#

Hiobowe wieści

felieton z cyklu: Horrorem w oko

Kazimierz Kyrcz Jr

Nie zamierzam tu ronić krokodylich łez, czy udawać, że sam czytałem wszystkie lektury. Niektóre poznałem tylko we fragmentach, bo szkoda mi było czasu. Co jednak istotne; czasu poświęcanego na czytanie innych, niekoniecznie lżejszych gatunkowo książek.

Od wielu lat w Polsce nie pielęgnuje się czytelnictwa. Nie ma sensownej polityki zachęcania dzieci i młodzieży do czytania. Efekty są tragiczne. Niskie nakłady, beznadziejna dystrybucja, traktowanie książek jak produkt nie różniący się niczym od innych, jakie zalegają na półkach supermarketów...

Swoje wywody wesprę odrobiną statystyki, przez niektórych przekornie nazywanej królową nauk. Tak się bowiem składa, że w listopadzie i grudniu ubiegłego roku Biblioteka Narodowa wspólnie z TNS Polska przeprowadziła kolejne badanie czytelnictwa, zrealizowane na liczącej trzy tysiące respondentów próbie obywateli Polski w wieku piętnastu lat i więcej. Obraz, jaki wyłania się z tych badań, nie napawa optymizmem. W 16% gospodarstw domowych nie ma żadnych książek. Kolejnych 15% posiada w domu wyłącznie podręczniki szkolne i książki kupione na potrzeby dzieci. Przekładając procenty na liczby: 19 milionów Polaków nie miało w ostatnim roku w rękach ani jednej książki, zaś 10 milionów pozostaje absolutnymi bezksiążkowcami.

I co z tego?

Nic.

Poza sporadycznie pojawiającym się w mediach biciem w bębny, nikt (albo prawie nikt) nic z tym nie robi.

Przy czym to jeszcze nie wszystko. Tajemnicą poliszynela jest systematyczny spadek przychodów wydawców, którzy z konieczności rezygnują z wydawania ambitniejszych tytułów, pogłębiające się niedoinwestowanie bibliotek, czy wymuszone sytuacją rynkową zamykanie kolejnych księgarń stacjonarnych… Ręce opadają.

– No dobrze – powie ktoś. – A jak w tym wszystkim odnajduje się horror?

Trudno stwierdzić. Co prawda, zgodnie z wynikami cytowanych wyżej badań, na liście piętnastu najpopularniejszych autorów, Stephen King uplasował się na wysokiej, bo trzeciej pozycji, jednak w tym gronie był jedynym twórcą związanym z grozą.

Tradycyjnie już pozwolę sobie na małą dygresję. Otóż niedawno zwiedzałem naznaczony piętnem hitlerowskiego ludobójstwa Walim. Urocze miasteczko, gdzie pierwszy raz w życiu widziałem znak drogowy: „Budynek grożący zawaleniem!”.

Może przemawia przeze mnie nadmierny pesymizm, ale wydaje mi się, że w podobnym tonie należałoby opisać stan kultury literackiej naszego kraju.