#

​Bujna wyobraźnia potrafi nieźle zmylić pisarza!

Z Antti Tuomainenem o jego najnowszej książce „Mała Syberia”, tajnikach pracy pisarza i ulubionych potrawach rozmawia Małgorzata Chojnicka

Małgorzata Chojnicka: „Mała Syberia” to moje kolejne spotkanie z Pana twórczością. Proszę powiedzieć, skąd czerpie Pan tak zaskakujące pomysły?

Antti Tuomainen: Trudne pytanie. Wydaje się, że zazwyczaj zaczynam od dwóch rzeczy: mam w głowie zagadnienie czy temat, który chciałbym poruszyć, i mam bohatera, wokół którego chciałbym zbudować akcję. Koncentruję się na tych dwóch elementach, obudowuję je okolicznościami i scenerią, a potem wprawiam w ruch z pomocą silnika, jakim jest narracja. Brzmi jak prosty schemat, ale to tylko pozór. Zwykle jest to dość żmudna praca, wykonywana metodą prób i błędów. We wstępnej wersji tekstu sprawdzam, co działa, a co nie. Czasem okazuje się, że pozornie genialne pomysły w ogóle się nie sprawdzają i trzeba je modyfikować na bieżąco w trakcie pisania. Proste rozwiązania są zwykle najlepsze, a bujna wyobraźnia potrafi nieźle zmylić pisarza.

M.Ch.: Czy pisząc książki, wykorzystuje Pan swoje doświadczenie z czasów, kiedy pracował Pan jako copywriter w agencjach reklamowych?

A.T.: Ani trochę. Utrzymywałem się z copywritingu zanim zostałem pełnoetatowym pisarzem. Tamten rozdział jest już, na szczęście, zamknięty i bynajmniej nie myślę o nim z sentymentem. Ale kto wie – może pewnego dnia przyjdzie mi do głowy pomysł na powieść, której akcja będzie się działa właśnie w agencji reklamowej.

M.Ch.: A teraz zadam jedno z moich ulubionych pytań, jak wygląda Pana dzień pracy? Wstaje Pan wcześnie rano i zabiera się za pisanie, czy może zarywa noce?

A.T.: Jeśli to tylko możliwe, staram się pracować w biurze w regularnych godzinach. Wychodzę z domu wczesnym rankiem, odbywam trzydziestopięciominutowy spacer, pracuję do szóstej i wracam do domu pieszo, znów trzydzieści pięć minut. Polubiłem tę rutynę, która stała się nieodzowną częścią profesjonalnego pisarstwa. Mam tak dużo pracy, że muszę być naprawdę świetnie zorganizowany, by ze wszystkim zdążyć na czas.

M.Ch.: Za sprawą Pana książek poznaję Finlandię, co bardzo sobie cenię. Zainteresowałam się nawet fińską kuchnią. Zdradzi Pan swoją ulubioną potrawę?

A.T.: Dziękuję, bardzo miło mi to słyszeć. Uwielbiam kremową zupę z łososia. Tradycyjna grochówka, kiedy jest dobrze przyrządzona, również należy do moich ulubionych. Bardzo smakują mi dania z małych ryb morskich – bałtyckiego śledzia i sielawy. Właściwie każdą inną rybę również zjem z apetytem.

M.Ch.: Podoba mi się humor, które serwuje Pan czytelnikom. Czasami dosadny, a innym razem chroniący przed przykrą rzeczywistością. Jest Pan w codziennym życiu osobą dowcipną?

A.T.: Chyba wszyscy wiemy, co mówi się i myśli o osobach, które opowiadają wszystkim wokół, jakie to są mądre..? Przyznam, że niechętnie dokonuję tego rodzaju samooceny. Ale kilka osób z pewnością potwierdzi, że mam poczucie humoru – i nie będzie to tylko moja matka.

M.Ch.: Pana książek nie da się wpasować w ramy klasycznego kryminału. Bawi się Pan gatunkami literackimi z bardzo dobrym skutkiem. To świadoma decyzja, by łamać literackie konwencje?

A.T.: I tak, i nie. Mam świadomość, że łamię standardy, ale trudno powiedzieć, żebym robił to całkowicie świadomie i celowo. W mojej pracy zawsze starałem się być w zgodzie ze sobą i podążałem za instynktem. Cieszę się, że udało mi się odnaleźć swój własny, niepowtarzalny głos. Kiedy pracuję nad książką, staram się nie myśleć o gatunkach, konwencjach i zasadach, których powinienem przestrzegać. Po prostu chcę opowiedzieć daną historię, w najlepszy możliwy sposób, dokładnie tak, jak powinna być opowiedziana.

M.Ch.: „Mała Syberia” to przejaskrawiony obraz małej społeczności i mnóstwo cennych życiowych spostrzeżeń. Lubi Pan zgłębiać tajniki ludzkiej psychiki?

A.T.: Lubię. Jak już wspomniałem, pracę nad nową książką zawsze zaczynam od jakiegoś problemu czy zagadnienia, na którym chciałbym się skupić. W „Małej Syberii” chciałem napisać o wierze, zwątpieniu, zaufaniu i lojalności. To był punkt wyjścia. Wszystkie inne elementy powieści – bohaterowie, miejsce akcji, nawet ten nieszczęsny meteoryt – pojawiły się później.

M.Ch.: Czy pastor Joel Huhta jest do Pana pod jakimś względem podobny? Lubi go Pan, czy może Pana denerwuje?

A.T.: Joel to naprawdę bliska mi postać. Imponuje mi tym, że stara się postępować właściwie, nawet gdy stoi w obliczu ogromnych dylematów i targa nim niepewność, a problemy przytłaczają go niczym meteoryt…

M.Ch.: W jakim momencie życia zorientował się Pan, że chce pisać?

A.T.: W wieku osiemnastu lat już wiedziałem, że zostanę pisarzem. Byłem o tym tak przekonany, że nigdy nie miałem planu B. Oczywiście, zanim zacząłem pisać na pełen etat i zyskałem popularność, chwytałem się różnych zajęć. Ale ostatecznie mi się udało. Jestem za to wdzięczny każdego dnia.

M.Ch.: Nad czym Pan teraz pracuje? Zamierza Pan kolejny raz zaskoczyć swoich czytelników?

A.T.: Właśnie skończyłem pracę nad trzecią i ostatnią częścią trylogii „The Rabit Factor”. Pierwsza książka z tej serii ukaże się w Polsce w przyszłym roku. Zanim tak się stanie, mam nadzieję, że polscy czytelnicy sięgną po „Małą Syberię”.

M.Ch.: Dziękuję, że znalazł Pan czas na rozmowę!

A.T.: To ja bardzo dziękuję. Ślę w kierunku Polski najgorętsze pozdrowienia z Finlandii!