#

Uwielbiam moich bohaterów

wywiad z Martą Guzowską

Ewa Suchoń: Kilka dni temu, w czasie piątej edycji Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda została Pani nagrodzona Czarnym Kapeluszem za najciekawszego bohatera polskiego kryminału w 2018 roku. Serdecznie gratuluję! Tom Mara to wyjątkowa postać, ale miał sporą konkurencję. Jakie to uczucie dla pisarza?

Marta Guzowska: Wspaniałe. Nie wiem, ile nagród trzeba dostać, żeby nie mieć z tego niesamowitej frajdy. Poza tym ja nigdy się nie spodziewam, że nagroda przypadnie mnie. Więc chociaż dostałam ich już kilka, i to ważnych (Wielki Kaliber, Złoty Pocisk, a teraz Czarny Kapelusz), zawsze szczypię się mocno, kiedy ze sceny wywołują moje nazwisko, żeby upewnić się, że nie śnię.

E.S.: Bohaterowie Pani powieści są niezwykle oryginalni, a tym samym bardzo rozpoznawalni – Tom Mara jest niewidomym archeologiem (domyślam się, że nie jest to często spotykane w środowisku), cyniczny Mario Ybl jest geniuszem antropologii, Simona Brenner jest archeolożką i złodziejką (to zestawienie też mi jakoś nie pasuje ;-)), w końcu Szczur… (tym miejscu postawię trzy kropki). Jak przebiega proces tworzenia takich bohaterów? Czy oni zawsze Pani słuchają, czy też zdarza się, że idą własną drogą, a Pani zostaje zmuszona do zmodyfikowania swoich pierwotnych pomysłów na tę czy inną postać?

M.G.: Uwielbiam moich bohaterów (wszystkich bez wyjątku, nawet tych największych łajdaków!) za to, że żyją swoim życiem, robią, co chcą i często prowadzą mnie na manowce, a ja potem muszę próbować się z tego wykaraskać. Myślę, że prawdziwa przyjemność pisania polega na przeżywaniu przygody z bohaterami, na tym, żeby dać się zaskoczyć historii, żeby nie wiedzieć wszystkiego z góry. Ale faktem jest, że pisanie zawsze zaczynam od głównego bohatera. On mnie potem prowadzi.

E.S.: Co najbardziej lubi Pani w pisaniu, a co najmniej? Który moment wywołuje najwięcej emocji?

M.G.: Najmniej lubię… samo pisanie. Dla mnie to krew, pot i łzy, długi proces od którego bolą oczy, plecy i nadgarstki. No i nie zawsze spod klawiszy wychodzi to, co krąży w myślach, byt idealny jest zawsze doskonalszy od tego, który materializuje się na ekranie komputera. Najbardziej lubię wymyślanie, to „co by było gdyby…”. A najwięcej emocji wywołuje we mnie moment, kiedy moi bohaterowie „zrywają się ze smyczy” i robią coś, czego dla nich nie zaplanowałam. To takie chwile czystej kreacji, warto się dla nich pomęczyć.

E.S.: Magdalena, jedna z bohaterek Pani najnowszej powieści „Rok Szczura”, mimo, iż studiowała archeologię nie związała z nią swojej przyszłości. Po latach jest… pisarką, autorką poczytnych romansów, a w planach ma również pisanie kryminałów. Brzmi jakby troszkę znajomo ???? Moje pytanie brzmi, co sprawiło, że Pani, doświadczony archeolog, zajęła się pisaniem?

M.G.: Odpowiedź na to pytanie jest dość prozaiczna: urodziłam dziecko. Wyczekane, wyśnione, ale jednak… Rzeczywistość ugryzła mnie w tyłek, moi koledzy siedzieli na wykopaliskach (w domyśle: dobrze się bawili), a ja tkwiłam w domu z niemowlęciem. I tęskniłam: za zapachem ziemi o świcie, za palącym słońcem, za dreszczem emocji, kiedy wykopuje się coś nowego. Więc powiedziałam sobie: skoro tak strasznie tęsknisz za wykopaliskami, to je sobie napisz! I chyba się udało, skoro za debiut otrzymałam Nagrodę Wielkiego Kalibru!

E.S.: Zawód archeologa obrósł wieloma mitami i stereotypami. Dla większości z nas archeolog to taki filmowy Indiana Jones. Proszę zdradzić, co najbardziej oderwanego od rzeczywistości zdarzyło się Pani usłyszeć o pracy archeologa. Jakie są wyobrażenia, a jakie realia pracy przy wykopaliskach? Czy osoba chcąca pracować w tym zawodzie powinna mieć jakieś szczególne cechy charakteru?

M.G.: No cóż, rzeczywiście nie starczyłoby papieru (albo internetu :-), żeby spisać wszystkie mity krążące o archeologach. Chyba najpowszechniejsze jest przekonanie, że stoimy nad wykopem w seksownych ciuchach i pokazujemy robotnikom palcem, co mają wyciągnąć z ziemi. I to oczywiście jest złoto, albo przynajmniej starożytne rzeźby. A prawda wygląda tak, że klęczymy lub siedzimy na ziemi, w potwornym upale, i własnoręcznie wydobywamy: zamiast złota i rzeźb, potłuczone skorupy (które zresztą są dla archeologa arcyciekawe!).

Co do cech charakteru: teoretycznie archeolog powinien być cierpliwy i staranny. Ja jestem niecierpliwą bałaganiarą, a jednak świetnie sobie radzę. Sukces w tym zawodzie to bardziej kwestia techniki i wiedzy, niż cech charakteru.

E.S.: Wróćmy do książek. Oprócz tego, że sama Pani pisze książki, prowadzi Pani również kursy kreatywnego pisania. Jak Pani uważa, po co ludzie przychodzą na takie kursy? Jaką wiedzę mogą z nich wynieść? A jeśli ktoś by chciał przyjść do Pani na kurs, to kiedy najbliższy?

M.G.: Kursy (które uwielbiam, bo bardzo brakuje mi uniwersyteckiej pracy ze studentami) uczą kilku rzeczy: na najwyższym poziomie oczywiście pisania dłuższych lub krótszych form literackich. Ale na poziomie podstawowym przede wszystkim ładnego i precyzyjnego formułowania myśli na piśmie. Po polsku. Czyli sztuki, która przydaje się wszędzie, a jest coraz rzadsza. Dlatego uważam, że takie kursy są dla każdego, a nie tylko dla potencjalnych pisarzy.

Najbliższy kurs odbędzie się 18-20 października: ten akurat przeznaczony jest dla osób, które napisały już opowiadanie lub przynajmniej jego szkic i chcą nad nim popracować pod okiem profesjonalisty. Ale w przyszłości planujemy też kilka bardziej ogólnych kursów: zapraszamy na stronę Maszyny do Pisania!

E.S.: Czy każdy może zostać pisarzem? Powtórzę też pytanie o cechy charakteru predysponujące do wykonywania tego zawodu?

M.G.: A ja znowu powtórzę: pisarz raczej też powinien być cierpliwy i staranny, a ja jestem chaotyczną bałaganiarą, a jednak napisałam 9 książek dla dorosłych, 4 dla dzieci i zgarnęłam prawie wszystkie najważniejsze polskie nagrody dla powieści kryminalnych i sensacyjnych. Moim zdaniem pisanie to 90 proc. ciężkiej pracy (wspomniane wyżej krew, pot i łzy), a tylko 10 proc. talentu. Chociaż oczywiście niektórym wymyślanie historii przychodzi łatwiej niż innym :-)

Ale jedną cechę pisarz na pewno powinien posiadać: determinację. Napisać książkę jest stosunkowo łatwo w porównaniu z zabieganiem o nią potem na rynku. A do promowania książek potrzebne są akurat zupełnie inne cechy charakteru niż do pisania :-)

E.S.: Jesteśmy w przeddzień premiery wspominanego już wyżej „Roku Szczura”. Chociaż tematyka powieści „krąży” wokół archeologii, nie jest to – jak często określa się Pani książki – kryminał archeologiczny, ale mocny i trzymający w napięciu thriller psychologiczny. I dodam : „z pakietem tematów do przemyślenia”. Porusza Pani m.in. wywołujący w ostatnich czasie sporo emocji temat obowiązkowych szczepień dzieci czy przeludnienia naszej planety. Napisała Pani, że ta powieść jest ostrzeżeniem. To ten moment, kiedy bezwzględnie należy się zatrzymać i spytać samego siebie „Quo vadis, człowieku XXI wieku?”

M.G.: Bezwzględnie! I wcale nie żartuję, chociaż nasza rozmowa utrzymana jest w lekkim tonie. Ale to przecież wiemy, słyszymy to z lewa i z prawa. Tylko pytanie, czy chcemy, czy stać nas na tę refleksję, za którą powinna też pójść radykalna zmiana trybu życia. Ale jestem jak najdalsza od zwalania winy na szarego konsumenta: uważam, że po to mamy rządy, żeby powstały odgórne regulacje, o jak najszerszym charakterze. Co, oczywiście, jest marzeniem ściętej głowy, proszę mi pokazać polityka, który zechce podjąć tak niepopularne decyzje. Dlaczego czarno widzę przyszłość. A mam przecież dzieci, boję się o nie…

E.S.: Ostatnie zdanie powieści brzmi „Siadam i szykuję się na Rok Szczura”. Sprawdziłam to. Według chińskiego horoskopu 2020 jest właśnie Rokiem Szczura. Znalazłam też motto przyświecające temu znakowi – „Zwyciężam dzięki sprytowi, siła zazwyczaj nie jest dobrym rozwiązaniem”. To taka wróżba dla świata na najbliższą przyszłość? Czyżby niebezpieczeństwo groziło nam z tej strony, z której nigdy byśmy nie podejrzewali, bądź jej nie doceniamy?

M.G.: Cóż, proroctwa to nie jest moja mocna strona (posiadam tylko dar prekognicji przy znajdowaniu miejsc do parkowania :-) ). Wydaje się, że określiliśmy już źródła niebezpieczeństwa dla człowieka i dla cywilizacji. Ale przecież może wydarzyć się tyle rzeczy, których nie przewidzieliśmy… Ja w ogóle jestem czarnowidzką, to pożyteczna cecha dla pisarza thrillerów i kryminałów. Ale gdybym znała przyszłość, nie traciłabym czasu na pisanie, tylko zajęła się przygotowaniem planu przetrwania.

E.S.: Zarówno „Rok Szczura” jak i wcześniejszy „Raj” to rasowe thrillery. To chwilowy gatunkowy „skok w bok”? Czy czytelnicy mogą jeszcze liczyć na kolejne spotkanie z którymś ze starych przyjaciół – Mariem czy Simoną? Czy praca nad thrillerem różni się od tej nad kryminałem?

M.G.: Kiedy o różnicę między kryminałem i thrillerem pytają mnie studenci na kursach pisania, odpowiadam, że najłatwiej jednym słowem podsumować: kryminał to zagadka, a thriller to emocje. Więc tak, praca nad tymi gatunkami bardzo się różni. Nie potrafię powiedzieć, który lubię bardziej (i czytać i pisać). Przyjemnie jest mieć możliwość właśnie tego „skoku w bok”. Ja, jako zodiakalny Bliźniak, męczę się rutyną, skoki w bok mi służą :-)

Obiecałam moim czytelnikom przynajmniej jeszcze po jednym tomie przygód Maria i Simony. A ja zawsze dotrzymuję słowa! Tylko nie wiem kiedy…

E.S.: W którymś z wywiadów powiedziała Pani, że oba zawody są Pani pasją. Pasje mają to do siebie, że są niezwykle absorbujące. Jest jeszcze rodzina, której również należy się uwaga. Skąd Pani czerpie energię? Jeśli wypoczynek to aktywny, czy raczej błogie lenistwo np. z dobrą książka? A jeśli książka to jaka?

M.G.: Energię czerpię ze zmian (Bliźniak, mówiłam). Męczy mnie rutyna i przewidywalność, uwielbiam nieznane. Banalny przykład: niedawno zmieniliśmy mieszkanie. Kosztowało mnie to mnóstwo wysiłku, ale odżyłam, pozbyłam się starego kurzu i starych nawyków.

Rodzina w życiu pisarza pełni szczególną rolę: z jednej strony pilnuje, żeby pisarzowi nie przewróciło się w głowie (nikt nie czuje się wielkim twórcą, kiedy musi szukać ukochanej zgubionej skarpetki, albo iść na wywiadówkę), z drugiej strony stanowi łącznik z rzeczywistością. A moja rodzina jest równie szalona jak ja sama, daje mi ogromne ilości energii.

Wypoczywać lubię na zmianę, aktywnie i pasywnie (Bliźniak!). Czasem rozpiera mnie energia i muszę wyjść z domu, a czasem uwalić się w łóżku. Książka? Dobra! Nie dzielę książek na gatunki, tylko na dobre i złe. Ostatnio mam wielką ochotę na non-fiction oraz wracam do młodzieńczej fascynacji science-fiction. Ale za kilka miesięcy będę pewnie czytać coś innego.

E.S.: Na koniec tradycyjne pytanie o plany na najbliższą przyszłość. Nad czym Pani teraz pracuje?

M.G.: Dojrzewa we mnie pomysł na nowego bohatera, może nawet na nową serię. Pozwalam mu dojrzewać w spokoju, na razie pracuję nad dwoma projektami bardzo bliskimi mojemu sercu: serią detektywistyczną dla dzieci (wydawca prosi o kolejne tomy) oraz osobistym przewodnikiem po Wiedniu, mieście w którym mieszkam od 11 lat. Ten ostatni projekt szczególnie mnie cieszy, bo zdjęcia do książki robi mój syn (tak, ten sam przez którego, albo dzięki któremu zaczęłam pisać!). Przewodnik ukaże się drukiem mniej więcej za rok, jesienią 2020.

E.S.: Dziękuję za rozmowę.


Wywiad przeprowadziła Ewa Suchoń.

Ewa Suchoń – nałogowa czytelniczka, która uwielbia swoją pasją zarażać innych. Miłośniczka mrocznych kryminalnych i thrillerowych klimatów. Życiowa optymistka. Zakochana w swoich rodzinnych Beskidach. Pasjonatka fotografowania i smakoszka kawy.


ZOBACZ TEŻ

WIĘCEJ O KSIĄŻCE