#

Należy przypominać, że ZSRR był także najeźdźcą tak jak współczesna Rosja, jego kontynuatorka - wywiad z Marcinem Falińskim

wywiad z Marcinem Faliński

O tym, jak wpleść fakty w fikcję tym, czy grozi nam globalny konflikt oraz jak dawna praca w służbach wywiadu pomaga przy pisaniu książki z Marcinem Falińskim, autorem książki 'Indyjska szarada" rozmawia Małgorzata Chojnicka

Dlaczego zdecydował się Pan poruszyć kwestię obozów dla dzieci i młodzieży w Indiach? To często przemilczany fakt, tak jak w ogóle losy polskich rodzin, które z Armią Andersa uciekły z sowieckiej niewoli.

Dla wyjaśnienia. Armia Andersa to powojenne określenie. Ja trzymam się formalnego, czyli 2 Korpus. A czemu się zdecydowałem? Żołnierze, ludność cywilna, dzieci, te masy łachmaniarzy, chorych, brudnych, maltretowanych, które wyszły z ZSRR, zawsze były obecne w moich powieściach. Wciąż mało mówi się o tym, co działo się na wschodzie. Współczesna popkultura, film, seriale, a nawet politycy, w kontekście drugiej wojny, skupiają się na Niemcach i III Rzeszy. Nawet poruszając temat 2 Korpusu, w powszechnej świadomości tkwi jedynie Monte Cassino. Stąd podróż do Indii, do polskich obozów, do realiów lat powojennych, które były szokiem dla wielu z przebywających tam ludzi, bo Polska, jaka była, została wykreślona z map wielkich tego świata. Ale to podróż do Indii nie tylko w płaszczyźnie historycznej, ale współczesnej geopolitycznej. Dlatego zwłaszcza teraz należy przypominać, że ZSRR był także najeźdźcą tak jak współczesna Rosja, jego kontynuatorka.


Jak narodził się pomysł, by tym razem wysłać Marcina Łodynę do Indii?

Już wcześniej temat polskich obozów dla uchodźców poruszałem z Markiem Kozubalem w powieści „Operacja Rafael”, czy zwłaszcza „Operacja Retea” (obozy, w tym obozy specjalne w Afryce). Uważny czytelnik rozpozna niektórych bohaterów i wątki, które Indyjska szarada domyka. Odwiedzałem Indie, mam znajomych, którzy tam mieszkają i oni też dużo pomogli przy zbieraniu informacji na temat tego kraju. Czasami szczegółowych – ale takie są moje powieści, często niczym przewodnik turystyczny. Zresztą tak się dzieje. Mam naprawdę wiele sygnałów od czytelników, którzy podążają śladem moich bohaterów po świecie. Ostatnio dostałem nagrania z miejsca akcji powieści „Obcy horyzont” pisanej z Rafałem Barnasiem i mojej „Ostatni azyl” z…Seszeli.


Jak w „Indyjskiej szaradzie” ma się fikcja do rzeczywistości?

Cała sfera faktograficzna to prawdziwe miejsca, sytuacje, ludzie. Ja dołożyłem jedynie, i to nie zawsze, fabułę. Zawsze powtarzam słowa Hemingwaya, że szkoda czasu na czytanie książek o nieprawdziwych historiach. Tego staram się trzymać, o ile fabuła na to pozwala. Proszę pamiętać, że ta powieść to również efekt wspomnianych informacji od osób tam mieszkających, np. wnuczka pewnej dziewczyny, która została w Indiach, to wspomnienia małego Czesia, którego córka, moja koleżanka ze studiów, mi przekazała, to tysiące stron dokumentów złożonych w IPN, przez które przeszedłem, to publikacje i ówczesne gazety wydawane w Indiach i w 2 Korpusie.


Długo pracował Pan nad książką? W części historycznej wymagała przecież dużego przygotowania i zapoznania się z materiałami archiwalnymi.

Tak jak powiedziałem wcześniej. To była duża praca. W sumie co najmniej pół roku.



Jak emerytowany oficer wywiadu czuje się w cywilnym życiu?

Różnie. Czasem czegoś brakuje, choć praca zwłaszcza nad tą powieścią miała w sobie coś z pracy oficera wywiadu. Miałem kontakt z tą tematyką, chociażby materiałami wywiadów podległych pod MSW i MON w latach 50. do 80. Spotkałem w nich parę znanych mi osób, czy to z dokumentów, czy osobiście. Poza tym występuje w mediach, komentując sprawy związane z szeroko rozumianym bezpieczeństwem. I tu niestety spotykam się z czymś, co jest dla mnie nowością. Ze zwykłym hejtem, a nawet zawiścią ze strony dawnych, starszych kolegów, często sfrustrowanych swoim życiem po zakończeniu służby, brakiem jakiegoś pomysłu na nie. Są nawet sytuacje, że próbują dezawuować mnie poza światem wirtualnym. Przykre. Takie to życie w cywilu jest.


Czy wykorzystuje Pan umiejętności wyniesione ze służby?

Naturalnie. To właśnie analiza dokumentacji archiwalnych, wyciąganie wniosków z jakiś szerszych zagadnień, nawiązywanie kontaktów także poza Polską, pozyskiwanie informacji, podtrzymywanie relacji.


Kiedy czytelnicy mogą spodziewać się kolejnych przygód Marcina Łodyny?

To pytanie do Wydawnictwa Czarna Owca, czy będzie zainteresowane kontynuacją jego przygód. Czytelnicy, którzy dotarli do końca powieści, już wiedzą, jak i gdzie kolejna powieść powinna się zacząć. Niemniej jednak, pracujemy od niemalże roku z Rafałem Barnasiem nad zupełnie, podkreślę, nową bohaterką, w nowej powieści, której szpiegowska intryga rozgrywa się również w cyberprzestrzeni, również z wykorzystaniem narzędzi tzw. sztucznej inteligencji. Tyle czasu to trwa, bo to tematyka bardzo złożona i wymagająca pomocy ze strony specjalistów w paru dziedzinach. Właśnie AI, cyber sfera, środki nowoczesnej komunikacji, czy psychiatria i psychoterapia.


Czy AI jest szansą, czy zagrożeniem dla ludzkości?

Szansą, ale musi pozostawać pod kontrolą. Już teraz obserwuje się, co niepokoi wielu specjalistów, socjologów, psychologów i psychiatrów, futurologów i w końcu polityków. W UE powstają obecnie regulacje prawne i zaczyna rozkręcać się dedykowana instytucja. Ale Europa to nie cały świat. A to, co się dzieje w Azji (Japonia, Chiny, Rep. Korei) czy USA w tym zakresie wciąż jest niejako science fiction dla nas, dla Europejczyków.


Chętnie komentuje Pan wydarzenia na świecie. Co jest teraz największym niebezpieczeństwem? Czy grozi nam globalny konflikt?

Nie będę oryginalny. Rosja i jej agresja na Ukrainę. Ale także postawa USA i konsekwencja i przyspieszenie gotowości na obronę i odpowiedź na agresywną politykę Moskwy ze strony krajów europejskich NATO i UE. Ale nie zapominajmy o Chinach i właśnie o Indiach i roli tego kraju jako przeciwwagi strategicznej dla polityki Pekinu nie tylko na scenie Indopacyfiku.


Dostrzega Pan jakąś nadzieję na zakończenie wojny na Ukrainie?

Tak. Ale raczej na pewne zamrożenie konfliktu, bardzo niebezpieczne dla nas w Europie.


Co Putin chce osiągnąć?

Jak zawsze to samo. Wpływy i kontrolę nad jak największymi obszarami… Świata. Czy to Putin, czy ZSRR, czy carska Rosja, czy nawet wcześniej to, co odrodziło się na tym olbrzymim terytorium po najeździe Mongołów… imperializm rosyjski nie zmienia swoich celów. Warto o tym pamiętać. Mentalność głęboko tkwiąca w Rosjanach, czy ludziach zamieszkujących obszar Rosji jest bardzo silna. Stąd powiedzenie, że Rosja to stan umysłu. Coś w tym jest.


Kto jest dla Pana mistrzem powieści szpiegowskiej?

Na pewno Forsyth, Follet, ale i zapomniany Mac Lean ze względu na dbałość o realia miejsca usadowienia powieści, to swoiste przewodniki turystyczne. Naturalnie także Flemming w jakimś zakresie, na pewno w zakresie wartkości i miejsca akcji i tego swoistego uroku, który w filmach widać znacznie lepiej.


o książce

nasza recenzja

przeczytaj fragment

Małgorzata Chojnicka