#

SERYJNE ZABÓJCZYNIE

"Te kobiety bywały sprytne, obdarzone wybuchowym charakterem, przebiegłe, uwodzicielskie, zuchwałe i wyrachowane, cierpiały na urojenia i były gotowe sięgnąć po wszelkie środki, aby dopiąć swego i zdobyć dla siebie lepsze życie, tak jak je rozumiały.” Tak autorka „Seryjnych zabójczyń” pisze o swoich bohaterkach. Książka Tori Telfer, to wyjątkowa podróż do serca ciemności.

Skąd wziął się pomysł na książkę?

Kilka lat temu poszukiwałam historycznych tematów, o których mogłabym pisać i nagle podczas researchu natrafiłam na postać Elżbiety Batory. Bardzo mnie zaintrygowała, ponieważ – jak zapewne wielu ludzi – nigdy nie sądziłam, że istnieją kobiety-seryjne zabójczynie. Kiedy dowiedziałam się wszystkiego o Elżbiecie, zaciekawiła mnie Markiza de Brinvilliers, a później Mary Ann Cotton...

Roy Hazelwood, profiler FBI, ogłosił na konferencji, że „Seryjne zabójczynie nie istnieją”. Czy nasze społeczeństwo naprawdę ma tendencję do niewidzenia zła w kobietach?

Wydaje mi się, że społeczeństwo widzi zło w kobietach w bardzo specyficzny sposób. Na przykład widzimy kobietę jako kusicielkę, która wiedzie mężczyzn na manowce – jak biblijna Ewa. Widzimy kobiety jako manipulatorki bez serca – jak żona w “Zaginionej dziewczynie”. Z pewnością widzimy zło w kobietach, ale to często klisze, archetypy i zawsze ma to związek z seksem. Chciałam pokazać, że zło w kobietach jest złożone i skomplikowane, dokładnie tak jak w przypadku mężczyzn.

Pani książka jest poparta znakomitym researchem. Jak długo Pani nad nią pracowała?

Dziękuję! Miałam rok na jej napisanie, a następnie jej przejrzenie trwało jeszcze całe lato. W sumie był to proces około dwuletni. Byłam w wielu bibliotekach i przewertowałam wiele starych gazet.

Wymienia Pani sztuczki, które stosujemy, żeby zaakceptować istnienie seryjnych zabójczyń. Które są, według Pani, najbardziej powszechne?

Wydaje mi się, że najczęściej “radzimy sobie” z seryjnymi zabójczyniami seksualizując je.

Ludzie mają tendencję do łączenia kobiet-morderczyń z seksem na wiele subtelnych sposobów. Na przykład, zamiast skupić się na faktach dotyczących zbrodni, pytamy: „Ilu miała mężów? Czy czerpała satysfakcję z seksu? Czy miała dzieci? Jak wyglądała?” Przeobrażając kobiety-kryminalistki w seksualizowane istoty, wydaje nam się, że lepiej je rozumiemy, ale tak naprawdę stają się wtedy karykaturalne.

“Morderstwo to przerażająca tajemnica” – czy wydaje się Pani, że przybliżyła się do jej rozwikłania?

To świetne pytanie, ale muszę powiedzieć, że nie wiem. Czasem myślę, że naprawdę rozumiem, czemu te kobiety zabijały – czasami natomiast zastanawiam się, czy seryjni mordercy nie są tylko wytworami naszej wyobraźni. Do pewnego stopnia, morderstwo jest tak wielką antytezą życia, że moja wyobraźnia po prostu zawodzi. Ale czasem sądzę, że to nie jest aż tak tajemnicze. Wielu seryjnych morderców było molestowanych lub źle traktowanych w dzieciństwie… To nie do końca tak, że “psychopaci zawsze będą psychopatami”.

Dlaczego w książce nie ma współczesnych morderczyń? Czy planuje Pani pracę nad drugą częścią?

Zdecydowałam się, że będą to wyłącznie postaci historyczne, ponieważ bardzo mnie interesuje to, jak inne okresy w historii różnią się od współczesności. Nie chciałam również, żeby członkowie rodzin ofiar jeszcze żyli.

Wydaje mi się, że łatwiej jest widzieć historyczne morderstwa jako ciekawostkę albo zagadkę do rozwiązania, a nie depresyjny fakt współczesnego życia…

Która z historii jest najbardziej fascynująca Pani zdaniem? Jeśli wyobraziłaby Pani sobie jedną z historii na ekranie, to która by to była?

Bardzo bym się cieszyła, gdybym mogła zobaczyć film o każdej z kobiet – naprawdę, wszystkie są takie ciekawe! Ale jeśli miałabym wybierać, to może Kate Bender, Lizzie Halliday albo Marie de Brinvilliers.