#

Pisanie jest dla mnie procesem, w trakcie którego dowiaduję się, czego potrzebuję

wywiad z Antti Tuomainenem

​Z Antti Tuomainenem o pracy nad „Czynnikiem królika” i jego kontynuacji, urokach Finlandii i słabości do bułeczek cynamonowych rozmawia Małgorzata Chojnicka

Małgorzata Chojnicka: Antti, zdradź, proszę, co było punktem wyjścia dla „Czynnika królika”?

Antti Tuomainen: Zalążek pomysłu na tę powieść wpadł mi do głowy kilka lat temu, gdy wracałem do domu z biura po całym dniu pisania. Oglądałem właśnie wiadomości i pomyślałem, że świat to jednak dość szalone miejsce, a chwilę potem pojawiła się kolejna myśl: „Co by było, gdyby wciąż istniała osoba, która nadal uważałaby, że wszystko musi mieć sens, logikę, być do cna racjonalne?”. I tak narodził się matematyk ubezpieczeniowy Henri Koskinen.

M.Ch: Jako czytelniczkę rozbroiłeś mnie… niestandardowym narzędziem zbrodni. Po co nóż, pistolet czy kij bejsbolowy, jak można użyć… No właśnie, tego nie powiemy, żeby nie psuć czytelnikom niespodzianki. W jakich okolicznościach przyszedł ci do głowy ten konkretny pomysł?

A.T.: Cóż, przypuszczam, że tego rodzaju koncept jest prostym wynikiem mojej metody pracy. Pisanie jest dla mnie procesem, w trakcie którego dowiaduję się, czego potrzebuję w danej opowieści: jakiego rodzaju rekwizytów i wydarzeń, a zwłaszcza elementów związanych z kreowaniem tonu opowieści i panującego w niej nastroju, które są dla mnie bardzo ważne. Pisząc zawsze mam nadzieję, że uda mi się zaskoczyć samego siebie, a kiedy już to zrobię, jestem stosunkowo pewien, że czytelnik również będzie zaskoczony.

M.Ch: Refleksje bohatera na temat korporacyjnej nowomowy są rewelacyjne. Widzę, że masz zadatki na filozofa…

A.T.: Dziękuję, cieszę się, że ci się podobało. Nie wiem, czy jestem filozofem, ale zauważyłem, że mam tendencję do uważnego obserwowania rzeczy i zapamiętywania ich – co jest pomocne dla pisarza, jak sądzę – a potem wykorzystywania w stosownym (lub najmniej stosownym) momencie.

M.Ch.: Polubiłam Henriego i cieszę się, że „Czynnik królika” jest pierwszą częścią trylogii. Kiedy możemy się spodziewać kolejnych tomów?

A.T.: W Finlandii zamykająca trylogię „Teoria bobra” (The Beaver Theory) została opublikowana jesienią ubiegłego roku. Tak więc następną książką, która w Polsce ukaże się jeszcze w tym roku, powinna być druga powieść z serii, zatytułowana „Paradoks łosia”.

M.Ch.: Czy Henri nadal z matematyczną precyzją będzie próbował wyciągnąć z finansowych opresji park przygody?

A.T.: Dla Henriego matematyka jest podstawą wszystkiego. Myślę więc, że korzystanie z niej jest dla niego naturalne. Wydaje się też, że osiąga całkiem dobre wyniki. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale po drodze Henri będzie miał o wiele więcej kłopotów, niż można by się spodziewać. Ostatecznie czeka go jednak bardzo szczęśliwe i zaskakujące zakończenie.

M.Ch.: A jak Ty radziłeś sobie w szkole z matematyką?

A.T.: Nie mogę powiedzieć, żebym był najlepszy w klasie. Kiedy jednak wpadłem na pomysł „Czynnika królika”, zdarzyła się też ciekawa rzecz. Zacząłem czytać wiele książek popularnonaukowych poświęconych matematyce, rachunkowi prawdopodobieństwa, logice i, o dziwo, okazały się one dla mnie absolutnie fascynujące. Jak już wspomniałem, w szkole nie interesowałem się matematyką, ale kiedy spojrzałem na te zagadnienia na świeżo po latach, nagle okazało się, że czuję się wśród nich jak ryba w wodzie.

M.Ch.: Jesteś mistrzem w tworzeniu oryginalnych postaci. Od czego zaczynasz budowanie bohaterów? Czy zdarza się, że wymykają ci się spod kontroli, czy trzymasz ich twardą ręką?

A.T.: Miło mi to słyszeć. Szczególnie, że tak naprawdę pisanie powieści zaczynam właśnie od postaci i to bohaterowie podsuwają mi najlepsze pomysły fabularne. Chociaż nie jestem do końca pewien, skąd oni się biorą. Gdybym chciał prześledzić ich genezę, wyszłoby na to, że powstają oni jako wypadkowa tematu, o którym chcę pisać. Jakiejś konkretnej osoby, chrakteryzującej się unikalnym sposobem bycia lub przynajmniej szczególnym sposobem patrzenia na świat. Zazwyczaj także wykonującej pracę, która mnie interesuje i współgra z tematem głównym powieści. Moja żona uważa, że bohaterowie, których tworzę, są kompilacją cech podpatrzonych u osób realnie istniejących: sposobu w jaki ktoś mówi, wygląda lub działa. Nigdy jednak nie tworzę wiernej kopii i lubię popuścić wodze fantazji. Wspaniałe w stworzeniu solidnej, wielowymiarowej postaci jest to, jak bardzo może cię zaskoczyć. Ale lubię mieć w kwestii bohaterów ostatnie słowo.

M.Ch.: Każda twoja książka wprowadza do mojej kuchni kolejny fiński smakołyk. Domyślasz się już zapewne, że po lekturze „Czynnika królika” zaczęłam piec bułeczki cynamonowe. Scena z gangsterem przygotowującym bułeczki jest prawdziwym majstersztykiem. A jak Ty czujesz się w kuchni?

A.T.: To naprawdę wspaniałe, że tak polubiłaś nasze fińskie specjały! Jestem nie najgorszym kucharzem, ale tak naprawdę bardzo lubię jeść, szczególnie… bułeczki cynamonowe.

M.Ch.: Tak pięknie piszesz o swoim kraju, że nabrałam ochoty, by kiedyś wybrać się do Finlandii. Jakie miejsce poleciłbyś na początek?

A.T.: Powinnaś zacząć od moich rodzinnych Helsinek. Ale proszę, odwiedź je latem. Z oczywistych względów.

M.Ch.: Czego powinnam ci życzyć na zakończenie naszej rozmowy?

A.T.: Życzenia powodzenia w pisaniu są zawsze mile widziane. Pracuję nad nową książką i na początkowym etapie, jak zawsze, jest mi ciężko. Ale czuję, że to będzie świetna powieść, choć trochę inna niż „Czynnik królika”. Dziękuję bardzo, Małgosiu!

M.Ch.: To ja dziękuję Ci za rozmowę!

o książce

recenzja

do czytania