#

Czegokolwiek szukam, znajdę to w Gdańsku

wywiad z Izabelą Żukowską

ZwB W ubiegłym roku ukazało się wznowienie pierwszego tomu Pani powieściowego cyklu „Komisarz Franz Thiedtke”, a w zapowiedziach są już dwie kolejne części. Powieści te opowiadają o losach komisarza w szczególnie trudnych momentach, bo tuż przed, w czasie i zaraz po drugiej wojnie światowej. U Pani to uwikłanie dziejowe jest bardzo silne i stanowi istotę cyklu, obok oczywiście wątku kryminalnego, ale o tym za chwilę. Dlaczego historia jest tworzywem Pani powieści?

Izabela Żukowska Lata, w których rozgrywa się akcja moich książek, to wyjątkowy czas – lata 30. to czasy dokonywania moralnych wyborów, podejmowania istotnych decyzji. Lata 40. przyniosą ich konsekwencje. To czas niesłychanie istotny z punktu widzenia historyka, ale mnie raczej interesuje człowiek uwikłany w historię. Jest jej elementem, ale przecież prowadzi swoje życie, tak jak robimy to dzisiaj. Cieszy się, smuci, robi jakieś życiowe plany. Potem wydarzenia wokół wszystko zmieniają, ale przecież on tego nie wiedział, nie mógł przewidzieć. Nie znamy przyszłości. Nie zastanawiamy się często nad skutkami swoich wyborów. Ciekawi mnie to, jak zwykły człowiek odnajduje się w tych dziejowych momentach, jakie są jego myśli, gdy dokonuje wyborów, co decyduje, że podejmuje takie, a nie inne decyzje. Często mówimy o patriotyzmie, ubierając go w wielkie słowa i doniosłe czyny. Ale kiedy historia dzieje się naprawdę, to ludzie po prostu podejmują wyzwanie lub nie. Poza tym akcja książek o komisarzu Thiedtke dzieje się w Gdańsku, a to w połączeniu z czasami, w których się rozgrywa, w mocny sposób determinuje fabułę.

ZwB W jednej z recenzji „Teufla” odnajdujemy stwierdzenie o powinowactwie między Pani powieściami a twórczością Marcela Prousta, Thomasa Manna i Güntera Grassa. Odczuwa je Pani?

Izabela Żukowska Wielkie słowa! Wspaniali twórcy! Nigdy nie odważyłabym się porównywać swojego pisania do tego, co napisali oni. Z drugiej strony oczywiście, bardzo schlebiają mi takie porównania i rozpiera mnie duma, jeśli ktoś tak właśnie pomyślał. Schlebiają i jednocześnie motywują do pracy, by dążyć do tego literackiego wzorca. Bo takie porównania zobowiązują.

ZwB Co ważnego dla Pani jest w twórczości wspomnianych powieściopisarzy (a może i innych, niewymienionych), co Panią ukształtowało?

Izabela Żukowska Proust to wspaniały malarz słowem. Mann to intelekt w służbie opowiadania historii. Grass to Gdańsk. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że to mistrzowie, od których staram się uczyć. A także od Stefana Chwina i Pawła Huelle. Uwielbiam książki tych twórców, bo można je czytać bez końca, odkrywając ciągle coś nowego – w strukturze, w historii, w języku. Posługując się wyrafinowanym językiem i kunsztowną formą, autorzy ci tworzą zajmujące historie. A jeśli mam już sięgać do nazwisk tych, którzy stanowią mój literacki wzorzec i ideał, to dodam jeszcze Umberto Eco – mistrza semiotyki, który znakomicie potrafi zbudować wiele warstw powieści, zamykając je w symbolach. To powieści, których po przeczytaniu nie odkłada się na półkę. Przez znaczenia zamknięte w znakach trzeba się nad nimi pochylić, zastanowić, pomyśleć, bo inaczej nie dotrze się do tego, co naprawdę się w nich kryje. Połączyć wszystkie te cechy w jedno – to dopiero wyzwanie!

ZwB Lotte Meier, bohaterka „Teufla”, spotyka na swojej drodze Oskara Matzeratha. To nieprzypadkowe spotkanie w tej powieści, prawda?

Izabela Żukowska Nie, oczywiście nie jest to spotkanie przypadkowe. Tworząc książki o komisarzu Thiedtke, chciałam stworzyć jak najpełniej świat, w którym poruszali się moi bohaterowie. Zastanawiałam się, o czym myśleli, co czuli, ale także jakie wiadomości płynęły z radia, co mogli przeczytać w gazetach czy na sklepowych szyldach. Bo takie szczegóły tworzą świat, w którym bohaterowie żyją. Z drugiej strony chciałam, żeby w książce znalazły się symbole literackie, które wiążą się z Gdańskiem. A takim symbolem jest z pewnością Oskar. W książce „Teufel” pojawia się także, choć nie osobiście, Hanemann, czyli tytułowy bohater powieści Stefana Chwina. Bohaterowie Grassa i Chwina, choć stworzeni w wyobraźni pisarzy, zajęli ważne miejsce w tym, co składa się na mit Gdańska, na obraz miasta, który ci twórcy w swoich książkach przywracają.

ZwB I tak doszłyśmy do wielkiego bohatera Pani cyklu – Gdańska… Pochodzi Pani z tego miasta. Czy to zadecydowało, że właśnie o nim Pani pisze?

Izabela Żukowska Przede wszystkim Gdańsk jest dla mnie fantastyczną inspiracją. Czegokolwiek szukam, znajdę w Gdańsku. Inspirują mnie miejsca, historia, ludzie, którzy byli z tym miastem związani. Nie mieszkam teraz w Gdańsku, ale mam nadzieję, że to się zmieni. Bo nigdy nie przestałam czuć się gdańszczanką.

ZwB Co według Pani składa się na fenomen Gdańska?

Izabela Żukowska Gdańsk i całe Trójmiasto to wspaniałe miejsce. Bogata, często burzliwa historia. Wielokulturowość. Poczucie wolności, które panowało tu nawet w czasach PRL-u. I energia portowego miasta.

ZwB Gdańsk w Pani powieści to też zapachy, smaki…

Izabela Żukowska Bo chcąc zbudować wiarygodny świat, nie można o nich zapomnieć.

ZwB A jaka była Pani droga do kryminału?

Izabela Żukowska Chyba zwyczajna. Kiedyś czytałam klasyczne kryminały – Agatha Christie, Joe Alex. Morderstwo, zagadka, śledztwo, rozwiązanie. Do dziś uwielbiam Herkulesa Poirot. Kryminały Marka Krajewskiego uświadomiły mi, że pisząc kryminał, można sięgać do historii, a kryminały skandynawskie, że kryminał może pokazywać społeczeństwo i jego problemy. Muszę się jednak przyznać, że wcale nie byłam zapaloną fanką kryminałów. To nie było tak, że od początku planowałam napisać historię kryminalną. Zdecydowanie bardziej chciałam napisać książkę, w której bohaterem byłby Gdańsk. Pamiętam, wiele lat temu, gdy pisanie było tylko moim marzeniem, a wydanie książki wydawało mi się zupełnie nieosiągalne, chodziłam często na spacery po parku w Jelitkowie. Mieszkałam niedaleko, a to miejsce miało w sobie niewytłumaczalną magię, oczywiście, poza sezonem, gdy poza mną i moim psem nikogo tam nie było. Nie wiedziałam wtedy, że Jelitkowo nosiło kiedyś nazwę Glettkau, że było tam molo, do którego przybijały statki wycieczkowe z Gdańska i Sopotu, w ogóle nie bardzo znałam historię Wolnego Miasta Gdańska. Nie było jeszcze szerokiego dostępu do wiedzy o tamtym okresie, historię sprzed 1945 roku raczej zdrapywało się z przykrytych farbą murów przedwojennych kamienic. Chodziłam wtedy po parku i myślałam, że moim największym marzeniem jest napisanie powieści o Gdańsku. Ale potem to marzenie odłożyłam, uważając, że do pisania potrzebne są doświadczenia, które potem można przekazać innym, że trzeba poznać różne emocje, dobre i złe, tak by być w stanie je opisać. I ruszyłam w świat, na studia, potem do pracy. Po latach okazało się, że doświadczeń jest już sporo, emocje też poznałam różne. Wtedy wróciłam do tamtego marzenia o pisaniu. Teraz potrzebna mi była historia o takiej konstrukcji, by książka, którą chciałam napisać, nie składała się wyłącznie z dygresji. Kryminał wydał mi się najbardziej odpowiedni, bo wymaga jasno określonych elementów. Morderstwo, śledztwo, rozwiązanie. W sensie głębszym wina i kara. Tak dużo o tym myślałam, że w końcu początek historii mi się przyśnił. Właściwie był zupełnie inny od tego, co ostatecznie znalazło się w książce, ale w moim śnie było morderstwo i od niego zaczęło się wymyślanie całej historii. Z drugiej strony „Teufel” nie jest klasycznym kryminałem, bo tworząc go, z każdą napisaną stroną miałam więcej satysfakcji, gdy żelazne zasady kryminału mogłam łamać. A jednocześnie równie ważny był Gdańsk, na tle którego wszystko się działo i którego historia wpływała na akcję, bo wybór miejsca i czasu zdecydowanie implikował to, jak rozwijała się akcja.

ZwB Uprzedziła Pani moje pytanie o to, jaką rolę w Pani powieści odgrywa wątek kryminalny. Wiem, to dosyć zaskakujące pytanie w stosunku do autorki, jakby nie było, cyklu kryminalnego…

Izabela Żukowska Uważam, że zbrodnia ma w sobie wielki ładunek emocjonalny. Stawia bohaterów, zarówno mordercę, jak i ofiary, a także tych, którzy muszą zagadkę morderstwa rozwikłać, w ekstremalnej sytuacji. A to daje pisarzowi możliwość pokazania wielu różnych uczuć, ambicji, pragnień. Zbrodnia była dla mnie kręgosłupem, na którym odważyłam się zbudować swoją historię.

ZwB Powróćmy na moment do głównych postaci „Teufla” – komisarza Franza Thiedtke i Lotte Meier – bo na ich kreacjach zasadza się fabuła powieści. Dokonała Pani ciekawego zabiegu literackiego, łącząc elementy reminiscencyjnej powieści psychologicznej i powieści inicjacyjnej. To zderzenie dojrzałości z młodością, odchodzącego świata z nadchodzącym…

Izabela Żukowska Franz Thiedtke miał być uosobieniem tego odchodzącego świata, symbolem zasad, które wraz z nadejściem nowej władzy przestały obowiązywać. Czasem spotykam się ze zdaniem, że komisarz jest zbyt spokojny, nie ma nałogów, zawsze tylko praca i żona. A on właśnie taki miał być, więcej – taki musiał być. Tak jak musiał być konformistą, bo bez przyzwolenia na to, co niesie nowe, to nowe nie miałoby możliwości zacząć się panoszyć, rozrastać i sięgać do gardeł innych, podobnych Franzowi. To właśnie konformizm tych, którzy nie zgadzali się z Hitlerem, ale nie przeciwstawili mu się w porę, doprowadził do tragedii drugiej wojny. Potem świat zrozumiał, że nie można przyjmować takiej wyczekującej postawy, lecz trzeba działać. Podobnie było z komisarzem.

A Lotte dojrzała w trakcie mojej pracy. Pisząc, myślałam o tym, jak bardzo nasze dawne wybory i czasem nawet zapomniane decyzje mogą wpływać na to, co dzieje się w naszym życiu wiele lat później. Lotte z młodzieńczą naiwnością zachwyciła się tym, co okazało się tego zachwytu niewarte. Kiedy się zorientowała, że dokonała niewłaściwego wyboru, postanowiła tę winę odkupić i popadła w kolejną skrajność. Po latach okazało się, że tamte fascynacje nie odeszły całkowicie w przeszłość, a ta dopadła ją w najmniej przewidywanym momencie. I tak często bywa w życiu, że po latach przychodzi nam zapłacić za błędy popełnione w młodości, gdy nie myśleliśmy jeszcze o tym, że nasze decyzje mogą do nas powrócić za dziesięć, dwadzieścia czy trzydzieści lat. Wtedy po prostu działamy, refleksja przychodzi zazwyczaj, gdy dojrzejemy. Budując tę historię, tworząc swoje postacie w takim, a nie innym układzie, musiałam przedstawić tę przemianę, dojrzewanie i historię wyborów, które dokonywała Lotte. To one doprowadziły ją w końcu tam, gdzie znalazła się 1 września 1939 roku. Z nimi musiała zmierzyć się później, ale nie wybiegajmy za daleko.

ZwB Na koniec znów trochę prowokacji… Czy uważa Pani, że pisanie dziś, w czasach gdy ponoć (powtarzam, ponoć, bo ja oczywiście mam inne zdanie) czytelnicy są na wymarciu, a jeśli czytają, to mało i raczej popkulturową papkę, pisanie takich książek ma sens? I łączenie kryminału z tematami literatury wysokiej? Po co takie książki?

Izabela Żukowska Gdybym myślała, że nie ma, to nie pisałabym. Bo pisanie to często zajęcie niewdzięczne i pewnie jest wiele innych mniej stresujących czynności, które mogłabym robić zamiast. Ale uważam, że po pierwsze czytelnicy wcale nie są na wymarciu, a po drugie myślę, że nie ma już podziału na kulturę wysoką i popularną. Rzeczywiście nie czytamy tyle, ile powinniśmy, albo może są tacy, którzy nie czytają w ogóle, bo nie miał w nich kto potrzeby czytania rozbudzić. Bo książki to historie, a my mamy w sobie naturalną potrzebę opowiadania i przyswajania historii. Teraz może w części zaspokaja ją telewizja, która podaje nam dramaty co pół godziny w wiadomościach. Ale książki są dużo bogatsze, pokazują świat, ale i tłumaczą. I wiele osób czyta, czego dowodem są na przykład blogi o książkach. Kiedy przegląda się listy lektur ich autorów, to może zakręcić się w głowie. W internecie odbywają się teraz dyskusje o książkach. To tutaj można pogadać o tym, co warto przeczytać, a co niekoniecznie. A łączenie kryminału z literaturą wysoką? Te granice już się zatarły. Teraz wszystko się ze sobą miesza, łączy, a efekt potrafi być fascynujący. Połączenie kryminału z historią może sprawić, że historia stanie się bardziej przystępna, bardziej ludzka i zamiast uważać ją za nudny przedmiot w szkole, dojdziemy do wniosku, że wiedząc, co wydarzyło się w przeszłości, uda nam się zapobiec temu, by przytrafiło się to ponownie nam, tu i teraz.

Jolanta Świetlikowska