#

Wiele moich powieści zainspirowały prawdziwe zbrodnie i „Czyste zło” nie jest tu wyjątkiem.

wywiad z Lisą Gardner

Nigdy nie planowała, że jej cykl powieściowy aż tak się rozrośnie. Z reguły nie planuje też z dużym wyprzedzeniem swoich kolejnych powieści. Ale jedno ma w planach na pewno: nie chce pisać powieści o ofiarach, a o tych, którzy przetrwali. Z Lisą Gardner, autorką thrillera kryminalnego „Czyste zło”, rozmawia Paulina Stoparek.

Paulina Stoparek: Jeżeli literacka zbrodnia jest kobietą, to w przypadku Pani najnowszej powieści, „Czyste zło”, jest nią aż razy pięć. Pierwszy powód to oczywiście pani płeć, a pozostałe cztery – to bohaterki: wiodące dla cyklu detektyw bostońskiej policji D.D. Warren i agentka FBI Kimberly Quincy, a także ocalała ofiara seryjnego mordercy Flora Dane oraz okaleczona nastoletnia Bonita, która była świadkiem morderstwa swojej matki. Jednak ich działaniem, ba!, życiem, nierzadko kierują mężczyźni, w tym nieżyjący już morderca i zboczeniec Jacob Ness. Czy takie rozłożenie damsko-męskich akcentów przekłada się na płeć Pani czytelników? Czuje się Pani bardziej pisarską uniwersalną czy też kobietą piszącą dla kobiet?

Lisa Gardner: Nie siadam do pisania nowej powieści z żadną intencją. Zaczynam od zagadki. Dziewczyna, która ma trudności z komunikowaniem się, rozpaczliwie potrzebuje pomocy. Co może z tego wyniknąć? Kiedy stawiam sobie takie pytanie, moje myśli od razu biegną ku silnym damskim bohaterkom, które doskonale sprawdziły się w rolach tradycyjnie zarezerwowanych dla mężczyzn (D.D. Warren i Kimberly Quincy), a także kobietom, które same doznały traumy (Florze Dane i Bonicie). Ponieważ przede wszystkim interesuje mnie, co czyni nas silnymi. Nie chcę pisać kryminałów o ofiarach, chcę opowiadać historie tych, którzy przetrwali.

P.S.: Jak wspomniałam, Pani bohaterki nierzadko doświadczają ciężkiego losu, a wydarzenia z ich życia nadają „Czystemu złu” sporego ciężaru. Wyobrażam sobie, że do udźwignięcia go potrzeba nie lada pisarskiego taktu. Jak przygotowywała się Pani do pisania o seksualnych ofiarach, żywym towarze, okaleczonej i osieroconej przedwcześnie niemowie?

L.G.: W przypadku Bonity, która nie może mówić, i Flory, która przeszła przez niewyobrażalne piekło, spędziłam naprawdę sporo czasu z ekspertami i osobami o podobnych doświadczeniach. Ale, jak już powiedziałam, nie chodzi o drążenie przyczyn zła, a o ustalenie, co sprawia, że jesteśmy w stanie przetrwać to, co najgorsze. W prawdziwym świecie mamy takie Flory i Bonity − wiele z nich przetrwało i wiedzie spokojne, szczęśliwe życie. To coś absolutne niezwykłego!

P.S.: Z kolei nieżyjące ofiary opisane w „Czystym źle” to przede wszystkim kobiety w stanie daleko posuniętego rozkładu, same kości. Czy do opisywania tego rodzaju treści natury antropologicznej przygotowywała się Pani jakoś szczególnie? Była Pani może na Trupiej Farmie legendarnego „detektywa kości”, doktora Billa Bassa?

L.G.: O tak! Miałam niebywałe szczęście spędzić sporo czasu na Farmie Ciał – nazywanej również Trupia Farmą – założonej przez doktora Billa Bassa. To miejsce robi naprawdę niesamowite wrażenie i pobyt tam jest absolutnie wyjątkowym doświadczeniem. Uwielbiam uczyć się empirycznie, kiedy wszystko mogę zobaczyć i wszystkiego dotknąć. Zawsze wyobrażałam sobie, że nieoznaczony grób będzie wyglądał jak jakiś kopczyk w lesie. Tymczasem jest zupełnie przeciwnie − powstaje wgłębienie. Tam, gdzie rozkładające się ciało zapadło się pod ziemią. To niesamowicie fascynujące!

P.S.: Nie miała Pani obaw, że tyle zła w, nomen omen, „Czystym źle” to już za dużo, że co wrażliwszy czytelnik – a wrażliwość do tej lektury jest niewątpliwie potrzebna – powie: „Dość! Nie mam na to siły!”?

L.G.: Wydaje mi się, że czytelnicy thrillerów oczekują solidnej porcji zła w tego typu powieściach. Dobry thriller przykuwa uwagę porządnie skonstruowaną zagadką i bohaterami, którzy pokonują liczne przeszkody, by ją rozwikłać i uratować tego, kto akurat znalazł się w niebezpieczeństwie. Mimo że powieść balansuje na granicy mroku, to widać wyraźnie, jak wiele serca włożyłam w nią ja i moje dzielne bohaterki.

P.S.: Siedziba tytułowego zła, frapująco opisane podziemia pewnego domu i sala przypominająca komnatę rodem ze starych filmów Rogera Cormana, to miejsce autentyczne?

L.G.: Budzące dreszcz grozy prowincjonalny wiktoriański hotel to w całości produkt mojej wyobraźni, którą jednak z pewnością zainspirowały upiorne posiadłości rodem z dziewiętnastowiecznych powieści gotyckich. Uwielbiam traktować miejsce akcji jak osobnego bohatera − tym razem jest to piękna kobieta obsesyjnie dbająca o reputację i wygląd zewnętrzny, zdeterminowana, by za wszelka cenę strzec swoich sekretów.

P.S.: A postacie zbrodniarzy, zarówno morderców, jak i organizatorów przestępczego procederu? Czy są wzorowane na konkretnych osobach?

L.G.: Wiele moich powieści zainspirowały prawdziwe zbrodnie i „Czyste zło” nie jest tu wyjątkiem. Nie chciałabym jednak zbyt wiele zdradzać, jako że właściwie wszystko, co ma miejsce w tym cichym górskim powieściowym miasteczku… wydarzyło się naprawdę.

P.S.: „Czyste zło” to już 11. tom z cyklu o D.D. Warren i Kimberly Quincy. Czy od początku planowała Pani, że ta seria tak się rozrośnie?

L.G.: Nigdy nie planowałam, że D.D. stanie się bohaterką odrębnej powieściowej serii. Mówię to zupełnie poważnie! Ale już na początku uderzyło mnie, jak bardzo jest oddana swojej pracy, do jakiego stopnia pasjonuje ją to, co robi, i jak w pewien sposób pociąga ją absolutnie wszystko, co wiąże się z zabójstwami. Przez te jedenaście tomów D.D. wiele przeszła, została żoną i matką, a to uczyniło ją jeszcze lepszą policjantką niż była na początku. Jakie będą dalsze losy detektyw D.D. Warren − tego wszyscy dowiemy się pewnie już wkrótce.

P.S.: Ze źródła w postaci innego wywiadu polskiego dziennikarza wiem, że sama też czytuje Pani thrillery, chociażby w postaci książek nieocenionego Stephena Kinga, który jest Pani ulubionym pisarzem. A czy zna Pani jakiś polskich pisarzy? Jeśli tak, to jakich?

L.G.: Uwielbiam powieści Karin Slaughter, Tess Gerritsen, Lisy Unger, Gregga Hurwitza, Lee Childa. Żałuję, że nie znam żadnych polskich pisarzy, ale wciąż niewiele ich książek jest dostępnych w języku angielskim.

P.S.: Czy pandemia wpłynęła na Pani pracę i tryb promocji powieści? Czy będzie można spotkać się z Panią w najbliższym czasie w tzw. realu?

L.G.: Bardzo brakuje mi spotkań z czytelnikami! Uwielbiam podróżować po świecie i byłam naprawdę zachwycona wizytą w Polsce parę lat temu. Miałam co prawda od początku pandemii już kilka spotkań online, co oczywiście było bardzo miłym i ciekawym doświadczeniem, ale cudownie byłoby wrócić do waszego kraju w realu. Mimo wszystko jestem wdzięczna, że technologia pozwala mi pozostawać w kontakcie z tymi, którzy sprzedają i kupują moje powieści, niezależnie od niesprzyjających warunków zewnętrznych.

P.S.: Tradycyjne ostatnie pytanie o najbliższe pisarskie plany. Czy pojawi się kolejny tom cyklu z D.D. Warren i Kimberly Quincy? A może planuje Pani kontynuować wątek ciężko doświadczonej przez los Bonity?

L.G.: Nigdy nie mów nigdy. Z reguły nie planuję kolejnych powieści z dużym wyprzedzeniem, więc nie jest wykluczone, że to właśnie D.D. albo nawet Bonita się w nich pojawią. Ale w książce, która ukaże się już niedługo, czytelnicy będą mogli poznać całkiem nową postać, Frankie Elkin, zupełnie przeciętną kobietę, która podróżuje od miasta do miasta, próbując rozwikłać zamknięte już przez policję sprawy niewyjaśnionych zaginięć. Jak odnaleźć osobę zaginioną od dwóch lat, po której nie został najmniejszy ślad, kiedy ma się do dyspozycji jedynie własny spryt i intelekt? Tego dowiecie się już niedługo!

P.S.: Bardzo dziękuję za rozmowę!