#

„Bohaterowie muszą być skrojeni na miarę swoich czasów i muszą mieć jakiś stosunek do otaczającego ich świata.”

wywiad z Ryszardem Ćwirlejem

Ryszard Ćwirlej – pisarz, mistrz kryminału retro, dziennikarz, wykładowca uniwersytecki, ale także baczny obserwator rzeczywistości, której teraz doświadczamy.


Jak przyznaje autor, przymusowe siedzenie w domu sprawiło, że miał nieco więcej czasu na pisanie. Dlatego w tym roku do rąk czytelników trafią aż trzy jego książki. Ukazała się kolejna powieść z serii przedwojennej zatytułowana „Wszyscy słyszeli jej krzyk”, której akcja rozgrywa się w 1929 roku. Następnie zupełna nowość, czyli „Niebiańskie osiedle” – powieść współczesna z nowymi bohaterami. Na jesieni zostanie wydana powieść milicyjna pod tytułem „Mordercza rozgrywka” z Teofilem Olkiewiczem w roli głównej.


Agnieszka Ziebarth: Jesteśmy na półmetku 2021 roku. Jakie wydarzenia z bliskiej przeszłości uznałby pan za przełomowe?

Ryszard Ćwirlej: Rok 2020 już na zawsze przejdzie do historii jako czas przełomowy, w którym cała ludzkość stanęła nad przepaścią. Pandemia zmieniła nas wszystkich, choć wielu nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy. Myślę, że gdy już się zakończy, będziemy musieli zrewidować swój stosunek do otaczającego nas świata i środowiska naturalnego. Dostaliśmy wyraźny sygnał, że nie jesteśmy niezniszczalni i jeśli będziemy dalej niszczyć wszystko dookoła to prędzej czy później może pojawić się coś, jakiś wirus, który obroni naszą planetę przed największym w jej historii szkodnikiem jakim jest człowiek. Historia Ziemi niejeden raz już zanotowała wielkie wymieranie gatunków, więc dlaczego nasza planeta miałaby być dla nas bardziej łaskawa niż dla dinozaurów?

Przełom wszedł w naszą polską rzeczywistość za sprawą Olgi Tokarczuk, która otrzymała literackiego Nobla. Naszą świetną pisarkę zobaczył cały świat. Ale co najistotniejsze usłyszał jej głos, ten który mówi otwarcie o równości, wolności, prawach człowieka, który stoi w opozycji wobec obrazu Polski ksenofobicznej, zaściankowej, przesiąkniętej prymitywnym pojmowaniem religii, która dzieli zamiast łączyć, eksportowanym na cały świat przez rządzących naszym krajem nacjonalistów. W końcu ludzie zaczęli pojmować, że trzeba przeciwstawić się tym wszystkim, którzy niszczą fundamenty demokratycznego państwa prawa, spychając nas do rzeczywistości, w której prawo ustanawia nie rozum, ale kościelna doktryna. I efektem tego otwarcia oczu jest radykalizacja nastrojów, przebudzenie się młodego pokolenia, bunt młodych ludzi, strajk kobiet. Mam nadzieję, że dzięki temu swoistemu odrodzeniu społeczeństwa wszystko wokół nas zmieni się na lepsze, a rządzący nami dyletanci i nieudacznicy, którzy uważają, że jedynym sposobem na rozwiązanie problemów jest bicie manifestujących na ulicach kobiet odejdą w niesławie.

A.Z.: „Jedyne wyjście”, „Ostra jazda” i „Szybki szmal” to współczesne kryminały, których fabuła zakotwiczona jest w wydarzeniach, które miały miejsce w Polsce w ostatnich latach, choćby wybory parlamentarne w 2015 roku. Czy rok 2020, byłby dobrym tłem do stworzenia powieści kryminalnej?

R.Ć.: W roku 2020 działo się tyle, że z konsekwencjami tych wydarzeń będziemy jeszcze mieli do czynienia przez wiele lat. Czas przełomu, bo takim czasem jest właśnie pandemia, zawsze doskonale wpisuje się w tło wydarzeń. To rzeczywiście dobre tło dla wydarzeń kryminalnych. Często się tak dzieje, że wykorzystuję rzeczywiste zdarzenia do ubarwienia opowieści. Rzeczywistość w kryminale musi być ciekawa, porywająca i intrygująca. Jeśli tło jest interesujące to i intryga rozgrywająca się w tych ciekawych dekoracjach będzie bardziej wciągająca. A pandemia przy całym swoim paskudnym charakterze sama w sobie jest zjawiskiem generującym różne kryminalne zdarzenia, jak choćby finansowe przekręty z zakupem respiratorów, których nie ma i nigdy nie było, czy sprowadzaniem bezużytecznych maseczek.

A.Z.: Ze współczesnością rozprawia się pan w serii o policjantce Anecie Nowak, której w kryminalnych śledztwach pomagają, starzy wyjadacze, Alfred Marcinkowski i Mariusz Blaszkowski. Czytelnikom znani doskonale z PRL-owskich powieści z Teofilem Olkiewiczem na czele.
Przyznaję, że jest to ciekawa lekcja historii. Jak zatem zmienił się obraz policjanta; oficera śledczego, milicjanta w świadomości społeczeństwa na przestrzeni kilkunastu dekad?

R.Ć.: Mam wrażenie, że w tym wypadku historia zatacza koło i znów jesteśmy w tym samym miejscu co dawniej. Oczywiście w policji się nie pije alkoholu, policjanci nie biorą łapówek, policja staje się mocno sfeminizowana, a śledczy mają do dyspozycji technikę o jakiej ich kolegom milicjantom nawet się nie śniło. Ale niestety wizerunek policji w tej chwili jest fatalny podobnie jak w czasach PRL-u. Wtedy pracowali na niego milicjanci z ZOMO i SB. Milicja biła pałkami demonstrantów walczących o wolność. Teraz policjanci zamykają w kotłach demonstrujące kobiety, a ich koledzy ubrani po cywilnemu leją je teleskopowymi pałkami. Policja tak jak milicja staje się zbrojnym ramieniem władzy albo jak mówiono w tamtych czasach bijącym sercem partii. I te obrazy z pacyfikacji demonstracji czy setki samochodów policyjnych barykadujących dojście do domu Kaczyńskiego zostaną w zbiorowej pamięci już na zawsze. Nikt nie będzie pamiętał o tym, że w policji pracują tysiące przyzwoitych ludzi, ale wszyscy będą pamiętać, że w 2020 roku policja użyła pałek przeciw kobietom na polecenie partyjnego satrapy.

A.Z.: Jest pan laureatem wielu prestiżowych nagród literackich. Kilkakrotnie już wręczano panu nagrodę Wielkiego Kalibru. Od lat nie ma książkowego plebiscytu, w którym nie pojawiają się tytuły pana kryminałów. Przy czym, liczba czytelników rośnie z każdym kolejnym wydanym tytułem.
Czy patrząc na książki, które napisał pan wcześniej i konfrontując je z nowymi doświadczeniami chciałby pan coś w nich zmienić?

R.Ć.: Jest taka anegdota o znanym i cenionym malarzu, który będąc w mieszkaniu jakichś dawnych znajomych ogląda wiszący obraz na ścianie i stwierdza, że to co wisi na ścianie to straszny knot, czyli kiepski obraz. Na co gospodyni, pani w wieku mocno dojrzałym zwraca mu uwagę: Mistrzu przecież to pańskie dzieło sprzed trzydziestu lat. A malarz na to, absolutnie bez cienia zażenowania odpowiada: Co pani może o tym wiedzieć, skoro nie było wtedy jeszcze pani na świecie, a ja wówczas byłem zupełnie innym człowiekiem niż dzisiaj. Zabrał obraz do swojej pracowni i go przemalował.

Tak jak ten malarz niekiedy wracając do starych tekstów zastanawiam się, kto to pisał. Ale książek nie da się przemalować tak jak obraz. Jednak czasami można do nich coś dopisać. I tak robię w przypadku wznowień. Przygotowując nowe wydanie czytam każdą książkę od początku do końca i niekiedy coś tam dorzucam.

A.Z.: Niewątpliwie, seria neomilicyjna i zobrazowany tam schyłek PRL-u sprawiła, że zyskał Pan popularność. Z kolei w serii kryminałów retro z Antonim Fischerem czytelnik rozkoszuje się nie tylko doskonałą fabułą kryminalną, ale też kunsztem pisarskim autora.
Są też cechy wspólne, które czynią pana pisarstwo spójnym, niepowtarzalnym i charakterystycznym. Jaki jest zatem przepis na dobrze napisaną powieść kryminalną?

R.Ć.: Trzeba wziąć trochę historii, autentycznych wydarzeń z przeszłości i na tle tych wydarzeń skonstruować kryminalną intrygę, tak aby postaci występujące w powieści mogły odnosić się do autentycznych sytuacji, które rozgrywają się obok nich. W ten sposób powstaje wiarygodna opowieść, którą czyta się z przyjemnością. Ale to samo odnosi się też do książek współczesnych. Tu również bohaterowie muszą być skrojeni na miarę swoich czasów i muszą mieć jakiś stosunek do otaczającego ich świata. Często ludzie niemający pojęcia o tym jak się pisze powieści kryminalne, zarzucają mi, że w swoich książkach zabieram głos w sprawach politycznych. Ale nie rozumieją, że to nie ja się odnoszę do polityki, lecz moi bohaterowie. Oni muszą być ludźmi z krwi i kości, więc tak jak każdy człowiek żyjący w realnym świecie mają swoje poglądy. Bez nich byliby niepełnowartościowym substytutem bohatera. Jeśli piszę książkę osadzoną w latach dwudziestych to występujący w nich ludzie mają konkretny stosunek do polityki, Fischer nie przepada za Piłsudskim, a kapitan Mikołajewski jest piłsudczykiem. Mimo to przyjaźnią się i obaj potrafią współdziałać dla dobra kraju.



A.Z.: Wszystkie pana książki mają wiarygodne tło historyczne. Jest pan miłośnikiem historii, czy to bardziej zasługa rzetelnego researchu pisarskiego?

R.Ć.: Jestem historykiem z zamiłowania, czytam sporo historycznych książek i lubię poszukiwać i odkrywać to, co nieznane albo zapomniane. W swoich książkach robię dokładnie to samo. Przywołuję historyczne wydarzenia, wplatam w nie historyczne postaci i dodaję do nich własnych, wymyślonych przez siebie bohaterów. To oni poruszają się po ulicach których już nie ma, wchodzą do sklepów, restauracji czy barów, które już dawno zniknęły i o których nikt już nie pamięta, że w ogóle istniały. Na kartach książek ożywają, tętnią życiem wabią zapachami. Jest to możliwe dzięki solidnej dokumentacji. Bez niej nie mam mowy o napisaniu retro kryminału.

A.Z.: W serii kryminałów retro z Antonim Fisherem zapewnia Pan czytelnikowi sporą dawkę sensacji, obowiązkowo trupa i zaskakujące śledztwo. Jest też bogaty obraz przedwojennego Poznania i znowu rzetelnie zrelacjonowane tło historyczne. Jak wyglądają przygotowania do pisania książki kryminalnej, której rzeczywistość jest już tak odległa od współczesności, a jednak możliwa do skonfrontowania?

R.Ć.: Pisanie powieści zaczynam od czytania gazet. Sięgam po codzienne gazety z okresu, w którym zamierzam osadzić akcję powieści. To z nich dowiaduję się czym żyła Polska w chwili, w której rozgrywać się będzie akcja książki. Z gazet można się dowiedzieć również, co ciekawego zdarzyło się w Wielkopolsce i w samym Poznaniu. Dużo ważnych informacji można wydobyć z ogłoszeń gazetowych. Jeśli chcę posłać mojego bohatera do restauracji, to sprawdzam ogłoszenia gastronomiczne, w których podawane są informacje, co ciekawego i za jaką cenę można było tam dostać do jedzenia. Dzięki temu zabiegowi czytelnik może więc mieć pewność, że w restauracji Grand Café na Placu Wolności podawano tego dnia sznycel cielęcy z dwoma sadzonymi jajkami.


A.Z.: Niektórzy pana bohaterowie mówią gwarą, co budzi dodatkowe zainteresowanie czytelników. Jakie środowiska w pana książkach posługują się gwarą poznańską?

R.Ć.: Gwara poznańska jest charakterystycznym językiem ulicy, nie tylko Poznania, ale większości Wielkopolski. Posługiwali się nią mieszkańcy miast, miasteczek i wsi. Nie wyobrażam sobie, żeby moi bohaterowie nie posługiwali się gwarą, bo wówczas byliby niewiarygodni. Ale każdy robi to w charakterystyczny dla siebie sposób. Oficer policji niezbyt często wplata w swoje wypowiedzi słówka pochodzące z gwary, a stróż mówi tylko gwarą, bo to jego naturalny sposób mówienia.

A.Z.: Nazwisko Ćwirlej, Ryszard Ćwirlej występuje w czołówce najbardziej cenionych pisarzy powieści kryminalnych w Polsce. Marek Krajewski to Wrocław, Lublin – Marcin Wroński, a stolica Wielkopolski, czyli Poznań należy do Ryszarda Ćwirleja.
Czy dziś, po prawie 20 latach obecności pełnokrwistej powieści kryminalnej na polskim rynku wydawniczym, możemy też mówić o „turystyce kryminalnej”? Jakie miasta „odwiedzi” turysta Pojezierza Gnieźnieńskiego mając w ręku pana książki?


R.Ć.: To zjawisko, które zaczęło rodzić się wraz z nowym polskim kryminałem, którego autorzy zaczęli odwoływać się do lokalnej rzeczywistości. Poznań, Wrocław czy Lublin w tej nowej powieściowej fali przestały być tylko tłem dla kryminalnej intrygi i stały się pełnoprawnymi bohaterami powieści. Dzięki temu czytelnicy odkrywają nieznane sobie miejsca na kartach książek i później z wielką satysfakcją konfrontują je z rzeczywistością. I tak dzięki Markowi Krajewskiemu przedwojenny budynek, w którym mieści się instytut filologii klasycznej na powrót staje się prezydium policji, w którym pracował Eberhard Mock. Dzięki Marcinowi Wrońskiemu niepozorna kamieniczka niedaleko lubelskiej rozgłośni radiowej to komisariat Zygi Maciejewskiego, a za sprawą moich książek poznański zaniedbany parking w centrum miasta ożywa i staje się znów siedzibą dyrekcji policji.

Jak to działa w praktyce, najłatwiej można się przekonać czytając na przykład moją powieść „Milczenie jest srebrem” której większość akcji osadzona jest w Gnieźnie w roku 1986, kiedy to w katedrze gnieźnieńskiej dochodzi do kradzieży srebrnego sarkofagu świętego Wojciecha.

A.Z.: W imieniu czytelników, rozsmakowanych w pana książkach, muszę zapytać, na co teraz czekamy?

R.Ć.: Na jesień planuję „Mordercza rozgrywkę”, powieść milicyjną z Teofilem Olkiewiczem w roli głównej. Po wakacjach zacznę pisać kolejną powieść z Anetą Nowak. Jej akcja będzie rozgrywać się w 2020 roku. Nadchodzące półrocze zapowiada się więc dla mnie dość pracowicie.

A.Z.: Jakie nastroje towarzyszą panu w te wakacyjne dni?

R.Ć.: Mam nadzieję, że poradzimy sobie z koronawirusem i wróci do nas normalność, w której możemy bez obaw o życie spotykać się z ludźmi. Brakuje mi bardzo spotkań autorskich, targów książkowych i festiwali literackich. Mam nadzieję, że całkiem nieodległa przyszłość odda nam wszystko to, co zabrała pandemia.

A.Z.: Dziękuję serdecznie za rozmowę i poświęcony mi czas.


AGNIESZKA ZIEBARTH – kulturoznawczyni, dziennikarka i felietonistka, wielka miłośniczka literatury. Autorka projektu „Polski kryminał jest sexy”. Zawodowo związana z gnieźnieńskim serwisem informacyjno-turystycznym Pojezierze24. Pisze o książkach i rozmawia z ich autorami. W rozmowach potrafi wyciągnąć wszystkie trupy z szafy i posadzić na krzesełku.