#

Zło szybko staje się naturalne, zaczyna przychodzić z łatwością. Łapie nas w swoje szpony i już nie puszcza.

wywiad z Donato Carrisi

W ręce polskich czytelników właśnie trafiła kolejna powieść Donato Carrisiego. „W labiryncie” to mroczny thriller, w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje, a każdy, nawet z pozoru najbardziej nieistotny szczegół może odgrywać fundamentalną rolę w rozwikłaniu skomplikowanej układanki. Jakby tego było mało, tuż po premierze książki do kin trafiła jej ekranizacja pod tym samym tytułem i w reżyserii samego autora książki. To już drugi film Donato Carrisiego, będący adaptacją jego własnej powieści – w marcu 2018 roku Carrisi otrzymał nagrodę włoskiej Akademii Filmowej – odpowiednik amerykańskiego Oscara – za debiut reżyserski, „Dziewczynę we mgle”.

copyright: Vincens Gimenez Duomo ediciones


Paulina Stoparek: Na skrzydełku polskiego wydania W labiryncie czytam: „Włoski pisarz, scenarzysta i dramaturg. Absolwent prawa specjalizujący się w kryminologii. Od 1991 roku współpracuje z telewizją RAI. Jest autorem scenariuszy do kilku bardzo popularnych we Włoszech seriali”. We własnym zakresie wyszukałam, że specjalizację ma pan także z behawiorystyki oraz że dramatopisarstwo i dziennikarstwo też nie są panu obce. Nic na temat tego, by kiedykolwiek pracował pan w wyuczonych zawodach, fascynujących przecież. Dlaczego?

Donato Carrisi: Całe szczęście, że nigdy nie podjąłem praktyki adwokackiej, bo zrujnowałbym chyba wszystkich swoich klientów. Nigdy też nie pracowałem jako kryminolog. Ważniejsza niż praca w tych zawodach jest dla mnie wiedza, jaką zdobyłem podczas studiów. Moja praca – praca pisarza i scenarzysty – wymaga ode mnie, żebym był po trosze kryminologiem, adwokatem, sędzią. Uprawiam te zawody w dość szczególny sposób: poprzez literaturę.

P.S.: Pytanie, które teraz nastąpi, zapewne wielu osobom wyda się banalne, natomiast czuję silną potrzebę, by je zadać, właśnie ze względu na pana wykształcenie, kompetencje. Ekhm… Człowiek jest z natury dobry czy zły?

D.C.: Człowiek jest z natury zły. Wystarczy popatrzeć na to, co dzieje się wokół nas ostatnio – choćby ten wybuch epidemii, który całkiem dobrze demaskuje prawdziwą naturę człowieka. Okazuje się, że człowiek wcale nie jest istotą solidaryzującą się z innymi. Przeciwnie, jest dosyć bezwzględny – egoistycznie skupia się na sobie, zamiast okazać troskę o innych, szczególnie tych słabszych. Dba tylko o siebie, a inni po prostu go nie obchodzą.

P.S.: A zło? Jest zaraźliwe?

D.C.: Oczywiście. A przynajmniej zawsze istnieje takie niebezpieczeństwo. Wystarczy przypomnieć sobie zachowanie naszych rodziców, kiedy byliśmy mali. Zawsze pilnowali, żebyśmy spotykali się i kolegowali z grzecznymi dziećmi, a od łobuzów trzymali się z dala. Zupełnie jakby bali się, że od tych niegrzecznych przejmiemy niewłaściwe wzorce zachowań, zarazimy się niewłaściwą postawą, złapiemy bakcyla zła. Albo weźmy inny przykład – więźniowie. Są statystyki sądowe, policyjne, które potwierdzają, że z więzienia często wychodzą ludzie o wiele bardziej zdeprawowani i skłonni do zbrodni niż ci, którzy do więzienia wchodzili. Ci, którzy trafili do więzień z powodu błędu wymiaru sprawiedliwości, często wkraczają na drogę przestępczą, choć wcześniej nic ich na nią nie wiodło. Zło szybko staje się naturalne, zaczyna przychodzić z łatwością. Łapie nas w swoje szpony i już nie puszcza.

P.S.: Wiele było fabuł, w których istotnym wątkiem był koszmar, z jakim zmaga się przetrzymywana przez oprawcę ofiara. Nie znam jednak takiej, w której tego rodzaju kaźń trwa 15 lat, a bohaterka jest zmuszana do rozwiązywania zagadek i uwikłana w przerażający system nagród i kar. Skąd wziął Pan tak upiorny pomysł na powieść?

D.C.: Na końcu powieści okazuje się oczywiście, że w rzeczywistości minęło znacznie mniej czasu niż piętnaście lat... I oczywiście także powieściowy labirynt, więzienie głównej bohaterki, jest tu pewną figurą. W prawdziwym życiu nie są nam potrzebne ściany labiryntu, żebyśmy czuli się zniewoleni. Niekiedy naszym więzieniem jest po prostu sytuacja życiowa, w której tkwimy. W prawdziwym życiu również możemy paść ofiarą czyjejś manipulacji. Wcale nie tak rzadko zdarza się, że ktoś igra sobie z innymi albo prowadzi jakąś niejasną i nieczystą grę dla zaspokojenia własnych potrzeb emocjonalnych czy własnych interesów. Betonowe ściany nie są do niczego potrzebne, są tu pewnym symbolem sytuacji bez wyjścia, opresji, w której wielu z nas znajduje się z tych czy innych powodów. Takie sytuacje są o wiele częstsze, niżbyśmy się spodziewali i niżbyśmy chcieli przyznać. Zresztą system kar i nagród też nie jest niczym niezwykłym w naszym codziennym życiu, W labiryncie pokazuje tylko jego bardziej radykalną wersję...

P.S.: Pytanie do behawiorysty, nie pisarza: Czy jest możliwe, by po tego typu wieloletnim koszmarze wrócić do psychicznej równowagi i żyć tak zwanym normalnym życiem? (Bardzo proszę nie zdradzać elementów fabuły W labiryncie!)

D.C.: Trzeba by się było zastanowić nad definicją wyrażenia „normalne życie”, ale to osobna sprawa. Faktem jest, że takie sytuacje powodują rany, które nigdy się nie zagoją. Nie pomoże tu ani czas, ani profesjonalna opieka lekarska czy psychologiczna, ani powrót na łono kochającej rodziny. To po prostu niemożliwe. Nie sposób wydostać się z koszmaru, bo odzyskanie wolności to za mało, bo wszystko, co się wydarzyło, wciąż pozostaje w ofierze. Tak jakby potwór zasiewał w niej strach, obcość, okrucieństwo, zło. Podczas studiów i w swojej karierze zawodowej, spotkałem wiele ofiar przemocy i przestępstw i żadna z nich nie była tylko i wyłącznie ofiarą. Zawsze w każdej z nich jest element zaszczepiony przez sprawcę. Jakieś zepsucie, któremu ulega wcześniej niewinna osoba. Weźmy chociaż przykład Nataschy Kampusch, która została uprowadzona jako mała dziewczynka i była więziona przez wiele lat przez swojego oprawcę. Kiedy w końcu udało jej się uciec, nie potrafiła wyzwolić się z tego, co jej się przytrafiło, i nie potrafiła się wyzwolić od sprawcy swojej tragedii. Pomieszkiwała w domu, w którym wcześniej była więziona. Nie nawiązała kontaktu z rodzicami, stała się osobą zimną, cyniczną. Bardzo głęboko ją to zmieniło i zniszczyło jej życie, bo nie potrafiła już odnaleźć samej siebie.

P.S.: A prywatny detektyw Bruno Genko? Według mnie to bardzo „noirowy” bohater: nic do stracenia, drink i papieros zamiast posiłku, własny kodeks moralny, wrzód na… [śmiech] pupie policji, niekompetentne zatracanie się w prowadzonym dochodzeniu… Krwisty i – mimo wiszącego nad nim ponurego przeznaczenia – pełen intensywnego życia wewnętrznego bohater. Jaka jest geneza tej postaci?

credit Yuma Martellanz venezia2016


D.C.: Szczerze mówiąc, nie cierpię poukładanych, idealnych postaci policjantów, działających bezbłędnie niczym maszyny. Zdecydowanie bardziej przekonują mnie postacie bliższe przeciętnemu człowiekowi – mające swoje przywary, ulegające nałogom, odżywiające się niezdrowo lub prawie w ogóle, których życie osobiste jest poplątane lub po prostu w ogóle nie istnieje, dla których noc jest dniem, i które jednocześnie tak głęboko angażują się w prowadzone przez siebie sprawy, że mają odwagę, by pobrudzić sobie ręce, a nawet narazić własne życie. Philip Marlowe z kryminałów Raymonda Chandlera jest dla mnie niedoścignionym wzorcem detektywa. Dokładnie taki powinien być. I staram się, żeby taki był – niedoskonały, a jednocześnie zdeterminowany.

P.S.: Często mam okazję rozmawiać z autorami powieści kryminalnych i thrillerów. Nierzadko słyszę od nich, że za każdym razem nie mogą się doczekać momentu, kiedy ich „dziecko” pójdzie do druku, bo wtedy już nie ma musu się w nie zagłębiać, ponownie czytać i nanosić nieskończonej liczby poprawek. W pana przypadku jest, jak mi się wydaje, na odwrót – w 2017 roku do kin trafiła wyreżyserowana przez pana adaptacja pańskiej Dziewczyny we mgle, do której także napisał pan scenariusz. Z kolei niedawno miała swoją premierę adaptacja W labiryncie, której także jest pan scenarzystą i reżyserem. Lubi pan znajdować się w szponach swoich fabuł?

D.C.: Trafne spostrzeżenie – bardzo lubię. Bawi mnie przeskakiwanie z fabuły książkowej do kinowej, dokonywanie swoistego przekładu na język innego medium, odnajdywanie słów w obrazach, ożywianie tego, co zostało napisane. Ale z drugiej strony oczywiście, podobnie jak inni, czuję taką potrzebę wypuszczenia w świat gotowego dzieła, oddania go w ręce czytelników lub widzów, żeby mogło zacząć żyć własnym życiem.

P.S.: Transpozycja, komentarz czy analogia – który z trzech rodzajów adaptacji jest według pana najbardziej odpowiedni, gdy przenosi się na ekran dreszczowiec lub kryminał?

D.C.: Ja jestem dość specyficznym twórcą. Każda z moich historii powstaje najpierw jako scenariusz. Tak jest zawsze – scenariusz poprzedza powieść, a powieść z kolei poprzedza ekranizację. Mamy tu swego rodzaju zamknięty obieg opowieści. Każdą książkę widzę od początku filmowo i nie bardzo potrafię spojrzeć na nią inaczej. Historia, która rodzi się w mojej wyobraźni, zostaje rozpisana na bohaterów, dialogi i sceny – to na tym buduję literacką fabułę, uzupełniając braki, by opowieść była spójna, logiczna i dostatecznie szczegółowa. Dla mnie więc zawsze metoda transpozycji wydaje się naturalna, taka jest mechanika mojej pracy.

P.S.: Najlepsza adaptacja filmowa, jaka kiedykolwiek powstała, to…?

D.C.: Lśnienie Stanleya Kubricka na podstawie powieści Stephena Kinga, którego zresztą bardzo szanuję i podziwiam jako pisarza. I Milczenie owiec – doskonały film na podstawie przeciętnej i dość nudnej książki Thomasa Harrisa.

P.S.: Pracuje pan również przy serialach. A czy ogląda pan jakieś?

D.C.: Oglądam mnóstwo seriali, tak wiele, na ile tylko pozwala mi czas. Uwielbiam filmy, zarówno w wydaniu kinowym, jak i serialowym na małym ekranie. Pokazywany na Netfixie Mind Hunter to absolutne mistrzostwo świata!

P.S.: Powieściopisarz, dziennikarz, dramaturg, scenarzysta, reżyser… A gdyby musiał pan wybrać jeden jedyny zawód do końca życia?

D.C.: Strasznie złośliwe pytanie! Nie ma takiej możliwości! Muszę działać na wielu polach, lubię być zajęty i bardzo nie lubię się ograniczać. Poza tym wszystkie te zawody w moim przypadku idealnie się uzupełniają, gdybym z któregoś zrezygnował, nie byłbym już sobą.

P.S.: Polacy czytają pana. A pan czyta Polaków?

D.C.: A tak, zdarza mi się czytać polskich autorów! Znam powieści kryminalne Marka Krajewskiego oraz książki Magdaleny Parys. Polscy autorzy często do mnie piszą, wymieniamy maile. Mam duży sentyment i wiele sympatii do Polski, chętnie nakręciłbym w Polsce któryś ze swoich filmów. Gdyby nie ten groźny wirus, który krąży po Europie, chętnie odwiedziłbym wasz kraj.

P.S.: Powieść W labiryncie ukazała się w Polsce trzy lata po włoskiej premierze. Co się działo przez ten czas w pańskim życiu zawodowym? I nad czym pan pracuje obecnie?

D.C.: We Włoszech ukazała się właśnie moja najnowsza powieść, która pewnie już wkrótce trafi także w ręce polskich czytelników. Jest to thriller idący bardzo mocno w kierunku powieści grozy. Nie ma w nim ofiary ani oprawcy, ani zbrodni, ani nawet jednej kropli krwi. Historia oparta jest wyłącznie na czystym, pierwotnym strachu, to lęk napędza fabułę. Mam sygnały, że napędziłem czytelnikom tą książką niezłego stracha. Jeśli chodzi o projekty filmowe, to właśnie pracuję nad serialem na podstawie Trybunału dusz – to dość angażująca międzynarodowa produkcja telewizyjna. Marzy mi się też ekranizacja Zaklinacza i Hipotezy zła, ale tak duże projekty wymagają ogromnych nakładów finansowych i mnóstwa czasu, więc nie są to raczej projekty na najbliższą przyszłość.


Rozmawiała: Paulina Stoparek

Tłumaczenie: Aleksandra Soroka-Kulma


O KSIĄŻCE

FRAGMENT DO CZYTANIA

NASZA RECENZJA


Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)