#

Wszyscy jesteśmy ludźmi przechodnimi

wywiad z Piotrem Bolcem

ZwB Ma Pan za sobą pierwszy większy opublikowany tekst – powieść „Ludzie przechodni”. Większość autorów opowiada po swoim debiucie, że bardzo trudno było zmierzyć się z własnym warsztatem. A jak to było u Pana? Były momenty zwątpienia?

Piotr Bolc Momenty zwątpienia zawsze są. Najważniejsze jest, żeby nie przestawać pisać regularnie – jeżeli się przerwie pisanie na kilka dni, to potem bardzo ciężko jest do pisania wrócić, bo na przykład wypada się ze stylu, w którym napisany był ostatni fragment książki, ucieka odpowiedni nastrój itp. Trzeba zawsze pamiętać, że pisanie oznacza zawsze możliwość wprowadzenia poprawek. Rzeźbiarzowi, jeżeli przy rzeźbieniu figury popełni poważny błąd, trudno jest ją potem poprawić. Najczęściej wtedy wyrzuca się formę do kosza i rozpoczyna pracę od nowa. Tak samo jest przy nagrywaniu filmów. Ile dubli muszą wykonywać aktorzy, zanim wyjdzie ta wymarzona scena? U pisarzy jest inaczej. Jeżeli pisarzowi jakiegoś dnia idzie słabiej z pisaniem, to zawsze może się pocieszyć, że przecież może poprawić potem jakieś niezręczne zdanie, i to bez większego problemu. To czyni robotę pisarską znacznie mniej stresującą od innych rodzajów sztuki.

ZwB A co przyniosło Panu największą satysfakcję?

Piotr Bolc Na pewno to, że coś, co najpierw było tylko w mojej głowie, mam tu na myśli pomysł mojej książki, zostało zrealizowane. Na początku był tylko pomysł i czysta kartka papieru. W miarę tworzenia książki coraz mniej było w mojej głowie, a coraz więcej na papierze, aż do momentu, w którym książka stała się ciałem. Czy to, co powstało, odpowiada w stu procentach temu, co sobie na początku wymarzyłem, to druga sprawa.

ZwB Nadał Pan swojej powieści intrygujący tytuł. Kim są ludzie przechodni?

Piotr Bolc Ten tytuł odczytuję na kilku poziomach. W jednym ze znaczeń tytuł ma pokazać, jak w niemal „niezauważalny” sposób można stracić życie – człowiek był, cieszyliśmy się jego obecnością, a tu nagle zniknął z czyjejś woli i już go między nami nie ma. Czyli w pewnym sensie wszyscy jesteśmy takimi „ludźmi przechodnimi”, bo nie mamy żadnych „mocnych gwarancji”, że w nieoczekiwany dla nas sposób nasze życie nagle nie zostanie przerwane. Napisałem tę książkę między innymi dlatego, żeby o tym pamiętać. Jeżeli chodzi o ten drugi sens tytułu – zawsze kryminały, i to bez znaczenia, czy są to te klasyczne czy czarne, osadzone są w jakiejś konkretnej otoczce społecznej. Kryminały, aby być bardziej realistyczne i wiarygodne, portretują zazwyczaj z różną dokładnością szereg grup społecznych. Umieściłem swoją książkę w bardzo specyficznym momencie w historii Polski – okresie burzliwego przejścia od komunizmu do demokracji. Zawarłem tam specyficzne problemy, które trapiły (i wciąż trapią) ludzi tego okresu. Nie mam jednak wątpliwości, że te dyskusje i problemy z biegiem czasu stopniowo się wygaszają. Dlatego, mając na uwadze tych ludzi, ludzi przejścia od komunizmu do demokracji, nazwałem ich „ludźmi przechodnimi”.

ZwB Do jakiej formuły kryminalnej nawiązuje Pana powieść? Bliżej jej do klasyków czy może to efekt współczesnych inspiracji?

Piotr Bolc Bardziej do klasyków. W książce zastosowałem metodę „zamkniętego pokoju”, gdzie w pewnej zamkniętej przestrzeni umieściłem ograniczoną liczbę ludzi z ich problemami i konfliktami, których gwałtowny wybuch doprowadzi do tragedii. Zawsze fascynowało mnie wyraźne nawiązanie tego typu kryminałów do antycznych sztuk greckich – występuje w nich przecież jedność miejsca, czasu i akcji. W swojej książce może nie wypełniłem do końca tych zasad, ale inspiracja pozostaje faktem.

ZwB Jaki jest Pana bohater?

Piotr Bolc Chciałem tutaj sportretować współczesnego mężczyznę. To człowiek czasami silny, czasami słaby, bez wyraźnej przewagi żadnej z tych cech. Z jednej strony jest zależny od kobiet i im podporządkowany, a z drugiej strony próbuje to przełamać, wchodząc w liczne i nieudane związki uczuciowe, które mają mu dać poczucie panowania nad sytuacją. Jest to człowiek, który próbuje wielu rzeczy, ale w żadnej nie może osiągać sukcesu. Jest to wreszcie człowiek, który nie potrafi osiągnąć niezależności, ani materialnej, ani niezależności od rodziców. Słowem, jest to człowiek, który nie potrafi dojrzeć do dorosłego i samodzielnego życia. To staje się przyczyną jego frustracji i końcowej tragedii.

ZwB Prowadzi Pan blog. Czym się Pan w nim zajmuje?

Piotr Bolc Podczas czytania książek natrafiałem często na fragmenty, które mnie poruszały – jakieś błyskotliwe zdanie, jakaś mądra myśl. Czytając, człowiek rzadko się nad takimi fragmentami zatrzymuje, tylko czyta dalej. Zacząłem je sobie zapisywać, ale szybko doszedłem do wniosku, że to mi nie wystarcza. Miałem potrzebę, żeby te urywki z książek jakoś po swojemu rozwinąć i uzasadnić. I wtedy doszedłem do wniosku, że forma bloga byłaby dla tego najlepsza, bo oprócz mnie także inni mogliby uczestniczyć w komentowaniu literatury. Tak właśnie powstał ten blog.

ZwB Jakich ma Pan mistrzów literackich?

Piotr Bolc Jeżeli chodzi o kryminały, to nie mam ich znowu tak wielu. Na pewno jest nim Conan Doyle. Najważniejsza rzecz, której mnie nauczył, to, że kryminał to nie zawsze musi być morderstwo. Kryminał to może też być czasami kradzież, zaginięcie albo próba zapobieżenia jakiemuś skandalowi dyplomatycznemu. Najważniejsza jest jakaś zagadka, tajemnica, którą trzeba rozwiązać, albo porządek, który trzeba przywrócić. Jak to świętokradzko dzisiaj brzmi: kryminał bez trupów!

ZwB Nad czym Pan aktualnie pracuje?

Piotr Bolc Przede wszystkim nie będzie to kontynuacja poprzedniej książki. Mało jestem zainteresowany tworzeniem jakichś cykli i serii. Wolałbym, żeby każda moja następna książka była inna od poprzedniej. Moja nowa książka nie będzie kryminałem z motywem „zamkniętego pokoju”. Zbliży się bardziej do czarnego kryminału miejskiego. Będzie to książka o mniej skomplikowanej fabule, ale za to bardziej awanturnicza, bardziej przypominająca coś w rodzaju współczesnego westernu, bo nasze życie w Polsce czasami bardzo przypomina western.

Jolanta Świetlikowska