#

Amerykański sen

​Rok 1959, Stany Zjednoczone, Kalifornia, przedmieścia Santa Monica. Pewnego upalnego popołudnia znika Joyce Haney – młoda mężatka, matka dwóch córek, a zarazem pani domu, która wydaje się mieć wszystko i być uosobieniem żony z tak zwanego amerykańskiego snu.

Rok 1959, Stany Zjednoczone, Kalifornia, przedmieścia Santa Monica. Pewnego upalnego popołudnia znika Joyce Haney – młoda mężatka, matka dwóch córek, a zarazem pani domu, która wydaje się mieć wszystko i być uosobieniem żony z tak zwanego amerykańskiego snu. Po kobiecie zostaje tylko sporych rozmiarów smuga krwi w kuchni, którą ktoś na szybko i nieskutecznie usiłował zetrzeć… niemowlęcymi śpioszkami. Do poszukiwań pani Haney zaprzęgnięty zostaje detektyw Mick Blanke, śledczy z komisariatu w Santa Monica, policjant z niekoniecznie chlubną przeszłością. Każda upływająca godzina, każdy kolejny dzień sprawiają, że Blanke z coraz mniejszą wiarą myśli o zaginionej jako o wciąż żywym człowieku…

„Bardzo długie popołudnie” to debiut literacki urodzonej w Niemczech brytyjskiej dziennikarki Ingi Vesper. Debiut wyrosły z kilku inspiracji, z jasnym i konsekwentnym przekazem oraz pełen społeczno-obyczajowych odniesień do wydarzeń, jakie stały się udziałem Stanów Zjednoczonych pod koniec lat 50., a także tych będących udziałem współczesnych, nie tylko Amerykanów.

W tym momencie warto odesłać czytelnika do posłowia autorki, w którym ta zdradza wspomniane inspiracje i wydarzenia. Posłowia, które nie posługuje się spoilerami, a bardzo pomaga w zrozumieniu motywacji autorki. Na użytek recenzji wspomnę, że chodzi o ruch feministyczny, a także antyrasistowski Black Lives Matter oraz antyseksistowski, jak najbardziej współczesny #MeToo. Można by pomyśleć, że Vesper – dostrzegłszy w bolączkach kobiet i czarnoskórych obywateli żyjących na przełomie piątego i szóstego dziesięciolecia ubiegłego wieku niekoniecznie udolnie zaleczone problemy do dziś odbijające się społeczną czkawką – porwała się z motyką na słońce. Być może tak by było w istocie, gdyby autorka zapragnęła napisać powieściową epopeję. Jednakże pisząc średniej objętości kryminał, którego czołowe postaci dramatu odczuwają coraz bardziej bolesne skostnienie systemu i obracające w pył ich potrzeby zasady społeczne, Vesper wybornie wręcz się obroniła. Bo jak najtrafniej przekazać czytelnikowi bolączki bohatera? Składając na jego barki narrację pierwszoosobową lub trzecioosobową filtrowaną przez jego umysł.

Inga Vesper oddaje narrację w ręce trojga bohaterów: wspomnianego detektywa Blanke’a, zaginionej i nie tak szczęśliwej, jak mogłoby się wydawać pani Haney oraz młodej czarnoskórej pomocy domowej, Ruby, która jako kolorowa kobieta zdaje się łączyć wszystkie problemy społeczno-obyczajowego tła „Bardzo długiego popołudnia”. Mimo nawarstwienia się problemów w życiu młodej Murzynki (ubóstwo, eksmisja, niesprawiedliwość społeczna, poniżające traktowanie przez białych „panów”, pragnienie kształcenia się, które z racji jej statusu społecznego jest potwornie utrudnione, przesadna uległość, także typowo kobieca w stosunku do mężczyzny), ta stara się nie popadać w rozpacz, co i rusz przypominając sobie dumne słowa wsparcia swej zmarłej tragicznie matki. Przedłużeniem tego staje się zaciekawienie Ruby tajemniczym zniknięciem jej pracodawczyni i czynny udział w dochodzeniu, które przyniesie wiele zmian w jej życiu.

Jak wspomniałam, powieść Vesper ma w sobie silny rys feministyczny, a także antyrasistowski, jednak problematyka ta jest zarysowana na tyle subtelnie, że nie mamy wrażenia tłuczenia nam do głowy jedynych słusznych prawd. Po pierwsze, wiele z tych prawd przewija się przez umysły kobiet nimi dotkniętych, które – na co dzień robiące dobre miny do złej gry – tylko dzięki narracji subiektywnej mogą dać upust własnemu niezadowoleniu. Po drugie, bardzo trafnym pomysłem okazała się nie do końca oczywista relacja Ruby z Blanke’em, oparta na skrytym podziwie, szacunku i niedopowiedzeniach wynikłych ze społecznej nierówności. Nie, nie ma to nic wspólnego z melodramatem. Raczej bliżej temu wątkowi do fabuł z gatunku buddy movies, który w tym przypadku jest mocno utrudniony z powodu płci i koloru skóry Ruby.

Biorąc do ręki „Bardzo długie popołudnie”, miałam też oczywiste skojarzenia ze starymi kryminałami noir, zwłaszcza z Raymondem Chandlerem i jego „Długim pożegnaniem” z 1953 roku. Okazały się one po części słuszne. We wspomnianym posłowiu autorka pisze: „Mick zaczął swój żywot jako pastisz detektywów z czytadeł, ale ostatecznie stał się moim hołdem dla tego rodzaju bohaterów”. I chociaż absolutnie nie uważam Chandlerowskich kryminałów za czytadła – przeciwnie: za bardzo inteligentne i zawikłane powieści z fenomenalnymi dialogami – trudno oprzeć się wrażeniu podobieństwa Blanke’a do słynnych amerykańskich retrodetektywów. Ale to już temat na inny tekst.


Paulina Stoparek


o książce

przeczytaj fragment




Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)