#

Każdy rodzi się dobrym, ale nie zawsze dobrym pozostaje

Z Bogusławem Szablińskim o jego debiucie literackim, kulisach pracy nad „Sumieniem”, wszechobecnym złu i planach literackich rozmawia Małgorzata Chojnicka

Małgorzata Chojnicka: „Sumienie” to Pana debiut. Skąd pomysł na tak krwisty thriller?

Bogusław Szabliński: Ja sam nie toleruję przemocy w żadnej formie, pod żadną postacią. Fizyczna czy psychiczna - budzi we mnie jednakowe niezrozumienie, jeśli nie odrazę. Ale zło jest, istnieje, nie pomoże nam odwracanie wzroku. Choćbyśmy zaciskali powieki z całych sił, ono nie zniknie, nie tak po prostu, samo z siebie. Każda z tych mrocznych, opisanych przeze mnie historii mogła wydarzyć się naprawdę. Podobne dzieją się gdzieś tam każdego dnia. Słyszymy o tym w „Wiadomościach” każdej stacji telewizyjnej, czytamy w codziennych gazetach czy na portalach informacyjnych…

M.Ch.: Powiem szczerze, że nie znoszę opisów przemocy. Nie obawia się Pan, że mogą zainspirować kogoś, że tak to określę, po „ciemnej” stronie mocy?

B.Sz.: Ależ ja chciałbym, żeby „Sumienie” inspirowało - tyle że do empatii, współczucia, do pochylenia się nad krzywdą drugiego człowieka, tak bez osądzania, a z wolą zrozumienia i troską, tak po ludzku. Bo przecież każdy rodzi się dobry. Ale nie każdy- zależnie od okoliczności - dobrym pozostaje.

M.Ch.: Zdecydował się Pan na pokazanie wręcz skondensowanego zła, bo są tu i zbrodniarze wojenni, i handlarze organami. Aż tak mocnego wejścia Pan potrzebował?

B.Sz.: Nie, z całą pewnością nie potrzebowałem mocnego „wejścia”, szukałem raczej „ujścia” dla wszystkich tych kłębiących się w mojej głowie demonów.

M.Ch.:Jak wyglądała praca nad książką? I czy będzie miała ciąg dalszy?

B.Sz.: Praca nad „Sumieniem” wiązała się przede wszystkim z godzinami poświęconymi na rzetelne, a więc i niestety mozolne, sprawdzanie wszelkich faktów i informacji, które się w niej znalazły. Przywiązuję dużą wagę do odpowiedzialności za słowo pisane, nawet jeśli dotyczy to tła fabularnej powieści. Samo pisanie miało dla mnie charakter …oczyszczający, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Historie przeze mnie opisane tkwiły w mojej głowie od dawna, przyprawiając o bezsenność. Przelane na papier poniekąd „odpuściły”, choć muszę przyznać, że niektóre z nich od czasu do czasu wciąż nie pozwalają zmrużyć oka. A czy będzie ciąg dalszy? Będzie. Właściwie już jest. Bo zło, niestety, nigdy nie odpuszcza.


M.Ch.:Proszę powiedzieć coś o sobie. Czym się Pan zajmuje?

B.Sz.: Jestem zwyczajnym facetem w średnim wieku, zupełnie jak bohater mojej książki. Jedyne, co czyni moje życie wyjątkowym to posiadanie wspaniałych, oddanych przyjaciół. I trojga wyjątkowych, dorosłych już właściwie dzieciaków, które wciąż udaje mi się do tego grona zaliczać.

M.Ch.:Od kilkunastu lat mieszka Pan w Nowym Jorku. To zupełnie inna rzeczywistość, bardzo różna od polskiej. Nowy Jork stał się już dla Pana domem, czy nadal czuje się Pan tam gościem?

B.Sz.: Nowy Jork to specyficzne miasto. Tutaj właściwie każdy jest gościem, więc nikt nie czuje się obcy czy też niemile widziany. Spędziłem tu piętnaście lat, blisko dwanaście tysięcy tygodni eksplorowania i zakochiwania się w tej współczesnej wersji Wieży Babel. Jest moim drugim domem, bo tu jest moje serce, a nawet cztery serca. Zaznaczę, że wyjątkowo tolerancyjne i otwarte na tzw. inność serca- być może to właśnie zasługa dorastania w tyglu wielu kultur.

M.Ch.: Zamiłowanie do muzyki klasycznej trochę mi się kłóci z tak ostrym thrillerem, który wyszedł spod Pana ręki …

B.Sz.: I całkiem słusznie się Pani to zestawienie niekoniecznie spójnym wydaje. Nie tak dawno profesor Wallisch z NYU obalił, przedstawiany między innymi w „Milczeniu owiec” czy też słynnej „Mechanicznej pomarańczy”, mit psychopaty- melomana, zasłuchującego się w utworach Bacha czy Beethovena. A skąd u mnie zamiłowanie do klasyki ? Może stąd, że psychopatycznych skłonności nie przejawiam. A może to pozostałość po dzieciństwie i młodości spędzonych z klawiaturą fortepianu.

M.Ch.: A jakie książki Pan lubi czytać i czego oczekuje po lekturze?

B.Sz.: Jak wielu czytelników dzisiaj mam gust raczej … eklektyczny. Sięgam po różne gatunki, jednak najczęściej są to pozycje psychologiczne. Interesują mnie mechanizmy rządzące ludzkimi zachowaniami, jestem ich po prostu, po ludzku ciekawy. Lubię wiedzieć nie tylko „czy” i „jak”, ale też „dlaczego”.

M.Ch.: Czuł Pan dreszczyk emocji przed premierą „Sumienia"?

B.Sz.: Już sama współpraca z wydawnictwem (pozdrawiam OhBookowe dziewczyny bardzo serdecznie), a później kontakt z bookstagramowymi recenzentami przyprawiał i przyprawia o dreszcz emocji. Na każdą czytelniczą ocenę czekam z debiutanckim biciem serca. Dla mnie to nowy świat, fascynujący, wciągający, ale i …no cóż, jeszcze mało mi znany. Moja przygoda z pisaniem dopiero się zaczyna. A już jest niezwykła! Premiera?Nie ma mowy o dreszczu emocji. To, co czuję, to raczej totalne trzęsienie ziemi!

M.Ch.: Dziękuję za rozmowę!