#

Sport w kryminale

felieton z cyklu: Im dalej w las, tym większy kryminał

Agnieszka Pruska

Czy bohaterowie kryminałów lubią sport?

Wszyscy wielbiciele powieści kryminalnych doskonale wiedzą, że w tym gatunku ważne są: fabuła, intrygujący bohaterowie, realny motyw zbrodni, dobrze poprowadzona akcja, podomykane wątki i parę innych rzeczy. Ale czy zastanawialiście się nad obecnością w kryminałach innych elementów? Na przykład sportu? I nie chodzi mi o książki opisujące konkretne dyscypliny, ale te, gdzie sport pojawia się na drugim planie. Jest on w nich bardzo istotny dla całości, można powiedzieć nawet, że w wielu przypadkach determinuje postępowanie bohaterów (nie zawsze tych pierwszoplanowych) i pozwala im wyjść obronną ręką z różnych tarapatów.

W moim życiu sport był zawsze obecny, być może właśnie dlatego zwróciłam uwagę na ten motyw. A może dlatego, że sprawność fizyczna bezsprzecznie kojarzy mi się z policjantem lub detektywem? Szare komórki szarymi komórkami, ale przestępcy nie dają się zatrzymywać bezproblemowo, uciekają i walczą, więc stróż prawa powinien im dorównywać sprawnością fizyczną. Teoretycznie. Wiadomo, że w rzeczywistości różnie to bywa, ale na moje subiektywne wyobrażenie nie wpływa to w najmniejszym stopniu.



Po raz pierwszy ze sportem w powieściach kryminalnych spotkałam się u Artura Conan Doyle’a. Nie wiem, czy pamiętacie, że Sherlock Holmes, oprócz tego, że grał na skrzypcach i odczuwał wyraźny pociąg do narkotyków, trenował również boks, szermierkę i jujitsu. Właściwie czasem trudno sobie wyobrazić połączenie narkomana (bo u Holmesa trudno mówić o przypadkowym i sporadycznym kontakcie z narkotykami) i sportowca, a jednak jego umiejętności w zakresie sztuk walki nieraz były przez Conan Doyle’a podkreślane. W wielu sytuacjach sprawność i umiejętność obrony ratowały życie Holmesowi, doktorowi Watsonowi, oraz osobom, które zlecały śledztwo. Trzeba jednak przyznać, że znajomość sztuk walki najbardziej przydała się Sherlockowi podczas starcia z profesorem Moriarty podczas śmiertelnego starcia nad skalnym urwiskiem.

„Joe wykonał błyskawiczny unik i równocześnie spróbował uchwycić uzbrojoną rękę. Dotknął nawet palcami jej przegubu, ale nie zdążył. Dłoń wykonała mały, prawie niedostrzegalny ruch i nóż uderzył w pierś na wysokości serca. Rozległ się cichy, suchy trzask”. Na szczęście, to nie opis morderstwa, a treningu Joe Alex’ a. W tym przypadku mamy do czynienia z judo, a Alex trenuje we własnym domu pod czujnym okiem doktora Yamamoto. Jak widać, nawet człowiek o żelaznej logice, wykorzystujący mózg, a nie mięśnie, przywiązują dużą wagę do sprawności i umiejętności samoobrony.

Na pewno większość z Was zna książki Mariusza Czubaja, ale czy zwróciliście uwagę, na dwie dyscypliny sportowe obecne w jego powieściach? Główny bohater trenuje karate i pasjonuje się piłką nożną. Mało tego, w przypadku karate wykorzystuje swoje umiejętności podczas konfrontacji z przestępcami. To połączenie: piłka nożna i karate najbardziej jest widoczne w powieści „Zanim znowu zabiję”. Wszystko zaczyna się od zgonu piłkarza, a trener Heinza (Grek Kastoriadis) oprócz tego, że uczy go karate, bierze również udział w śledztwie. Oczywiście niezbyt legalnie. Obie te dyscypliny sportowe są na co dzień obecne w życiu Mariusza Czubaja, miłośnika i znawcy piłki nożnej, a także posiadacza 1 DANA w karate.

Jeżeli mówimy już o sportach walki, trudno nie wymienić komisarza Maciejewskiego Marcina Wrońskiego. W przedwojennym Lublinie jujitsu lub karate nie było na pewno zbyt popularne i być może, dlatego (a może ze względu na osobiste preferencję autora), bohater trenuje (trenował) boks. I podobnie jak u Heinza karate, Maciejewskiemu boks przydaje się w pracy zawodowej. Gość umiejący fachowo przyłożyć przeciwnikowi w zęby, jest na pewno lepszym kandydatem na pełnokrwistego, zadziornego bohatera niż jakaś niezguła. Nawet, jeżeli ostatnio nieco zaniedbał treningi.

Czy ktoś powiedział, że sportem zajmować mogą się tylko główni bohaterowie? Gdy czytałam „Trupa z Nottingham” Saszy Hady, w której to powieści Alfred Bendelin rozwiązuje zagadkę morderstwa Waltera Darringtona, właściciela wydawnictwa, nie spodziewałam się, że nagle moją czujność wzbudzą urazy jednej z bohaterek. Rozmieszczenie siniaków spowodowało moje mruknięcie: „aha, ona coś trenuje” zamiast przypływu współczucia dla biednej, maltretowanej kobiety. Wkrótce okazało się, że mam rację, tym razem również było to karate. Co ciekawe, samej autorce ten sport również nie jest obcy.

Podobnie jak Mariusz Czubaj i Sasza Hady, ja także kazałam trenować swojemu bohaterowi to, co znam najlepiej, czyli aikido. Nadkomisarz Barnaba Uszkier od wielu lat kilka wieczorów w tygodniu spędza w dojo na macie, a swoje umiejętności zdarza mu się wykorzystywać w trakcie pełnienia obowiązków służbowych. Dużo prościej mi pisać o tym, co znam z własnego doświadczenia i mam nadzieję, że opisy „bójek”, w których bierze udział Uszkier są dzięki temu bardziej plastyczne i realne. Oprócz trenowania aikido Uszkier biega. Kiedyś nie lubił, ale podczas jednej ze spraw postanowił spróbować i już tak mu zostało. Na pewno nie jest to ze szkodą dla jego kondycji i sprawności jako policjanta.

Aikido pojawia się również u Rafaela Estrady w „Co mówią umarli”. Juan Proaza, główny bohater okazuje się adeptem tej sztuki walki, która nie tylko pozwala mu utrzymać dobrą formę, ale również ma szansę przydać się w pracy gliniarza i zwiększa pewność siebie. W przypadku „Co mówią umarli” przez moment coś mi jednak z tym aikido zazgrzytało w opisie technik i w określeniach, które ich dotyczyły. Aikidoka tak by nie powiedział. Podejrzewam jednak, że jest raczej kwestia tłumaczenia, poza tym czytelnik nie trenujący aikido niczego nie zauważy.

Pisałam już o bieganiu, więc warto wspomnieć, że jest to sport, którym w jednej z książek Joanny Chmielewskiej, „Mnie zabić”, zajmuje się…morderca. I właśnie ta sprawność, możliwość bezproblemowego przebiegnięcia dziesięciu kilometrów w bardzo przyzwoitym czasie, ma być dla niego jedną z gwarancji ujścia wymiarowi sprawiedliwości.

Co ciekawe, w kryminałach PRL-owskich milicjanci przeważnie cieszą się dobrą kondycją fizyczną, ale dosyć rzadko pojawiają się konkretne dyscypliny sportu, którymi się zajmują. A może po prostu ja jeszcze nie trafiłam na odpowiednie książki? Czasem przewija się boks, gdzieś chyba spotkałam się z judo, a w „Lasce dyrektora Osieckiego” jeden z milicjantów świetnie jeździ konno.

Oczywiście wiadomo, że bardzo wielu bohaterów, głównie powieści sensacyjnych, jest albo była w służbach specjalnych, a to pociąga za sobą ponadprzeciętną sprawność. Pływanie, jazda, konna, sztuki walki, wspinaczka, nurkowanie, bieganie – co kto chce! Mnie osobiście bardzo zawsze zastanawia, że tak mało jest mowy o… strzelaniu. I nie chodzi mi opis strzelaniny lub też po prostu zastrzelenia kogoś, ale o strzelectwo. Przecież to taki przydatny każdemu policjantowi lub detektywowi sport.

Na pewno to tylko niektóre przykłady, jako że niestety nie znam wszystkich powieści kryminalnych. Być może, robiąc krótki przegląd przeczytanych książek, znajdziecie więcej takich przykładów, czego serdecznie wszystkim życzę. Mogę jeszcze podpowiedzieć, że u Akunina jujitsu trenuje Erast Pietrowicz Fandorin :-)