#

​To trzymająca w napięciu lektura – idealna na ten czas!

„Indyjska szarada” Marcina Falińskiego to moje kolejne spotkanie z Marcinem Łodyną, emerytowanym oficerem polskiego wywiadu. Znów zostaje wplątany w międzynarodową akcję szpiegowską, w której stawką jest zmiana stref wpływów na świecie. Pojawiają się dobrzy znajomi z CIA i ten sam groźny rosyjski szpieg. Akcja mknie z prędkością błyskawicy, a miejsca zmieniają się jak w kalejdoskopie. Mało tego, wszystko zaczyna się w 1946 r. w Indiach, w polskim obozie dla dzieci i młodzieży od tajemniczej kradzieży dokumentacji. Kto mógł zyskać na danych polskich tułaczy? Sprawa ta wróci jeszcze w latach 80. i jest bardzo ważna dla fabuły książki.

Jestem bardzo wdzięczna Autorowi, że podjął się trudu pokazania losów polskich tułaczy, którzy wraz z Armią Andersa uszli z sowieckiej niewoli. Miałam przyjemność przeprowadzać wywiad z jednym z nich. Wprawdzie wraz z siostrą i mamą trafił do innego obozu, ale jego przeżycia są bardzo podobne. Do Polski wrócili dopiero kilka lat po wojnie. O tym trzeba mówić i pisać, by bolesnych losów ludności cywilnej nie spowiły mroki niepamięci.


Marcin Łodyna wbrew swojej woli podejmuje się bardzo niebezpiecznej misji. To misternie skrojona intryga, której punktem wyjścia jest … kontrakt jego żony dla WHO w New Delhi. To był tylko podstęp, by ściągnąć Łodynę do Indii. Wspierają go agenci CIA, a on sam musi zmierzyć się z przeciwnikiem sprzed lat – pułkownikiem rosyjskiego wywiadu Aleksandrowem. W grę wchodzi jeszcze walka o życie ukochanej i osobista zemsta. Więcej nie mogę i nie zamierzam zdradzić. Dodam jedynie, że wszystko zakończy się w Gracji. Zapewniam, że lektura będzie świetnym wyborem na jesienne wieczory. Akcja nie zwalnia nawet na chwilę, a momentami emocje są tak silne, że cierpnie skóra.


Marcin Faliński otwiera czytelnikowi oczy na to, co dzieje się we współczesnym świecie, pogrążonym w ogromnych konfliktach. Jeden z nich mamy za naszą wschodnią granicą i nawet trudno mieć nadzieję, by zakończył się w najbliższym czasie. Uświadamia, w jaki sposób rozkładają się strefy wpływów wielkich mocarstw i kto w tej grze rozdaje karty. Ponadto pokazuje, jak potężną bronią jest dezinformacja, którą najłatwiej zmanipulować społeczeństwo. Jesteśmy bombardowani ogromem informacji i dobrze by było, gdybyśmy przynajmniej próbowali sprawdzać ich wiarygodność. A rozwój współczesnych technologii dał służbom wywiadowczym nowe i wyjątkowo skuteczne narzędzia. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze AI. I bądź tu człowieku mądry - rozstrzygnij, co jest prawdą, a co fałszem.

Sama dzięki takim lekturom inaczej patrzę na otaczającą rzeczywistość. Jestem ostrożniejsza, bardziej krytyczna i niczego nie biorę na wiarę. Nie wiem, czy z tego powodu żyje mi się lepiej, ale na pewno bezpieczniej.

Jestem wielką miłośniczką powieści szpiegowskich, na których w zasadzie się wychowałam. Najlepiej oceniam te, które zostały napisane przez byłych agentów służb wywiadowczych. Oni znają bowiem od podszewki ten fach i niebezpieczeństwa, które czyhają na stworzonych przez nich bohaterów. Dla mnie Marcin Faliński jest prawdziwym specem. Po mistrzowsku konstruuje bohaterów i pewną ręką prowadzi fabułę. Nic mu się nie wymyka spod kontroli.

Mam nadzieję, że już intensywnie pracuje nad kolejną porcją przygód Marcina Łodyny. Szczerze go polubiłam i chętnie znów się z nim spotkam.


Mam nadzieję, że udało mi się zachęcić do sięgnięcia po „Indyjską szaradę”. To lektura intrygująca, pouczająca, zaskakująca i trzymająca w napięciu. Mówiąc krótko, książka idealna!





Małgorzata Chojnicka