez służby bezpieczeństwa przeciwnika? Jak przeprowadza się prawdziwą rozmowę werbunkową, mającą zmusić ważnego figuranta do współpracy? Z takimi sytuacjami Czytelnicy zapoznają się właśnie w „Dolinie szpiegów”. Chcę zapoznawać Czytelników z kulisami pracy operacyjnej, żeby choć przez chwilę poczuli się, jakby mogli zajrzeć za „kulisy” działalności wywiadu. Oczywiście fabuły moich powieści nie mogą kopiować prawdziwych operacji wywiadowczych czy rzeczywistych agentów lub oficerów. Mogą być jednak podobne do historii, które wydarzyły się w rzeczywistości.

Gdyby miał Pan wymienić cechy doskonałego szpiega, jaka zajęłaby pierwsze miejsce?

R.M. To łatwe i trudne pytanie. Można wymienić wiele takich cech, z których jedne będą wartościowe przy działaniach samodzielnych, inne przy pracy w grupie, a jeszcze inne w odniesieniu do działań w terenie, czy przy analizie wartości materiałów wywiadowczych. Myślę, że do najważniejszych należą: rozsądek w działaniu, odwaga, duża wiedza ogólna i inteligencja oraz solidność i wiarygodność. Wskazane cechy odbiegają znacząco od popularnych, filmowych wzorców, gdzie siła fizyczna czy znajomość sztuk walki i uwodzenia odgrywają kluczową rolę. Bohaterowie popularnych filmów szpiegowskich cały czas uczestniczą w pościgach, strzelaninach czy dokonują heroicznych wyczynów, zazwyczaj zupełnie nieprawdopodobnych. W prawdziwej pracy wywiadowczej takie sytuacje są jedynie marginesem, rzeczywistość to żmudne opracowywanie koncepcji realizacji zadania, długotrwałe przygotowywanie się do spotkań, analizowanie wartości uzyskiwanych informacji i wiele innych czynności z pozycji biura, a nie akcji w terenie.


Czy Carl von Wedel ma swój pierwowzór? Wszak podczas II wojny światowej działalność wywiadów osiągnęła niespotykaną do tej pory skalę.

R.M. Nie. Główny bohater mojej powieści został całkowicie wymyślony. Chciałem pokazać młodego, inteligentnego i odważnego Niemca, który w oparciu o racjonalne decyzje i przekonanie, że zło jakim był faszyzm, trzeba pokonać za wszelką cenę - chce z nim walczyć. A ponieważ miał propolskie sympatie, to fakt, że propozycja współpracy padła ze strony oficera polskiego wywiadu, ułatwił mu trudną decyzję. Nie chciałem powielać typowych schematów, czyli polskim agentem może być jedynie Polak. Właśnie Niemiec, jako reprezentant narodu niszczącego wolny świat, ale mający własne „trzeźwe” poglądy, moim zdaniem może świadomie i z narażeniem życia działać dla Polski. Oczywiście, że podczas trwającej kilka lat wojny światowej, aktywność wywiadowcza wszystkich wrogich stron konfliktu była ogromna i nigdy wcześniej i zapewne później niespotykana. Kluczowe było zdobycie informacji, co jest właśnie domeną wywiadu, a posiadanie jej warunkuje zwycięstwo lub porażkę każdej z walczących stron.

Czy użyczył Pan Carlowi jakieś swoje upodobania, a może coś z charakteru?

R.M. Bohaterowie moich powieści mają moje wybrane cechy charakteru, zasady życiowe czy upodobania. Oczywiście, tylko ci pozytywni (śmiech!)! Negatywni nie mają tego przywileju, a ich charaktery odzwierciedlają negatywne wzorce, z jakimi spotkałem się w życiu. Przykładowo w pierwszej części „Partnerów” jest szef Agencji Wywiadu i jego zastępca, obaj byli wzorowani na osobach, które trafiły do wywiadu z klucza politycznego lub koleżeńskiego. Carl, ale również Basia Szymańska z „Partnerów. Początek”, przejęli ode mnie m.in. zasadę, że nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji, nie wolno się poddawać. Trzeba walczyć z przeciwnościami. To dotyczy nie tylko fikcji literackiej, ale przede wszystkim życia.


Nie ukrywam, że po lekturze „Doliny szpiegów” czuję pewien niedosyt. Czy czytelnicy mogą się spodziewać kontynuacji losów Carla i Lotte?

R.M. To bardzo miłe dla autora, kiedy słyszy takie pytanie. Jak powiedziałem wcześniej, lubię głównych bohaterów moich książek i szkoda mi porzucać ich po krótkiej „znajomości”. W „Od autora” na zakończenie „Doliny szpiegów” wspominam o kontynuacji, tym bardziej, że wiele pytań związanych z tą historią może zaciekawić Czytelnika. Mam ochotę na kolejną część powieści, w realiach tuż po zakończeniu wojny, kiedy tereny wyzwolone często przypominały amerykański Dziki Zachód. Dużo jednak zależy od tego, czy Czytelnikom powieść się spodoba. Jeżeli tak, to wszystko jest możliwe, również oddzielna historia z udziałem Piotra Mularczyka i innych cichociemnych. Zobaczymy…

Czy zabierając się za pisanie, miał Pan już gotowe zakończenie?

R.M. Pomimo zawodu, który wykonywałem i różnych trudnych sytuacji, w których uczestniczyłem, zawsze liczę na pozytywne zakończenie (śmiech!). Niedawno skończyłem powieść, w której zakończenie mnie samego zaskoczyło, a czytający dopiero w ostatnich zdaniach przekonają się, że rzeczywistość może się bardzo różnić od tego, co nam się przed chwilą wydawało. Poważnie mówiąc, to pisząc książkę zazwyczaj nie wiem dokładnie, jakie będzie zakończenie. Podobnie było z „Doliną szpiegów”. Moja fabuła powstaje chronologicznie i nawet jeżeli zaczynając mam swoje założenia, to rzadko ich się trzymam.

Co było najtrudniejsze w pracy nad „Doliną szpiegów”?

R.M. Dotarcie do źródeł opisujących, jak w czasie okupacji Niemcy przemianowali nazwy ulic w Zakopanem. Poważnie! Trafiłem tylko na jedną książkę, która przybliża ten temat. Trudne, w aspekcie wymyślenia realnych zdarzeń, było pogodzenie czasowe losów Carla von Wedela i oddziału cichociemnych, w powiązaniu z działaniami hitlerowskiego aparatu bezpieczeństwa. Jak Czytelnicy przekonają się, ten element ma kluczowe znaczenie dla fabuły. I jeszcze jedno. Decyzja o odejściu od konwencji powieści sensacyjno-szpiegowskiej, w której kluczowa jest akcja, i dołączenie wątku związku Carla z Lotte. Bardzo czekam na opinie Czytelników w tej kwestii, oczywiście po przeczytaniu powieści.

Ze względu na swoje doświadczenie z pewnością dostrzega Pan więcej niż przeciętny Kowalski. Co Pana najbardziej niepokoi w obecnej sytuacji na świecie?

R.M. To że istniejący od zakończenia II wojny światowej, w cywilizowanym świecie, szczególnie w Europie, paradygmat o pokojowym współistnieniu został złamany przez Rosję. Nagle pojawiły się realne zagrożenia, już nie tylko lokalnie w Afryce czy na Bliskim Wschodzie, ale właśnie w Europie, potem również wzrosło napięcie w Azji. Oczywiście najbardziej niepokoi mnie groźna polityka Moskwy i to jak daleko władze rosyjskie mogą się posunąć.

Czego Panu życzyć jako pisarzowi?

R.M. Może jak każdemu – zdrowia. Wbrew pozorom aktywność literacka, a szczególnie promocyjna wymaga dobrej kondycji i wolnego czasu (śmiech). A w kategorii moich marzeń literackich, to chciałbym zawsze oferować czytelnikom nowe dramatyczne i emocjonujące historie, które wciągną ich bez reszty. Tak jak w przypadku mojej pierwszej książki, gdy czytelnicy nie mogąc się od niej oderwać, zarywali noce czy rezygnowali z życiowych przyjemność, dlatego aby nie przerywać lektury. W licznych opiniach na temat „Partnerów” wspominano, że jest to gotowy scenariusz na film czy serial. Więc może przydałyby się życzenia także w tym obszarze. I jeszcze jedno, dalszej tak doskonałej współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca jak dotychczas. Właśnie dzięki zaufaniu i wsparciu ze strony pracowników Wydawnictwa mogę realizować moje literackie marzenia.



o książce

Małgorzata Chojnicka