#

Chciałem go uśmiercić - wywiad z Veitem Heinichenem

wywiad z Veit Heinichen

ZwB: Nie Berlin, nie Hamburg, nie niemiecka prowincja – akcja pana powieści rozgrywa się w Trieście. To północnowłoskie miasto nie jest może najbardziej typową scenerią dla kryminałów, które wychodzą spod pióra niemieckiego autora. Zdradzi nam pan, dlaczego właśnie Triest?

Veit Heinichen Są ku temu dwa istotne powody: po pierwsze znam Triest i jego okolice lepiej niż jakiekolwiek niemieckie miasto. Przyjechałem tu po raz pierwszy trzydzieści cztery lata temu i po latach kursowania między Niemcami a Włochami od dwudziestu lat mieszkam niemal wyłącznie tutaj. To nieprzypadkowy wybór: Triest to miejsce spotkań i kontrastów. To prototyp europejskiego miasta, miejsce ścierania się trzech wielkich europejskich kultur: romańskiej, słowiańskiej i germańskiej. W tym najbardziej wysuniętym na północ porcie śródziemnomorskim świat Morza Śródziemnego spotyka się ze światem północy, morze łączy się z górami, Wschód spotyka Zachód. Triest był miastem położonym na najbardziej południowym skraju strefy za Żelazną Kurtyną. To miejsce kontrastów i przeciwieństw, sprzeczności, ale także mostów pomiędzy nimi. Ta kompleksowość jest idealną pożywką dla literatury, która zawsze rodziła się tutaj w wielu różnych językach.

Ponad 90 grup etnicznych przyczyniło się do niegdysiejszej potęgi Triestu – tu miesza się wszystko, co sobie można wyobrazić, a nawet więcej. Tu mieszka także tak zwane Zło, tworząc materiał, z którego czerpią autorzy powieści kryminalnych i które coraz bardziej dominuje naszą europejską teraźniejszość. To, co się tu dzieje, ma wymiar europejski. Z tego względu miasto jest interesującym laboratorium, bowiem nic nie kończy się tutaj na wymiarze lokalnym. Nawet jedzenie nigdy nie jest monotonne, bowiem przepisy przywieźli ze sobą przybysze z całego świata.

ZwB Nasze postrzeganie włoskiego życia niewątpliwie jest naznaczone wieloma stereotypami. Jak to jest, żyć we Włoszech, nie będąc Włochem? Nie ulega wątpliwości, że ktoś taki jest czymś więcej niż turystą, ale chyba jednak brakuje mu czegoś, by uchodzić za tubylca?

Veit Heinichen Żyłem już w czterech europejskich krajach: w Niemczech, Szwajcarii, Francji i we Włoszech. Początkowo wszędzie jest tak samo, napotyka się na te same stereotypy. Tak się dzieje tak długo, dopóki miejscowi nie zaczną postrzegać obcego jako jednostki i nie udzielą mu własnego głosu. Całe to uogólnianie, szufladkowanie jest oczywiście dokuczliwe. Banalne pułapki, ułatwiające prostym umysłom porządkowanie wypaczają jednocześnie spojrzenie na wiele spraw. Żyję tu już jednak wystarczająco długo, by zostać poważanym triesteńskim autorem i obywatelem, przestałem już uchodzić za obcego. Być może Triest jest wyjątkowy i pod tym względem, bowiem dzięki piętnu odciśniętemu przez dziewięćdziesiąt rozmaitych grup etnicznych inaczej traktuje się tu „obcość”, którą nosi w sobie właściwie każdy. Pochodzenie przestało być pierwszym kryterium przynależności, bardziej ocenia się ludzi według kryterium politycznego czy gospodarczego, zaś na pierwszym miejscu jest oczywiście język. Opanowanie języka jest podstawą integracji, zawsze i wszędzie. Jak się wyraził wielki wirtuoz słowa Karl Valentin: „Obcy jest obcy tylko na obczyźnie”.

ZwB Jaki jest pana stosunek do commissario Proteo Laurentiego? Czy łączy Was wiele wspólnego?

Veit Heinichen Ojojoj! Drażliwa kwestia! On nie jest moim alter ego! Wymyśliłem tę postać jakiś czas temu, ponieważ potrzebowałem wiarygodnego protagonisty, wyposażonego w odpowiednie kompetencje. W rzeczywistości Laurenti nie jest nawet czystym wymysłem, tylko zlepkiem trzech realnych osób, z których jedna mieszka w Bolonii, druga w Anconie, a trzecia w Palermo. To zaprzyjaźnieni policjanci. Nawet podczas tworzenia „gliniarza” trzeba pozbyć się paru stereotypów. Proteo Laurenti w przeciwieństwie do mnie urodził się na południu Włoch, w Salerno, i ma za sobą klasyczną karierę włoskiego policjanta, był wielokrotnie przenoszony po całym kraju, aż osiadł w Trieście, gdzie założył rodzinę. Został nawet dziadkiem – ja nie. On prowadzi śledztwo, ja zbieram informacje. On jako urzędnik państwowy będzie miał zagwarantowaną emeryturę, na którą łożyć będą młodsi. Ale są dwie rzeczy, które nas łączą: kto jak on przybywa z zewnątrz i nie dorasta wśród zwyczajów i tabu danego miejsca, ma swobodniejsze spojrzenie na całość. Odwiedzamy poza tym te same bary i restauracje. Jednak kiedy on wchodzi, ja wychodzę, w końcu przez cały dzień pracowałem na niego. Jeszcze sobie pomyśli, że zapłacę za niego rachunek i będzie pił w dwójnasób.

ZwB Czy darzy Pan sympatią swoich bohaterów?

Veit Heinichen I tak, i nie. To niekoniecznie jest kwestia sympatii, raczej wierności. Jako tworzący opowieść nie mogę zdradzić swych protagonistów, nawet tych, których nie darzę sympatią. Muszę starać się zachować ich autentyczność, nawet jeśli mi to nie w smak i nie podzielam ich poglądów.

Każda postać potrzebuje pewnej swobody, której nie wolno autorowi ograniczać własnym uporem czy poglądami moralnymi albo politycznymi. Bowiem dopiero w konfrontacji z innymi postaciami zaczyna się odczuwać moc ich charakterów.

ZwB W swych kryminałach opisuje Pan wiele rozmaitych miejsc zapalnych dzisiejszej Europy. Można niemal odnieść wrażenie, że pod tym względem wykazuje Pan pewne podobieństwo do autorów skandynawskich, którzy również mają ogromną wrażliwość na problematykę społeczną i polityczną. Jak Pan widzi swoją rolę jako pisarza?

Veit Heinichen Słowo „kryminał“ jest bardzo zawężające. Ten gatunek ma tyle rozmaitych twarzy, że nie da się ich upakować do jednego worka. We Francji i we Włoszech dokonuje się pod tym względem ściślejszego wyodrębnienia. Pod koniec lat czterdziestych Jean Patrick Manchette wprowadził podgatunek „noir”, różniący się w znacznym stopniu od klasycznego kryminału. Noir traktuje nie tylko o sprawcach, ofiarach i śledczych. Sporą rolę odgrywa w nim czwarta grupa: społeczeństwo, otoczenie społeczne. To oznacza, że wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu aktywnymi lub pasywnymi uczestnikami zdarzeń, nawet jeśli udajemy, że nas one nie dotyczą. Ramy naruszanego prawa są naszym wspólnym dobrem. Innowacyjność poczynań zorganizowanych grup przestępczych coraz ściślej współpracujących ze światem polityki i gospodarki zagraża najwyższej wartości naszego społeczeństwa: demokracji. Spółki działające w szarej strefie omijając prawo próbują zwiększać swe profity i władzę. Zorganizowana przestępczość nie ma narodowości, to ogromny międzynarodowy koncern, który nie cofa się przed żadnym obszarem działalności, nie boi się żadnych granic. To niesamowity materiał, który aż krzyczy, żeby gruntownie go zgłębić i opisać.

Jeśli tak zwany kryminał rozpoczyna się od chaosu, a kończy uporządkowaniem, to w przypadku „noir” jest inaczej: tu wszystko zaczyna się od chaosu i pozostawia po sobie jeszcze większy chaos. Noir narusza reguły harmonii i odzwierciedla rzeczywistość. Ale forma narracyjna tych powieści nie jest moralizatorska, tylko jak najbardziej rozrywkowa, o paradoksie!… Jedną z pierwszych form „noir mediterraneo“ była najpewniej opowieść o wyprawie argonautów.

ZwB Są czytelnicy, którzy nadal niechętnie przyznają się do czytania kryminałów. Gatunek ten przez długi czas uchodził za podrzędny, niesalonowy, wstydliwy. Czy literatura kryminalna jest literaturą trywialną? Czy może mierzyć się z literaturą „poważną“?

Veit Heinichen Coś takiego niezmiennie budzi we mnie śmiech. Nonsens! Znów te ograniczające postrzeganie stereotypy i szufladki. Mam nadzieję, że owi rzekomo wykształceni ludzie przeczytali „Opętanych” Gombrowicza, „Zbrodnię i karę” Dostojewskiego albo „Imię róży” Umberto Eco. To znakomite kryminały, czyż nie? Cała nasza zachodnia cywilizacja bazuje na ociekającej krwią księdze, niemal klasycznej, rozpoczynającej się od bratobójstwa opowieści „noir mediterraneo”, w której roi się od zdrajców, spekulantów i zdradzonych, pełnej intryg i katastrof. Dla ludzi myślących schematami rodem z serialu kryminalnego to oczywiście żaden argument.

ZwB Jak napisać dobry kryminał? Czy powinno się drobiazgowo planować, z mrówczym mozołem zbierać informacje czy raczej puścić wolno wodze fantazji?

Veit Heinichen Czy już w czasie pisania wiadomo, że będzie z tego „dobra“ książka? Piękne, ale nieprawdziwe. To okazuje się dopiero po zakończeniu pracy. Mam nadzieję, że każdy autor ma swoją własną metodę. Nie wierzę w uniwersalne zasady dla każdego, coś takiego tylko ograniczałoby moją twórczą wolność. Dla mnie powieść jest zawsze zwierciadłem epoki i miejsca. Autor jest jednocześnie uczestnikiem i obserwatorem. Jak piszę? Po trwającej niekiedy lata fazie zbierania informacji, rozmów, pracy w archiwach, odtwarzania tła, gromadzenia faktów z dziedziny psychologii, kryminologii, socjologii, prawa i gospodarki postacie stają się coraz wyraźniejsze. Próbuję je zrozumieć. I w końcu puszczam je wolno, by spotykały się i rozwijały, niekiedy zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażałem. Ukazują swe nieznane strony, żyją swym życiem. Nie mogę przeszkodzić im swymi własnymi planami, ale mogę poprowadzić je we właściwym kierunku. Tak jak pasterz wiedzie swą trzódkę. Podczas tej wędrówki moja trzódka może robić, co chce: jeść, kłócić się, kopulować, a czasem i zerwać się z uwięzi. Ale żadnego z członków stada nie mogę zgubić, w sytuacjach ekstremalnych muszę taszczyć z sobą jego truchło. Im mniej wpływam na charakter postaci, tym stają się silniejsze.

ZwB Czy nigdy nie miał pan ochoty pożegnać się z Laurentim i napisać czegoś zupełnie innego? Jaka byłaby to powieść?

Veit Heinichen W powieści „Totentanz“ (Taniec umarłych) próbowałem go bezskutecznie uśmiercić. Od tamtej pory cały czas mnie terroryzuje. Ale ja też mam swoje skoki w bok. Razem z gwiazdorską kucharką Ami Scabar stworzyłem przewodnik zatytułowany „Triest – Stadt der Winde“ (Triest – wietrzne miasto), będący krótką kulinarną historią Triestu i jego okolic. To jedyne takie opracowanie na rynku. Ponadto zajmuję się tytułami historycznymi, bo ten region ma bardzo bogatą historię. Szczególnie interesuje mnie wiek dwudziesty i dwudziesty pierwszy, epoka, którą sam ogarniam. Owszem, coś powstaje na tym polu…

ZwB Czy będziemy mogli wkrótce przeczytać pana nową powieść? Co pana ostatnio „gryzie”, jaki będzie motyw przewodni kolejnej książki?

Veit Heinichen Na moim literackim poletku praca trwa nieustannie dzień i noc, oczywiście powstaje coś nowego. Proszę trzymać kciuki, żeby okazało się to dobre. A co mnie „gryzie”? To się wiąże z polityczno-gospodarczym rozwojem Europy, z ożywaniem nacjonalistycznego ekstremizmu na kontynencie, na którym jeszcze nigdy żaden naród nie potrafił żyć bez innego. W roku 2014 rozpoczynają się obchody wydarzenia, które zakończyło się rzezią milionów, będziemy mieli stulecie wybuchu pierwszej wojny światowej. W tymże roku będziemy obchodzić 75-lecie wybuchu drugiej wojny światowej, zaś Triest będzie świętował 60-lecie przyłączenia Wolnego Terytorium Triestu do demokratycznego państwa włoskiego, poza tym minie 25 rocznica upadku muru berlińskiego i dziesięć lat od rozszerzenia Unii Europejskiej na wschód. To ostatnie wydarzenie wiązało się z tym, że wreszcie zniknęły granice bezpośrednio w Trieście. Wszystko to doprowadziło do utworzenia nowego porządku w Europie, zaś niektórzy wyciągnęli z tego więcej profitów…

ZwB Czy wyobraża pan sobie wysłanie Laurentiego do Polski?

Veit Heinichen Z wielką przyjemnością, gdy tylko nadarzy się jakaś służbowa okazja. Taką okazją mogłaby być wzrastająca, ku naszej radości, liczba polskich turystów w Trieście, czy też ustanowienie osi komunikacyjnej łączącej Bałtyk z Adriatykiem, o czym się dyskutuje od dawna. Coraz ważniejsza staje się wymiana myśli naukowej pomiędzy oboma krajami, pomiędzy uczelniami wyższymi, twórcami itd. Owszem, być może nastąpi wymiana pomiędzy komisarzem Proteo Lauretnim a jakąś atrakcyjną koleżanką w Warszawie, Gdańsku czy Krakowie, który dzieli od nas zaledwie 900 kilometrów.

ZwB Mamy nadzieję, że do tego dojdzie! Dziękuję bardzo za rozmowę.


foto Massima Goina

Veit Heinichen - urodził się w roku 1957, początkowo działał w branży księgarskiej, współpracując z wieloma wydawnictwami. W roku 1994 był jednym ze współzałożycieli wydawnictwa Berlin Verlag, którego interesami zarządzał do roku 1999. Jego pierwsza powieść kryminalna, Gib jedem seinen eigenen Tod, ukazała się w roku 2001. Do roku 2011 opublikowano jeszcze osiem książek Heinichena. Sześć z nich zostało przetłumaczonych na kilka języków, a pięć sfilmowano dla telewizji ARD. Powieści Heinichena zostały uhonorowane kilkoma prestiżowymi nagrodami literackimi, w tym włoskimi. Akcja kryminałów rozgrywa się w Treście, mieście pogranicza kultur, gdzie autor mieszka od wielu lat. Bohaterem przewodnim jest komisarz Proteo Laurenti, wyrazista postać łącząca w sobie typowe właściwości detektywa z cechami indywidualnymi, niepozbawiona ludzkich wad i słabostek, co czyni ją tym prawdziwszą.


Agnieszka Hofmann