#

​Pracuje jak lekarz – wyłącza emocje i dba, by operacja się udała

wywiad z Wiktorem Mrokiem

O mrocznej stronie ludzkiej natury, skrywanych tajemnicach i o pisarskich planach z Wiktorem Mrokiem rozmawia Małgorzata Chojnicka.

Małgorzata Chojnicka: Jest Pan postacią bardzo tajemniczą. To jeden z elementów promujących Pana książki, czy chęć zmuszenia czytelnika, by sam spróbował rozwikłać, kim Pan jest i czym się zajmuje?

Wiktor Mrok: Może jest to pewna przewrotność z mojej strony, aczkolwiek nie wynikła z zimnej kalkulacji. Generalnie nie przepadam za światem celebrytów i życiem na świeczniku. Wolę, żeby książki przemawiały za mnie, sądzę, że tak jest uczciwiej. Jeśli zaś czytelnikowi sprawi przyjemność małe dochodzenie dotyczące autora, będzie to stanowić uzupełnienie zagadek kryminalnych, które opisuję w książkach.

M.Ch.: Mnie udało się jedynie wyszukać, że ma Pan dwie specjalizacje wojskowe oraz interesuje się psychologią i socjologią. To widać, bo „Incel” jest prawdziwym majstersztykiem, jeśli chodzi o pokazanie mechanizmów, które kierują ludzką psychiką. Miał Pan może do czynienia z psychopatami, czy dysponuje Pan wyłącznie wiedzą teoretyczną?

W.M.: Dziękuję. Majstersztyk to bardzo duże słowo. Rzeczywiście to prawda, mam dwie specjalności wojskowe, techniczne. Bo po prawdzie od dziecka jestem technokratą. Dodatkowo interesuję się psychologią i socjologią, a także seksuologią. W „Incelu” wszystkie te sfery wzajemnie się przeplatają, właśnie po to, żeby ukazać, jak kształtuje się psychika odbiegająca od tego, co przyjęliśmy za normalne. A także jakie są tego konsekwencje. Jednak z psychopatami miałem styczność jedynie poprzez opracowania naukowe i dokumentację procesową.

M.Ch.: Jak przebiegała praca nad „Incelem”? Była dla Pana bardzo obciążająca, bo ja miałam problem, by przebrnąć opisy tortur. Nie wiem, może mam zbyt plastyczną wyobraźnię, ale łatwo nie było…

W.M.: Pisząc, podchodzę do zagadnienia trochę jak lekarz. Wyłączam emocje i dbam, by operacja się udała. Dzięki temu mogę zachować obiektywność. W ten sposób prowokuję też czytelnika do własnej oceny postaci i popełnianych przez nie czynów, do patrzenia na pewne zjawiska z własnej perspektywy, a nie oczami autora. Opisy tortur w „Incelu” były koniecznością. Nie można w pełni zbudować postaci tego typu bez ukazania jej czynów. Samo oznajmienie czytelnikowi, że ten czy ów jest wariatem czy dewiantem, bez poparcia tego swego rodzaju materiałem dowodowym, jest obrazą inteligencji odbiorcy.

M.Ch.: Nie obawia się Pan, że taką książką może zainspirować jakiegoś dewianta? Zdarzały się przecież przypadki, że niektórzy seryjni mordercy mieli swoich naśladowców.

W.M.: To nie tak. Media lubią takie podejście, ale jest z gruntu nieprawdziwe. Jeśli pan X popełnił takie same dewiacyjne czyny, jak pan Y, to nie znaczy, że przeczytał jego biografię. Zbieżności czy podobieństwa w dewiacyjnych zachowaniach rodzą się głównie z podobieństw przyczyn. One są ich praźródłem i motorem napędowym. To trochę jak z napadami. Jeśli w dwóch bankach, które wybiorą sobie za cel dwaj różni włamywacze, będą te same systemy zabezpieczeń i sejfy od jednego producenta, to siłą rzeczy włamywacze wybiorą podobny zestaw narzędzi do sforsowania zamków.

M.Ch.: Skąd pomysł, żeby zabrać się za pisanie i to tak mocnych thrillerów?

W.M: Zupełny przypadek. Właściwie to pomysł mojej córki, która swego czasu oznajmiła, żebym zabrał się za pisanie, zamiast nieustannie ją pouczać. Niby taki żart, ale ziarenko zostało posiane. Nikt nie sugerował, w jakim gatunku literackim powinienem pisać. Moja pierwsza książka nie była thrillerem, a sensacją szpiegowską. Druga kryminałem śledczym, podobnie jak „Incel”. W swoim już dość długim życiu miałem styczność z różnymi sprawami i tak naprawdę to właśnie one znajdują odzwierciedlenie w tym, co piszę. Zostały wstrząśnięte, czasami zmieszane, zbeletryzowane i podane na stół. Czy „Incel” jest mocnym thrillerem? Trudno mi to ocenić. Mogę tylko powiedzieć, że nie wplotłem w fabułę tych najbardziej dewiacyjnych zachowań, których skrajna obrzydliwość przekracza zdolność przyswajania dla każdego normalnego człowieka.

M.Ch.: „Incel” to moje pierwsze spotkanie z Pana twórczością, ale zamierzam sięgnąć po wcześniejsze książki. Nie ukrywam, że bardzo mnie Pan zaintrygował. Zdradzi Pan, czy jest Rosjaninem?

W.M.: Nie. Z Rosją mam tyle wspólnego, że mam tam wielu przyjaciół. I łączy mnie z nią sentyment z lat młodości. Uwielbiam park Sokolniki, bo mając siedemnaście lat, spacerowałem po nim z bardzo piękną dziewczyną poznaną na gruzińskim weselu. I ta dziewczyna w jednej z cienistych alejek pokazała mi w praktyce, czym jest totalny łomot na szachowej planszy. I to w czterech partiach z rzędu. A szachistą byłem na owe czasy wcale niezłym. A ponieważ usta miała słodsze od malin, więc przełknąłem gorycz porażki. I od tamtej pory jestem feministą. Czemu po trosze daję wyraz w swojej twórczości. Owa dziewczyna już doczekała się sportretowania w mojej książce, ale nie będzie to mroczny thriller. Ani romans, ani erotyk. Będzie zaskoczeniem dla moich czytelników. Niebawem w księgarniach.

M.Ch.: Chętnie poznałabym dalsze losy moskiewskich policjantów z zespołu pułkownik Alony. Pracuje Pan może nad kolejną książką?

W.M.: Tak, nowa książka już nawet jest na ukończeniu. Tym razem ekipa pułkownik Alony Nikisziny będzie próbowała dopaść pewnego dżentelmena, który do grzeczniutkich nie należy. Więcej na razie nie zdradzę. Ta historia będzie niejako klamrą spinającą postacie z poprzednich trzech części.

M.Ch.: Jest Pan za pan brat z najnowszymi technologiami. To efekt tych specjalizacji wojskowych?

W.M.: Tak, oczywiście. I jak już wcześniej wspomniałem, ogólnego zainteresowania techniką, i to w wielu odmianach. W wolnych chwilach zajmuję się majsterkowaniem. Kocham remontować stare samochody. Jednak nie jestem w tym żadnym zawodowcem. Robię to dla frajdy. W książkach zagadnień technicznych przemycam sporo, bo dzisiejsze życie jest nimi przesycone. Zaawansowaną techniką posługują się przestępcy, ale też służby specjalne czy policja.

M.Ch.: Obdarza Pan książkowych bohaterów swoimi cechami charakteru czy przeżyciami, czy są od początku do końca wytworem Pana wyobraźni?

W.M.: Przyznam się do pewnej rzeczy, tylko niech Pani broń Boże tego nikomu nie mówi. Mało czerpię z wyobraźni. A z mojego charakteru to już w ogóle. Podobno jest nie do zniesienia, więc potem czytelnicy masowo by odsyłali książki wydawcy. A już będąc poważnym; bardzo dużo zdarzeń zawartych w moich książkach miało miejsce w rzeczywistości. Byłem ich świadkiem lub poznałem je z dokumentacji i akt. Postacie w znakomitej większości podlegają tym samym prawidłom. Trochę je czasami podbarwiłem, trochę przemieszałem w cechach i oczywiście pozmieniałem nazwiska. Imiona już niekoniecznie. Można oczywiście uznać, że tym samym idę na łatwiznę, bo trudniej jest coś wykreować od początku do końca, niż opisać to, co się wydarzyło w rzeczywistości. Jednak takie podejście zdecydowanie bardziej mi odpowiada.

M.Ch.: Czego Panu życzyć jako pisarzowi?

W.M.: Mam takie marzenie… ekranizacja „Czerwonego parasola”, mojej pierwszej książki. Gdyby rolę Tatiany zagrała Alicia Vikander, to byłbym w siódmym… co tam, dziesiątym niebie. A jeśli pracy nad filmem podjąłby się Fiodor Bondarczuk, to już w ogóle padłbym ze szczęścia. Wielbię tego reżysera za rewelacyjne przeniesienie na ekran jednej z moich najbardziej ulubionych książek, „Przenicowanego świata” braci Strugackich.

M.Ch.: Dlaczego wybrał Pan taki pseudonim? Może dlatego, że pisze Pan o mrocznej naturze ludzkiej psychiki?

W.M.: Bo brzmi krótko, rzeczowo. Łatwo zapada w pamięć. Ale też ja nie ograniczam się do opisywania tylko dewiantów i morderców. Raczej staram się przedstawiać różne odmiany ludzkiej psychiki, zachowań. Zarówno w ekstremalnych sytuacjach, jak i tych zwyczajnych. To jest zdecydowanie bardziej interesujące niż skakanie od trupa do trupa lub poświęcanie całej książki wyłącznie wynaturzeniom. Dlatego też fabuły mocno zanurzam w zwyczajnej obyczajowości, starając się skontrastować te złe rzeczy z otaczającego nas świata z tymi dobrymi.

M.Ch.: Dziękuję za rozmowę!


Małgorzata Chojnicka jest absolwentką prawa, która popełniła pracę magisterską z kryminalistyki. W czasie studiów wyższych należała do Studenckiego Koła Kryminalistyki i jeździła na obozy naukowe do Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Tam poznała policyjny fach od podszewki. Wychowana na kryminałach Agathy Christie i Joanny Chmielewskiej. Od ponad dwudziestu lat pracuje jako dziennikarka. Publikuje zarówno w prasie lokalnej, jak i ogólnopolskiej. Jest też autorką opowiadań, które ukazują się w czasopismach dla kobiet. Najbardziej interesuje ją człowiek i jego życiowa droga. Jej kolejną pasją jest fotografia. Ma na swoim koncie indywidualną wystawę fotograficzną. Prowadzi recenzenckiego bloga „Zaczytana wróżka Róża” (zaczytanawrozkaroza.blogspot.com)