#

W OKK po niemiecku

felieton z cyklu: Im dalej w las, tym większy kryminał

Agnieszka Pruska

Czytam. Czytam całkiem sporo i dosyć szybko, a zarwana nad książką noc nie jest mi obca. Gdyby nie konieczność wstania o poranku w celu pójścia do pracy, większość książek czytałabym do skutku, czyli od początku do końca za jednym zamachem. Jak każdy rasowy czytelnik mam swoje ulubione obszary literatury: ze względu na gatunek, na autora czy tematykę, i to na nich się skupiam, bo wszystkiego przeczytać się nie da, nawet po wykluczeniu tych pozycji, które nie interesują mnie z definicji. W związku z tym część książek, które zdecydowanie dodałabym do ulubionych, jest mi po prostu nieznana, a o autorze może i słyszałam, ale na tym się skończyło. Na „rozpoznanie czytaniem” najnormalniej w świecie brakuje mi czasu i w związku z tym często żeruję na opinii znajomych.

Te moje książkowe znajomości można podzielić na dwie grupy: „prywatni znajomi” i OKK, czyli Oliwski Klub Kryminału. Z pierwszą grupą od zawsze współpracuję na polu wymiany informacji czytelniczych i samych „czytadeł”, OKK w moje życie wkroczyło niedawno, tak ze trzy lata temu chyba. Wkroczyło i zostało. Regularnie, raz w miesiącu stawiam się bibliotece, czekając na spotkanie z autorem, grę kryminalną albo pogaduchy o książkach, bo jakby nie było jest to przecież klub dyskusyjny. I właśnie podczas tych spotkań dyskusyjnych można „zassać” sporo wiedzy od innych klubowiczów, takich, którzy czytają jeszcze więcej, lubią innych autorów albo trafili na jakieś kryminalne perełki. Niezłym źródełkiem są też spotkanie tematyczne, na których wcześniej wybrany ochotnik prezentuje dorobek „kryminalny” jakiegoś kraju. Na przykład kryminały niemieckie, które są zdecydowanie mniej popularne niż na przykład brytyjskie lub skandynawskie.

Pod pojęciem „kryminał niemiecki” tak naprawdę kryją się kryminały niemieckojęzyczne, a więc te pochodzące z Niemiec, Austrii i Szwajcarii. Jako pierwsze, takie „prakryminały”, pojawiły się pitawale, opisujące autentyczne historie, dopiero potem zaczęły powstawać książki, będące z założenia powieściami kryminalnymi. Ciekawostką jest to, że zasięg kryminałów niemieckojęzycznych jest niekiedy lokalny i ogranicza się do landu lub kantonu, z którego pochodzi autor. Ponieważ każdy region chce mieć swojego, a nie ogólnokrajowego, mistrza kryminału, istnieje sporo nagród literackich o zasięgu jedynie lokalnym. Zaskoczyło mnie również to, że podobno Austriacy są bardziej nowatorscy w pisaniu kryminałów niż Niemcy, a to właśnie tych pierwszych wyobrażałam sobie jako bardziej tradycyjnych. Może moje wyobrażenie było błędne albo z autorami kryminałów rzecz ma się inaczej? Trzeba będzie poczytać i sprawdzić.

Oto króciutki przewodnik po autorach (tych omówionych na spotkaniu):

- Erich Kestner. Tak, wiem, że pisał książki dla dzieci, ale przecież „Emil i detektyw” to powieść detektywistyczna;

- Friedrich Dürrenmatt, Szwajcar. Jego powieść kryminalna „Sędzia i jego kat” należy do kanonu lektur w niemieckojęzycznych szkołach;

- Jan Costin Wagner, Niemiec. Zapewne ze względu na pochodzenie żony akcja jego powieści rozgrywa się w Finlandii, a głównym bohaterem jest detektyw Kimmo Joentaa („Księżyc z lodu”). Ciekawe jakby wypadło porównanie z Amerykaninem Jamesem Thomsonem („Anioły śniegu”)?

- Friedrich Ani, Niemiec. Autor cyklu kryminałów z Taborem Sudenem w roli głównej (między innymi „Ludzi za ścianą”), kilkukrotny zdobywca nagrody dla najlepszego kryminału niemieckiego;

- Nele Neuhouse, Niemka. Jej kryminały mające swoje korzenie w przeszłości, dotykają tematu drugiej wojny światowej;

- Volker Klüpfel i Michael Kobr, Niemcy. Ich bohater, komisarz Kluftinger, jest zdecydowanie specyficzny i podobno trudno się do niego przekonać, non stop toczy „spór” ze swoim lekko snobistycznym przyjacielem lekarzem i stara się wcisnąć mu szpilę;

- Charlotte Link, Niemka. Wydała kilkanaście książek, przedstawicielka, jak to określiła opowiadająca o niej miłośniczka kryminałów, „brytyjskiego nurtu w kryminale niemieckim”;

- Zoran Drvenkar. Chorwat z pochodzenia, od dziecka mieszkający w Niemczech. Jego powieść „Sorry” to kryminał i thriller w jednym. Pracownicy firmy zajmującej się przeprosinami w cudzym imieniu dostają zlecenie przeproszenia za śmierć w męczarniach przepraszanego delikwenta i w ten sposób zostają uwikłani w działanie przestępcy. Nie ma tu bohaterów jednoznacznych i ewidentnego podziału na dobro i zło. Uwaga, książka zebrała sporo pozytywnych opinii, ale podobno nie jest dla każdego odbiorcy...

To tylko ośmiu autorów płci obojga, a jest ich przecież znacznie więcej, chociażby Andreas Frantz, Wolf Haas czy Ferdinand von Schirach.

Mnie osobiście zainteresowali Friedrich Ani i Nele Neuhouse. W pierwszym przypadku zaintrygowała mnie tematyka „Ludzi za ścianą”. Nie spotkałam się jeszcze z kryminałem, którego głównym wątkiem byliby ludzie zaginieni. Owszem, zdarza się, że przy okazji prowadzonej sprawy policja trafia na urywający się trop, bo ktoś zaginął, albo śledztwo dotyczy zaginięcia kogoś uwikłanego w przestępstwo. Tabor Suden zajmuje się jednak zupełnie czymś innym. On szuka zaginionych, można rzec, normalnych członków społeczeństwa. Ludzi, którzy, zdawałoby się, nie mieli powodów, aby porzucić swój dotychczasowy świat, rodziny, zawody, przyjaciół i zniknąć. Zniknąć i pozostawić bliskich z nierozwiązaną i bolesną zagadką. Co się stało? Dlaczego odszedł? Wróci? W „Ludziach za ścianą” detektyw (były gliniarz) nie prowadzi sprawy związanej z przestępstwem, ale usiłuje rozwiązać zagadkę zaginięcia właściciela restauracji. Jeżeli jest mowa o przestępstwie, to jedynie w kontekście ucieczki Raimunda Zacherla przed domniemanymi wspólnikami – przestępcami. Dla mnie, przyzwyczajonej do TRUPA w kryminale, to dosyć nietypowe i w prywatnym, osobistym i absolutnie subiektywnym odczuciu, to taki trochę mało kryminalny kryminał (bez przestępstwa). Przesłuchania świadków, dociekanie prawdy, sprawdzanie wątków i hipotez – wszystko to jest, ale nie ma zbrodni. Natomiast książka jako taka jest niezła i porusza istotny temat, bo tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, ile zaginięć jest odnotowywanych każdego roku.

Książki Nele Neuhouse jeszcze przede mną. Na razie mam je w planach, ale ostatnio żyję w lekkim niedoczasie i mam opóźnienie w czytaniu. Poza tym jakaś taka niepożądana z punktu widzenia czytelniczego cecha mi się wykształciła. Jak piszę, to mniej czytam. Kryminał napisany przez Niemkę, mający swoje korzenie w latach drugiej wojny światowej bardzo mnie intryguje i gdy tylko wygospodaruję sobie nieco czasu, na pewno po niego sięgnę.

A z ciekawostek: miejsce rozgrywania się kryminału bardzo często można rozpoznać po jedzeniu, jakim się raczą bohaterowie. Jeżeli są to Niemcy, często występują kiełbaski i piwo, u Austriaków – ciasta ze słynnym tortem Sachera na czele. Szczerze mówiąc, natychmiast robię się głodna, gdy czytam, jak ktoś siada do smakowitego posiłku... I jak tu trzymać linię?