#

Skłamałbym, mówiąc, że nie przejmuję się krytyką i że spływa ona po mnie jak woda po kaczce

wywiad z Adrianem Bednarkiem

Całkiem niedawno Bogu ducha winnych czytelników zaczął straszyć pewien pasażer. Bezwzględny, bezpardonowy, okrutny, ale przede wszystkim niezrównoważony psychicznie do tego stopnia, że konia z rzędem temu, kto po czytaniu na temat jego poczynań spokojnie zasiądzie do posiłku. O sześciolatku czytającym komiks z Batmanem, brzydkich słowach i dążeniu do zawodowstwa z autorem „Pasażera na gapę” rozmawiała Paulina Stoparek.

Paulina Stoparek: Przygotowując się do tego wywiadu, zrobiłam na Pański temat mały research. Ponoć ma Pan kilkanaście książek w zapasie, przez wydawcę zaakceptowane są już niektóre z nich, a Pan… nadal pisze. Bez dedlajnowego ciśnienia, a po prostu. Z czego czerpie Pan tyle pomysłów na fabuły? Kiedy Pańska wyobraźnia najlepiej pracuje?

Adrian Bednarek: Przeszukanie wypadło bardzo dobrze. Dokładnie tak, mam spory zapas powieści zaakceptowanych i jeszcze więcej napisanych, które też za jakiś czas będę systematycznie wysyłał do wydawnictwa. No i cały czas tworzę nowe. Dedlajnu jeszcze nigdy nie miałem, sam jestem ciekaw, jakbym sobie wtedy poradził. Pomysły czerpię z… życia. Ciągle myślę o fabułach nowych książek, szukam pomysłów, a gdy piszę daną powieść, wkręcam się w nią totalnie. Towarzyszy mi całe dnie i przyznam, że uwielbiam ten stan.

PS: Czyli przeżywa Pan stany tzw. natchnienia? Pytam, bo wielu pisarzy twierdzi, że pisanie niewiele ma wspólnego z natchnieniem czy innym porywem, że najczęściej trzeba po prostu usiąść na tyłku i niejako się zmusić.

AB: Stanów natchnienia nie mam i zgadzam się z tym, że pisanie to siedzenie na tyłku i praca. Natomiast miewam chwile „oświecenia”, głównie dotyczą jednego, maks dwóch kluczowych zwrotów akcji. Często zdarzają się podczas biegania albo przy kawie i fajce na balkonie. A gdy takie „oświecenia” mnie nachodzą, zapraszam żonę do gabinetu i opowiadam całą fabułę krok po kroku, potem dyskutujemy, szukając wyjścia z sytuacji. Oto moje złote metody. [śmiech]

PS: Pańskie powieści wydaje Novae Res z Gdyni. Kontrakt z wydawnictwem, u którego znaczna część książek to wydania subsydiowane, w przypadku autora tak rozpoznawalnego jak Pan, różni się czymś od współpracy z wydawnictwem działającym całkowicie tradycyjnie?

AB: Novae Res zapewnia mi w pełni profesjonalny kontrakt na bardzo korzystnych warunkach, z długoterminowym planem rozwoju, swobodą pracy, tak naprawdę jako pisarz dostaję wszystko, czego mógłbym sobie życzyć, a czasami nawet więcej. Śmiało mogę powiedzieć, że to pierwsze wydawnictwo, które naprawdę uwierzyło, że warto we mnie zainwestować. Mam nadzieję, że udaje mi się odwdzięczać dobrymi książkami.

PS: I takimi, które zyskują coraz większą popularność. Ale nie zapominajmy, że przy całej swojej – o ile mogę to tak określić – literackiej wrażliwości, ma Pan umysł ścisły. Ukończył Pan Akademię Ekonomiczną w Katowicach. To przyszłościowy wybór edukacji. Pracował Pan kiedykolwiek w wyuczonym zawodzie?

AB: Pracowałem i nadal pracuję, konkretnie w firmie transportowej. To elastyczna czasowo praca za biurkiem, a od pewnego czasu w domu za biurkiem, co ułatwia pisanie i pozwala cieszyć się wieczorami z rodziną. Póki co Kuba S. i reszta wariatów zapewniają dobre wczasy, ubezpieczenie samochodu i kilka drobnych przyjemności, ale od pierwszego napisanego zdania w „Pamiętniku Diabła” walczę o ten sam cel – zawodowstwo.

PS: W podziękowaniach do „Pasażera na gapę” w przepiękny sposób wspomina Pan o swojej żonie. Sprawia Pan wrażenie spełnionego przy swojej kobiecie i rozumianego przez nią mężczyzny. Miłość i szczęście rodzinne zupełnie nie licują z okrucieństwem, jakie jest obecne w Pańskich powieściach. Skąd u Pana zainteresowanie tak drastycznymi tematami, psychopatami, seryjnymi mordercami czy naturalistycznymi wręcz szczegółami zbrodni?

AB: Fakt, w życiu prywatnym jestem spełniony i zupełnie inny niż postaci w moich książkach. Ale ja zawsze piszę o rzeczach, które są mi obce w realnym świecie. Praktycznie odkąd pamiętam, obcuję ze zbrodnią. W literaturze, filmach czy grach komputerowych. Pierwszą rzeczą jaką sam z własnej woli przeczytałem, była komiksowa wersja filmowego Batmana, w którym Jokera grał Jack Nicholson. Może tak to jest, że sześciolatek, który uzależni się od mrocznych komiksów, w dorosłym życiu musi interesować się seryjnymi mordercami i szuka sposobów na zbrodnie doskonałe... Grunt, że nauczyłem się to zainteresowanie odpowiednio wykorzystywać. :-)

PS: A język prozy? „Pasażer na gapę” nie przebiera w słowach, zarówno jeśli chodzi o dialogi, myśli bohaterów (psychopatycznego Konrada zwłaszcza), porównania, jak i opisy wydarzeń. Skąd wziął się w tak pozytywnej głowie taki – proszę mi wybaczyć niedyplomatyczny zwrot, ale wydaje mi się on doskonale do Pana prozy pasować – językowy gnój?

AB:: Język jest dopasowywany do bohaterów. Oni zawsze są najważniejsi w moich książkach. A w tej akurat powieści slang, przekleństwa czy chamskie porównania idealnie pasowały mi do postaci. Jeśli to jest zauważalne i robi wrażenie, to bardzo się cieszę. Znaczy, że moja robota została dobrze wykonana. A naprawdę przy tej książce było to wyjątkowo trudne. Nawet jak czytałem już egzemplarz sygnalny, to sobie myślałem: „skąd mi te teksty przyszły do głowy”.

PS: [śmiech] To już chyba nie jest sprawka Batmana i Jokera! Jeszcze raz odniosę się do podziękowań zawartych w Pana najnowszej powieści. Ewa Chodzińska, czyli konsultantka w sprawach chorób psychicznych i działania szpitala psychiatrycznego o zaostrzonym rygorze. Opis pracy personelu, jaki Pan zawarł… Mnie było brak słów. To czysta wyobraźnia czy motyw był zaczerpnięty z realiów? W ogóle ile jest prawdy odnośnie karania osób niepoczytalnych czy potencjalnie niepoczytalnych w „Pasażerze”?

AB:: Pomoc Ewy była bezcenna. Zwłaszcza jeśli chodzi o choroby Maćka i Konrada. Bez jej fachowej wiedzy nigdy bym ich nie wymyślił. Praca personelu, opis szpitala, sposób ucieczki to moja wyobraźnia plus trochę fachowej wiedzy. Zwłaszcza jeśli chodzi o oddział zamknięty i ambulatorium. Można powiedzieć, że opisałem szpital psychiatryczny w taki sposób, w jaki wyglądał w mojej głowie. Choroby, za które Maciek i Konrad dostali niepoczytalność, są prawdziwe, natomiast metody, jakie stosowali, żeby się tam dostać, wymyśliłem.

PS: Jako że „Pasażer na gapę” to w znacznej mierze powieść drogi, jego bohaterowie podróżują. Jadą przez kawał Polski, ale przekraczają też granicę. O miejscach na terytorium naszego kraju pisze Pan bez konkretnych nazw, np. „zadupie w południowej Polsce” albo „duże miasto w centralnej”. Natomiast w momencie, gdy bohaterowie przekraczają granicę ojczyzny, pojawiają się nazwy miast, jak chociażby Ostrawa czy Wiedeń. To celowy zabieg? A jeśli tak, jakie znaczenia, odniesienia za jego pomocą chciał Pan przemycić?

AB:: Ja to nazywam ekspresową wycieczką. [śmiech] Celowy zabieg był taki, żeby nie podawać konkretnych miast, w których toczy się akcja. Pisząc powieść, bywa, że nie widzę sensu w zbytnim skupianiu się na danym mieście. „Pasażer” miał być szybki, więc opisy miast mogłyby go spowolnić, poza tym taka miejska anonimowość daje większe pole do popisu dla wyobraźni czytelników. Ostrawa wyszła przypadkowo, w trakcie książki, bo na początku nie wiedziałem, gdzie bohaterowie będą uciekać. A ponieważ bardzo lubię to czeskie miasto, uznałem, że poświęcę mu kilka stron. Tak po prostu. Wiedeń był potrzebny jedynie dla zmyłki.

PS: Praktycznie od wydania pierwszej książki, „Pamiętnika Diabła”, czytelnicy oszaleli na punkcie Pańskiej twórczości. Jednak na pewno są i tacy, którzy właśnie z powodu skrajności opisów i łamania tabu, nie są Panu przychylni. Pamięta Pan jakieś sytuacje związane z krytycznym podejściem odbiorcy? Przejmuje się Pan krytyką dotyczącą swojej twórczości?

AB:: Pewnie, nie raz spotkałem się z negatywnymi opiniami, trochę przygód w pisarskiej drodze miałem. Dorobiłem się nawet kilku stałych hejterów, choć są w zdecydowanej mniejszości. Skłamałbym mówiąc, że nie przejmuję się krytyką i że spływa ona po mnie jak woda po kaczce. Niemniej staram się o tym nie myśleć, skupiać na pisaniu i dostarczaniu rozrywki czytelnikom, którym czytanie moich powieści sprawia przyjemność. Zaczynając pisać, zdawałem sobie sprawę, że krytyka jest nieodłączną częścią tej pracy i jakoś muszę ją trawić.

PS: Słuszne podejście… A co czyta „ojciec” Kuby Sobańskiego, Konrada Mączyńskiego i innych poje… [śmiech] potworów w ludzkich skórach? Po reportażystów zajmujących się tematyką kryminalistyczną, kryminologiczną i seryjnych morderców, vide Semczuk czy Łazarewicz, Pan sięga?

AB:: Jeśli chodzi o reportaże i materiały fachowe, to, nie licząc pruszkowskiej mafii, dużo bardziej wolę oglądać niż czytać. Dla mnie czytanie jest przede wszystkim świetną zabawą, dlatego w dziewięćdziesięciu procentach sięgam po beletrystykę. Oczywiście najchętniej po thrillery, kryminały lub akcję. Mam kilku ulubionych autorów, ale chyba nie ma sensu ich wymieniać. Ostatnimi czasy zacząłem eksperymentować i dawać szansę tym mniej znanym. Jedynymi pisarzami, których przeczytałem wszystkie publikowane w Polsce książki, są Mario Puzo i Jens Lapidus.

PS: A jakie lubi Pan filmy? Czytając Pana powieści, trudno mi było się oprzeć wrażeniu, że dopingował Pan bohaterowi granemu przez Christiana Bale’a w „American Psycho”. Z kolei konkretnie w „Pasażerze” unosi się zapach klasycznego już dziś kina drogi z nietypowym wątkiem miłosnym, jak chociażby „Bonnie i Clyde” czy „Urodzeni mordercy”…

AB:: Odnosi Pani bardzo dobre wrażenie. Kibicowałem Patrickowi Batemanowi, choć w przypadku „American Psycho” uważam, że książka jest zdecydowanie lepsza, mimo idealnego doboru aktora. Jeśli chodzi o filmy, przestrzał jest ogromny. Nie mam ulubionego gatunku, podobają mi się kryminały, thrillery, komedie, bardzo lubię wszystko o tematyce mafijnej. Natomiast poza „Igrzyskami Śmierci” unikam fantastyki. Jestem jedną z tych osób, które nigdy nie widziały „Gry o tron”, natomiast pierwszy sezon „Odwróconych” znam prawie na pamięć.

PS: To bardzo dobry serial. Ale „Gra o tron” nie do pobicia! [uśmiech] Tymczasem „Pasażer na gapę”, jeszcze pachnący drukarnią, już w księgarniach. A następna książka? Zdradzi Pan coś na jej temat?

AB:: Mogę zdradzić tylko tyle, że premiera będzie jesienią, jest to thriller niepodobny do tych już opublikowanych, pojawi się seryjny morderca, akcja toczy się w Częstochowie, a głównych bohaterów wręcz uwielbiam. [śmiech]

PS: Bardzo dziękuję za rozmowę!

AB:: Również dziękuję za ciekawą rozmowę.


Paulina Stoparek

Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. D Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)