#

Koszmar woli chować się w najbardziej idyllicznych miejscach

wywiad z Ingą Vesper

Prawa do tego retrokryminału z bogatym tłem obyczajowym z miejsca sprzedano do sześciu krajów. O skomplikowanym researchu, udokumentowanych inspiracjach i nazwisku z uniwersum agenta 007 z jego autorką, Ingą Vesper, rozmawiała Paulina Stoparek.

Paulina Stoparek: Powieść „Bardzo długie popołudnie” to Pani debiut literacki. Nie miała Pani obaw rozpoczynać kariery pisarskiej właśnie kryminałem? To bardzo popularny gatunek, trudno się przebić debiutantom… Jak to wyglądało w Pani przypadku?

Inga Vesper: Myślę, że fakt, że jest to popularny gatunek, jest w rzeczywistości zaletą – kryminały zawsze się sprzedają i pod tym względem zaufanie nowemu autorowi jest mniej ryzykowne dla wydawcy. Trudną rzeczą było napisanie czegoś, co wydaje się świeże i zupełnie inne. Zawsze chciałam pisać kryminały, a pisanie książki to ogromne zobowiązanie. Zajmuje to wiele miesięcy, a potem należy włożyć jeszcze więcej pracy w redakcję tekstu. W pewnym momencie trzeba całkowicie poświęcić się historii, którą się tworzy. Wybrałam kryminał, ponieważ wiedziałam, że mogę przejść przez ten proces tylko z historią, którą naprawdę pokocham.

P.S.: Czy wymyślając tytuł dla swojej powieści, specjalnie posłużyła się Pani odniesieniem do słynnego kryminału noir Raymonda Chandlera „Długie pożegnanie” czy to czysty przypadek? Noir to dobry trop?

I.V.: To rzeczywiście zbieg okoliczności. Szukałam tytułu, który byłby tajemniczy i intrygujący, ale też odzwierciedlał uczucia moich bohaterek – ich znudzenie i niezadowolenie ze schematu życia. O dziwo, nigdy nie zamierzałam napisać powieści noir. Większa cześć akcji mojej powieści toczy się w najjaśniejszym świetle dziennym, w pełni barw otoczenia, przedmiotów. Jest takie niemieckie powiedzenie, że koszmar woli chować się w najbardziej idyllicznych miejscach – i taki właśnie obraz chciałam przywołać swoją historią.

P.S.: A książki i ich adaptacje, takie tytuły jak chociażby „Służące” czy „Żony ze Stepford”? Co jeszcze zainspirowało Panią do napisania „Bardzo długiego popołudnia”?

I.V.: Oczywiście, czytałam obie i na pewno miały na mnie wpływ. Inspirowanie się innymi dziełami jest nieuniknione, i jako autorka uważam, że to jest świetne, bo mam możliwość uczenia się od najlepszych. Jednak całej historii narzuciłam własny styl, na przykład w głosach postaci, szczególnie z dialogach z udziałem detektywa Micka. Naprawdę chciałam opowiedzieć tę historię z perspektywy zarówno mężczyzn, jak i kobiet, więc detektyw jest niezwykle istotną postacią. Ważny moment, który też mnie zainspirował do napisania powieści, był wtedy, kiedy, podczas nudnego dnia w pracy, przeglądałam sobie na Wikipedii listę osób, które zniknęły w tajemniczy sposób. Od razu zauważyłam, że do mniej więcej lat 40. to głównie mężczyźni znikali: podczas wojny, wypraw lub prób bicia rekordów. Potem są to głównie kobiety i prawie zawsze istnieje podejrzenie, że zostały zamordowane. To mnie rozzłościło: mężczyźni znikają podczas przygód, a kobiety najczęściej się morduje, ale zbrodnia nigdy nie zostaje rozwiązana. Wtedy w mojej głowie pojawiła się postać Joyce i tak to się zaczęło.

P.S.: „Bardzo długie popołudnie” to kryminał rozgrywający się pod koniec lat 50. w USA, w Santa Monica w stanie Kalifornia. Koniec piątej dekady XX wieku to czas, kiedy w Stanach wciąż panują rasowa segregacja i klasowe podziały. Zarazem jest to czas budzenia się coraz większej świadomości własnych praw, zarówno wśród czarnoskórych, jak i kobiet, dla których rola dobrej żony i matki była wiodąca, a przestaje być wystarczająca. Jak przygotowywała się Pani do researchu mającego na celu pogłębić te tematy obyczajowego tła w Pani książce?

I.V.: Oglądałam wiele filmów dokumentalnych o tamtych czasach, o ruchu na rzecz praw obywatelskich, aby wiedzieć, jak ludzie rozmawiali, jak się zachowywali i jak reagowali na przeszkody na swojej drodze. Często zatrzymywałam ekran, żeby zobaczyć: co ludzie mają w swoich domach, co noszą, jakimi samochodami jeżdżą. Poza tym przeczytałam wszystko, co mogłam o tym okresie, a nawet przejrzałam katalogi wysyłkowe z lat 50., aby zobaczyć, jakie rzeczy mogą kupić bohaterowie mojej książki. Jeśli chodzi o tło społeczne związane z rasizmem, tu musiałam być bardzo ostrożna, ponieważ nie spotkałam się z sytuacjami, które napotykała na swojej drodze Ruby. Ale starałam się jak najgłębiej zrozumieć stan, marzenia i aspiracje moich bohaterów. Kiedy już nabrałam pewności, że poznałam ich naprawdę dobrze, po prostu pozwalałam im reagować spontanicznie.

P.S.: Wzruszyła mnie postać Ruby, czarnoskórej pomocy domowej. W mojej opinii świetnie Pani pokazała szarpiące nią niepewności i to rozdarcie pomiędzy potulnością kolorowej służki a niezależnością inteligentnej kobiety z ambicjami. Jaka jest recepta na sukces rozpisania tak skomplikowanej postaci, której życie jest tak różne od życia współczesnych kobiet?

I.V.: Stworzenie postaci Ruby było dla mnie trudne i wspaniałe jednocześnie; trudne, ponieważ mamy różne doświadczenia, a cudowne, ponieważ w pewnym sensie jesteśmy podobne. Kreując bohaterów, rozmyślam nad tym, gdzie doświadczenia moje i mojej postaci się łączą. Oczywiście nie wiem do końca, jak wyglądało życie czarnej kobiety w Ameryce w latach 50., ale doświadczyłam innych rzeczy. Miałam prace, które związane były z nudnymi, rutynowymi zadaniami, takimi jak sprzątanie. I przeniosłam się do innego kraju, gdzie czasami czułam się jak outsider. Pamiętam podekscytowanie, kiedy miałam pierwszego chłopaka i kiedy rozpoczął się mój proces uniezależniania się od rodziny. Te doświadczenia są uniwersalne i mogłam podzielić się nimi z Ruby. Co do reszty, uwielbiam postacie z krwi i kości, które szczerze podchodzą do swoich niedociągnięć i nie zawsze zachowują się heroicznie. Wszyscy na pewno żałujemy czasami, że nie jesteśmy bardziej odporni, silniejsi, odważniejsi. Ale właśnie te ludzkie słabości i chwile zwątpienia sprawiają, że postacie są mi niesamowicie bliskie. Dlatego starałam się, aby osobowości moich bohaterów były złożone.

P.S.: Z zawodu jest Pani dziennikarką. To na pewno pomaga w researchu. A w pisaniu gatunkowym jako takim?

I.V.: Dokładnie. Umiejętność prowadzenia researchu jest niezwykle pomocna. A jeśli chodzi o pisanie gatunkowe, to trudno powiedzieć. Dziennikarstwo jest bardzo schematyczne i oczywiście nigdy, przenigdy niczego nie można w nim wymyślać. Ale jako dziennikarz muszę uważnie słuchać ludzi, żeby usłyszeć, jak mówią i czego być może nie mówią. To bardzo przydatne dla autora, gdy buduje swoje postacie, ponieważ można się nauczyć opowiadać historię bez marnowania słów.

P.S.: Oprócz pisania publicystyki oraz – od niedawna – powieści, wykłada Pani, prowadzi prelekcje, a także prowadzi grupę pisarską na Ealingu. Które z tych zajęć daje Pani najwięcej satysfakcji?

I.V.: Uwielbiam wszystkie swoje aktywności i kocham pisać we wszystkich tych formach. Jestem bardzo zaangażowana w dziennikarstwo, które nauczyło mnie profesjonalizmu – pisania nawet wtedy, gdy nie ma się na to ochoty. Ponadto umiejętności dziennikarskie przydają się w redakcji, która jest niezwykle ważna, ponieważ dzięki niej można poprawić tekst i rozwijać się w pisaniu. Grupa pisarska jest wspaniałym źródłem zaufania i zachęcam wszystkich pisarzy, aby ją znaleźli. Fantastycznie jest móc dzielić się pomysłami i frustracjami z innymi autorami, ponieważ tylko oni zrozumieją, jak trudny i ekscytujący jest to proces.

P.S.: Vesper… Inga Vesper [Do Czytelnika: Zdanie wypowiedziane z modulacją charakterystyczną dla hasła „Bond… James Bond”. Vesper to czołowa niewiasta w życiu agenta 007 – przyp. P.S]. To Pani prawdziwe nazwisko czy nieprzypadkowy pseudonim? [Uśmiech].

I.V.: [Śmiech]. To moje prawdziwe nazwisko, a na czeskim wydaniu jestem Inga Vesperova, co jest jeszcze fajniejsze! Tak, wiele zawdzięczam temu filmowi o Bondzie. Kiedyś przedstawiałam się jako „Vesper, jak skuter, ale z -er”, ale teraz mogę po prostu powiedzieć: „Vesper, jak dziewczyna Bonda”, a potem poprosić o wytrawne martini. [Śmiech].

P.S.: „Bardzo długie popołudnie” z pewnością nie należy to tak zwanych krwawych kryminałów. Czy ma to odbicie w Pani czytelniczym guście?

I.V.: W pewnym sensie tak. Nie przeszkadzają mi brutalne lub krwawe historie, ale myślę, że ich pojawienie się powinno mieć uzasadnienie. Istnieje tendencja do nadmiernej wiktymizacji kobiet w powieściach kryminalnych, które na końcu są tylko martwymi, zakrwawionymi zwłokami. Jest to nieuzasadnione, a czasami może być tanim sposobem na stworzenie krwawej historii. W mojej książce jest sporo okropnych momentów, ale chciałam, aby koszmar pochodził z tego, co jest pod spodem, co jest tylko sugerowane w rzeczywistej zbrodni, a nie tylko z rozlewu krwi i śmierci jako takiej.

P.S.: Niemcy, Holandia, Włochy, Hiszpania, Czechy i oczywiście Polska – to kraje, które wykupiły prawa do Pani debiutanckiej powieści. A czy Pani czyta czasem Polaków?

I.V.: Oczywiście! Kiedyś byłam raczej skupiona na anglojęzycznym i niemieckim świecie literackim, ale teraz, kiedy uczestniczę w festiwalach i rozmaitych wydarzeniach i poznaję innych autorów, naprawdę staram się poszerzyć moje zainteresowania czytelnicze. Jestem wielką fanką Olgi Tokarczuk ze względu na sposób, w jaki ukazuje historię w swoich opowieściach, została mi też polecona seria kryminalna Zygmunta Miłoszewskiego, którą dopiero zacznę czytać. Ale jestem otwarta też na inne rekomendacje!

P.S.: Ze swojej strony bardzo polecam twórczość Jakuba Małeckiego (to literatura aspirująca do wyższej półki) oraz Marka Krajewskiego (bardzo mroczne retrokryminały). Dwóch skrajnie różnych twórców, a niektóre z ich literackich sekwencji nie do zapomnienia. Ale wróćmy do Pani. Czy zamierza Pani kontynuować tego rodzaju pisarstwo czy „Bardzo długie popołudnie” to jednorazowy strzał? Jakie są Pani pisarskie plany?

I.V.: Tak, właśnie pracuję nad moją drugą powieścią. Akcja rozgrywa się także w Ameryce, a dokładniej w Nowym Meksyku w 1970 roku. W drugiej książce społeczność hipisowska przenosi się do małego miasteczka i wkrótce ściera się z lokalną, konserwatywną społecznością. Wkrótce jeden z hippisów zostaje znaleziony zamordowany. Była policjantka, która ucieka przed swoim agresywnym mężem, rozpoczyna dochodzenie i odkrywa mroczny, historyczny sekret miasta. Poruszam niektóre z tematów, które są obecne w „Bardzo długim popołudniu”, takie jak wzmocnienie pozycji kobiet, znaczenie wolności i nierówności, ale mimo wszystko będzie to zupełnie nowa historia.

P.S.: Bardzo dziękuję za rozmowę!


o książce

recenzja

przeczytaj fragment



Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)