#

​Dobry thriller musi mieć po prostu przerażające momenty!

wywiad z Lisą Gardner

Z Lisą Gardner o pracy nad „Kanionem śmierci”, górskich wędrówkach i dalszych przygodach Frankie rozmawia Małgorzata Chojnicka

Małgorzata Chojnicka: Jak narodził się pomysł na „Kanion śmierci”? Książka jest tak świetna, że przeczytałam ją w zawrotnym tempie!

Lisa Gardner: Jako zapalona piechurka marzyłam, by osadzić akcję thrillera w leśnych ostępach. Pewnego razu przeczytałam artykuł o nieprawdopodobnej wręcz liczbie osób, które giną co roku w amerykańskich parkach narodowych i już wiedziałam, że mam idealną sprawę dla Frankie!

M.Ch.: Czy Frankie ma swój pierwowzór w realnym świecie, czy jest w całości wytworem twojej wyobraźni?

L.G.: Frankie wzorowana jest na realnej postaci, kobiecie, która była tak sfrustrowana niechęcią władz i ich nieudolnością w poszukiwaniu zaginionych rdzennych kobiet na ziemiach plemiennych, że wzięła sprawy w swoje ręce. To zresztą wyraźny trend – mnóstwo zwykłych ludzi angażuje się w tropienie nierozwiązanych spraw. Te osoby często współpracują ze sobą za pośrednictwem Internetu, gdzie mają swoje fora dyskusyjne, konsultują się, wymieniają spostrzeżeniami i wskazówkami. Nie oszukujmy się, gdyby przestępstwo mogło zostać rozwiązane za pomocą metod kryminalistycznych, to tak by się stało. Nie ma to jak dobre, staromodne dochodzenie jako metoda na odkrycie nowych wskazówek, mogących doprowadzić do rozwiązania zagadki.

M.Ch.: Czy w przypadku „Kanionu śmierci” zainspirowały cię prawdziwe wydarzenia?

L.G.: Mieszkam u podnóża Góry Waszyngtona, najwyższego szczytu w Górach Białych, części Appalachów w stanie New Hampshire, która każdego roku pochłania wiele istnień ludzkich. Doskonale wiem, co może pójść nie tak podczas zwykłego wypadu do lasu. Nasze lokalne zespoły poszukiwawczo-ratownicze są jednymi z najlepszych w branży, a samo słuchanie ich opowieści wystarczyłoby, by zainspirować tuzin powieści! Oczywiście korzystałam nie tylko z ich relacji, lecz sama wzięłam udział w kursie przetrwania w dziczy, gdzie nauczyłam się jak rozpalić ogień, zbudować schronienie, przygotować posłanie z mchu… To było ekscytujące i bardzo przydatne doświadczenie.

M.Ch.: Czy zaczynając pisanie wiedziałaś, kto lub co stoi za zniknięciem Timothy’ego?

L.G.: Nie, nigdy tego nie wiem. Na tym polega proces tworzenia fabuły – niektórych rzeczy dowiadujesz się na bieżąco.

M.Ch.: Jesteś mistrzynią w budowaniu napięcia. Nie boisz się wymyślać tak przerażających scen?

L.G.: Uwielbiam thrillery. Bardzo lubię je czytać i uwielbiam je pisać. Dobry thriller musi mieć po prostu przerażające momenty. Ja zazwyczaj sięgam po coś, co we mnie samej budzi grozę. Na przykład nie lubię zamkniętych przestrzeni i mój lęk można poczuć, gdy Frankie penetruje górskie jaskinie. W swojej okolicy mam też kilka szlaków, które wymagają przeciskania się przez wąskie przestrzenie, ten dyskomfort z pewnością udzieli się wam podczas lektury „Kanionu śmierci”.

M.Ch.: Czy przydarzyła ci się jakaś niebezpieczna przygoda w górach?

L.G.: Tak. I jak w przypadku większości nieszczęśliwych wypadków, stało się to właśnie na dość łatwym szlaku. Długie wędrówki po lesie, gdzie wiesz, że jesteś zdany tylko na siebie, motywują cię do dobrego przygotowania. Ale nawet na szlaku, który pokonałaś już milion razy, i na którym radziłaś sobie w różnych warunkach pogodowych, może się zdarzyć coś niespodziewanego. W moim przypadku była to kontuzja. Innym razem wybrałam się na pieszą wycieczkę z przyjaciółką, a pokonanie trasy zajęło nam dwa razy więcej czasu niż założyłam. Zgubiłyśmy się dwa razy i oczami wyobraźni już widziałam te nagłówki w gazetach: pisarka okazuje się kompletną idiotką i ginie w okolicznościach wyjętych żywcem z kart jej powieści. Tak się to właśnie mogło skończyć. Na szczęście udało się nam odnaleźć właściwą ścieżkę.

M.Ch.: Czy Frankie odnajdzie tego ośmioletniego chłopca, o którym wspomina w „Kanionie śmierci”? Czy to właśnie planujesz dla niej w kolejnej powieści?

L.G.: Na to jeszcze nie pora. Ale nie obawiaj się, przed Frankie stoi o wiele więcej trudnych wyzwań.

M.Ch.: Kiedy możemy spodziewać się jej dalszych przygód, bo powiem szczerze, że czekam na nie z niecierpliwością?

L.G.: Właśnie skończyłam pracę nad kolejną powieścią z Frankie. Tym razem bohaterka trafia na wyspę na dalekim Pacyfiku, a jej zadaniem jest odnalezienie dziewczyny, która najprawdopodobniej została uprowadzona dziesięć lat temu. Jej starszą siostrą jest seryjna morderczyni, nazywana Pięknym Rzeźnikiem, oczekująca właśnie na wykonanie kary śmierci. Nie muszę dodawać, że w powieści dojdzie do wielu morderstw i wybuchu kompletnego chaosu.

M.Ch.: Dlaczego tak często poruszasz problem alkoholizmu? Uważam, że to bardzo dobrze, bo problem jest poważny, a nasiliła go jeszcze pandemia.

L.G.: Myślę, że uzależnienie jest kluczowym elementem układanki. Dlaczego Frankie robi to, co robi? To przecież zwykła kobieta, która poświęca tak wiele z własnego życia, by odnaleźć nieznajomych. Jest w tym obsesyjna i kompulsywna. To osoba pozbawiona korzeni, która zawsze patrzy z zewnątrz i nie utrzymuje żadnych bliskich relacji osobistych. Wszystko to razem sprawia, że nadal funkcjonuje jak uzależniona, tyle że teraz jej obsesją są nierozwiązane sprawy. I na pewnym poziomie świadomości ona to wie, po prostu jeszcze nie jest gotowa, by coś z tą wiedzą zrobić.

M.Ch.: Nad czym teraz pracujesz? Gdy ostatnio rozmawiałyśmy, Frankie miała się wybrać na Hawaje. Już z nich wróciła?

L.G.: Właśnie skończyłam pisać o jej wyprawie. Nie mogę się doczekać, by podzielić się powieścią o jej przygodach z czytelnikami!

M.Ch.: Kochasz psy i sama je masz, prawda? Czy są choć trochę podobne do powieściowej Daisy?

L.G.: Moje psy są niesamowitymi piechurami, ale daleko im do powagi i oddania pracy, które możemy podziwiać u Daisy. Odwiedziłem pobliską organizację, która zajmuje się szkoleniem zawodowym psów poszukiwawczych i ratowniczych. Potrzeba od dwóch do trzech lat, aby wytrenować psa tak skutecznego jak Daisy. Uważam, że wszystko, co związane z tym procesem – i z psami – jest niesamowite! Jeszcze nigdy research do książki nie był dla mnie tak fascynujący i przyjemny!

M.Ch.: Dziękuję za rozmowę!