Tytuł: „Naga prawda”
Autor: Ryszard Ćwirlej
Premiera: 6.04.2022 r.
Wydawnictwo: Muza
Ostatnie wpisy:
- Do pisania namówił mnie przełożony
- Pił kawę, patrzył na posągi dwóch lwów i … wymyślił thriller szpiegowski!
- Zaczynam od zrobienia listy najbardziej osobliwych cech każdego z bohaterów
- "Obok czytania kryminałów, moją wielką miłością jest prestidigitatorstwo"
- "Mam nadzieję, że „Przyjaciółka” spełni oczekiwania czytelników"
- Bez doświadczeń zawodowych w ogóle nie próbowałbym pisać powieści szpiegowskich
- Lubię wywrócić wszystko do góry nogami i zostawić czytelnika w stanie zaskoczenia!
- Kwestionariusz autora: Vincent V. Severski
- Nie zamierzam rezygnować z pisania o rzeczach dla mnie ważnych. Nawet za cenę hejtu.
- Pisze wyłącznie o tym, co dobrze zna!
„Nie rozumiem, dlaczego mężczyzna miałby mieć trudności z opisywaniem kobiecych emocji”.
wywiad z Ryszardem Ćwirlejem
„Naga Prawda” to czwarty już tom z cyklu kryminalnego o podkomisarz Anecie Nowak, a zarazem samodzielna powieść, po którą bez obaw może sięgnąć czytelnik, dla którego seria ta pozostawała dotąd nieznana. O czasach pandemii i antyszczepionkowcach, kobiecej emocjonalności oraz wrażliwości na krzywdę z Ryszardem Ćwirlejem rozmawiała Paulina Stoparek.Paulina Stoparek: „Naga Prawda” ma rewelacyjny prolog! Jakie były inspiracje do Twojej najnowszej powieści?
Ryszard Ćwirlej: Inspiracja to przede wszystkim to, co działo się w kraju na początku pandemii. Ten czas niepewności, strachu, kompletnej nieporadności i bezradności rządzących, którzy zachowywali się tak jakby wirus miał ominąć Polskę. Bez tego tła w postaci konkretnych wydarzeń nie dałoby się napisać tej powieści.
P.S.: Kilka lat temu, podczas krakowskiego wywiadu przeprowadzonego dla Fundacji Urwany Film, powiedziałeś, że na początku zawsze wymyślasz tytuł, na który Twój wydawca czasem kręci nosem. Tak było w przypadku „Śliskiego interesu”. A jak się miała sprawa z „Nagą Prawdą”?
R.Ć.: Dla mnie tytuł jest niezwykle istotnym elementem powieści. Musi być idealnie dobrany do treści. Stąd gdy zaczynam pisanie, pierwszym zapiskiem jest właśnie tytuł. To jest przecież wizytówka książki, więc musi być w stu procentach trafiony. „Naga Prawda” pasuje do tej książki idealnie. Bo ta powieść obnaża nagą prawdę.
P.S.: Dodajmy że za tym tytułem kryje się strona internetowa, która wiąże się – bardzo ogólnie rzecz ujmując i nie zdradzając zbyt wiele z fabuły – z czymś, co można nazwać sektą antyszczepionkowców. A od tego już prosta droga do spostrzeżenia, jak bardzo Polacy są podzieleni, właściwie we wszelkich kwestiach, także zdrowotnych. Mam wrażenie, że masz na te spory mocne wyczulenie, w swoich powieściach prześmiewczo, a nawet ostro komentujesz niektóre postawy rodaków…
R.Ć.: Może po prostu jestem uważnym obserwatorem naszej rzeczywistości? Patrzę na to, co dzieje się wokół nas, i wyciągam wnioski. To całe niezrozumiałe dla mnie antyszczepionkowe szaleństwo, które rozpętało się w trakcie pandemii, było jak powrót do średniowiecza. Dotychczas myślałem, że żyjemy w nowoczesnym kraju, a ludzie w swoich wyborach kierują się racjonalnym podejściem do różnych zjawisk dziejących się niezależnie od ich woli. Ale nie przypuszczałem, że można analizować świat w sposób całkowicie oderwany od nauki. A jednak okazało się, że można opierać swoje poglądy i postawy na pseudoteoriach tworzonych przez ćwierćinteligentów. W książce próbowałem pokazać, jak to działa, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, dlaczego ludzie dają się oszukiwać i manipulować. Wszystko stało się jasne po rozpoczęciu przez Putina wojny w Ukrainie, gdy konta w mediach społecznościowych najbardziej zajadłych antyszczepionkowców zaczęły rozsiewać kremlowską propagandę.
P.S.: „Naga prawda” to sporo duchowych rozterek głównej bohaterki, która wreszcie zaczyna mieć jakieś życie uczuciowe. Trudno jest pisać mężczyźnie o kobiecej duchowości i emocjonalności?
R.Ć.: Chyba niezbyt trudno, skoro mi się to udaje. Nie rozumiem, dlaczego mężczyzna miałby mieć trudności z opisywaniem kobiecych emocji. Przecież nie żyję w świecie facetów, ale w rzeczywistości, w której obok siebie żyją kobiety i mężczyźni. Trzeba tylko wnikliwie obserwować i słuchać tego, co kobiety mają do powiedzenia. Jeśli się słucha uważnie, otrzymuje się gotowy materiał do wykorzystania w książce. Dzięki temu moja bohaterka rozwija się nie tylko zawodowo, ale również emocjonalnie. Nie wiem jeszcze, dokąd to ją zaprowadzi, ale jedno jest pewne – staje się coraz ciekawszą osobą.
P.S.: W ogóle zauważyłam, że w „Nagiej Prawdzie” przemyciłeś sporo wrażliwości. Uczuciowość Anety, opiekuńczość Blaszkowskiego spostrzeżenie, że niby dlaczego pies o trzech łapach ma nie być „porządnym psem”, krytykę polowań… Wrażliwiejesz wraz z coraz większą pisarską praktyką czy zawsze taki byłeś?
R.Ć.: Pies o trzech łapach pojawił się już w pierwszej opowieści o Anecie Nowak. Aneta się nim zaopiekowała i tak już został. To dzięki temu psu w skondensowanej formie można wiele powiedzieć u bohaterce książki. Blaszkowski, no cóż, ten bohater, mimo że już dość wiekowy, cały czas się jeszcze tworzy. Zawsze był gdzieś z boku, bo w czasach PRL-owskich zdominowali go jego starsi koledzy. Współcześnie też nie wybija się za mocno na pierwszy plan, bo ten należy do Anety. Ale kto wie, co się stanie w kolejnej części… A ich wzajemne powiązania opisują przede wszystkim panią podkomisarz. Jednak mam powody przypuszczać, że Blaszkowski jeszcze nie powiedział ostatniego słowa i jego gwiazda wkrótce rozbłyśnie.
Co do polowań, to zdecydowanie ich nie lubię. Strzelanie do zwierząt wydaje mi się czymś okropnym i nie potrafię zrozumieć, jak ktoś może czerpać z tego jakąkolwiek satysfakcję.
Wrażliwość na krzywdę to chyba niezbędne wyposażenie każdego pisarza zajmującego się kryminałami, które pełnią rolę współczesnych moralitetów, gdzie dobro walczy ze złem i na koniec powinno zatriumfować. Piszę o tym od zawsze, a pisząc wciąż o tym samym, muszę znajdować dla zbrodni i kary nowe ramy. Może dlatego właśnie pisarsko się rozwijam.
P.S.: Nie zapominasz jednak o tak zwanych bohaterach tła, których wprowadzasz w fabułę za pomocą kilku stron opisów ich najczęściej prostego życia i nierzadko naturalistycznych, wręcz bełkotliwych dialogów. Tym razem są to bezrobotni alkoholicy łowiący na czarno ryby i z ich sprzedaży zarabiający na wódkę. Skąd czerpiesz pomysły na tego typu trzecioplanowe postaci?
R.Ć.: Takich postaci wszędzie wokół nas jest pełno. To oni stoją codziennie pod sklepem i proszą o dwa złote na piwo. Najczęściej ignorujemy ich, uciekamy przed ich natrętnym spojrzeniem i nie dajemy im szansy na to, żeby zaistnieli w naszym poukładanym życiu, bo nie mamy ochoty z nimi rozmawiać. A ja niekiedy daję im szansę i słucham tego, co mają do powiedzenia. W ten sposób zdobywam bezcenną wiedzę, na przykład o tym dlaczego najtańsza wódka jest najlepsza bo jest najtańsza.
P.S. [śmiech] Dopytam jeszcze o ten charakterystyczny język dialogów, na dobrą sprawę Twój znak firmowy. Długo się klarował, zanim osiągnął tak pyszny, naturalistyczny stan? Kiedy poczułeś się całkowicie pewny w takim pisaniu?
R.Ć. W pisaniu dialogów pomaga mi doświadczenie reporterskie. Przez wiele lat byłem dziennikarzem, a moja praca polegała na rozmawianiu z ludźmi. Zadawałem im pytania, a oni odpowiadali w charakterystyczny dla siebie sposób. Dziennikarz musi umieć trafić do ludzi z różnych środowisk, a każde z nich ma charakterystyczny dla siebie język. Trzeba więc uważnie słuchać ludzi, tego co mają do powiedzenia. A przy tym istotne jest również to, w jaki sposób mówią. Tego właśnie nauczyłem się podczas mojej reporterskiej pracy, a teraz tylko odcinam kupony, wykorzystując nabytą przez lata praktyki wiedzę.
P.S.: To bodajże Twoja druga, po „Szybkim szmalu”, książka, w której sporo miejsca poświęcasz sztuce tatuażu. Zasięgałeś w tej kwestii języka u specjalistów?
R.Ć.: Lubię dokumentować i zbierać informacje na rożne interesujące mnie tematy. To taka dziennikarska robota, która zawsze sprawiała mi i nadal sprawia satysfakcję. Dlatego by być wiarygodnym, muszę docierać do specjalistów, którzy znają się na danej rzeczy o wiele lepiej ode mnie. W przypadku, o który pytasz, nie były to pogaduchy w salonie tatuażu podczas wykonywania obrazu. Nie zrobiłem sobie tatuażu. Nie jestem przeciwnikiem, ale nie zrobiłbym sobie rysunku na skórze, bo się boję, że by mnie bolało. A poza tym wiem, że to, co dziś wygląda pięknie, za jakiś czas może zwiotczeć i stracić jędrność, bo w końcu trzeba się będzie zestarzeć. Dlatego nie zrobię sobie tatuażu. Jestem estetą i nie mam zamiaru patrzeć na starzejącego się wraz ze mną smoka na przedramieniu.
P.S.: A serial „Gra o tron”, który oglądają Twoi wytatuowani bohaterowie? Oglądasz też?
R.Ć. Oglądałem wszystkie sezony, więc wiedziałem, o czym mogą rozmawiać postacie zafascynowane serialem i smokami. Moi bohaterowie w jakimś sensie patrzą na świat moimi oczami, oglądają to, co ja obejrzałem. Ale jakby trzeba było na potrzeby książki zobaczyć jakiś serial, żeby wpasować się w konkretna fabułę i dać bohaterom powód do rozmowy, to pewnie dałbym radę, pod warunkiem że nie byłby to horror, bo tego gatunku szczerze nie znoszę.
P.S.: Co czytałeś ostatnio?
R.Ć.: Powieść „Najsłabsze ogniwo” Roberta Małeckiego. Bardzo dobrze napisana książka z wciągającą akcją i świetną intrygą. A w tej chwili czytam, a właściwie słucham, audiobooka debiutantki Anny Górnej „Kraina złotych kłamstw” i muszę przyznać, że jestem pod dużym wrażeniem.
P.S.: Uchylisz rąbka tajemnicy na temat tego, co teraz piszesz?
R.Ć.: Właściwie to już powiedziałem to wcześniej, mianowicie „Blaszkowski nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i jego gwiazda wkrótce rozbłyśnie”.
P.S.: Dziękuję za rozmowę!