#

To jest taka powieść, którą zawsze chciałem napisać

Jedna z najbardziej enigmatycznych postaci polskiej literatury kryminalnej, komisarz Nina Warwiłow, powraca! O wodzie, która musiała upłynąć, aby „Gniazdo” zostało napisane, lesie, w którym zaszył się jego autor oraz niedoskonałościach głównej bohaterki z Jędrzejem Pasierskim rozmawiała Paulina Stoparek.

Paulina Stoparek: Ośrodek wypoczynkowy na szczycie góry, święta, głębokie zaspy, odcięta droga, rodzinne zażyłości i niesnaski, a do tego morderstwo. Świetnych, wyrazistych motywów w pańskiej najnowszej powieści „Gniazdo” jest tyle, że można by nimi obdzielić dwie książki. „Lśnienie” Stephena Kinga”? „Tajemnica Sittaford” Agathy Christie? Jeszcze inna książka? Jakie „Gniazdo” ma inspiracje?

Jędrzej Pasierski: To jest taka powieść, którą zawsze chciałem napisać, ale musiałem trochę poczekać – również dlatego, że należy do kategorii najtrudniejszych. Klasyczny motyw kryminalny, zamknięcie, wąska grupa podejrzanych, aura… To są zresztą elementy które towarzyszą mi od początku mojej drogi w literaturze kryminalnej, poczynając od „Domu bez klamek”, ale w „Gnieździe” występują chyba w najbardziej skondensowanej formie. Trudno mi wskazać jedno źródło inspiracji, ale podoba mi się wymienienie „Tajemnicy Sittaford” – bo mam wrażenie, że to dość mało znana powieść Christie, za to z trochę szalonym rozwiązaniem intrygi [śmiech].

Foto autora - © Łukasz Giza

P.S.: Lubi Pan teatr? Mam wrażenie, że „Gniazdo” to powieść dość teatralna i, mimo garści trupów, chyba najbardziej niespieszna z wszystkich dotychczasowych.

J.P.: Jest może trochę bardziej skoncentrowana na postaciach niż na miejscu akcji, porównując z „Roztopami” oraz „Kłamczuchem”, co również wynika z tego, że to miejsce jest relatywnie wąskie: ośrodek na szczycie góry. Czy nieśpieszna? Z mojego punktu widzenia dużo się dzieje fabularnie przez cały czas. Zaś odpowiadając na Pani pytanie: lubię teatr i lubię też pewną teatralność – choć lepiej rozumiem sztuki fabularne.

P.S.: „Gniazdo” to już piąta powieść z cyklu o komisarz Ninie Warwiłow. Kiedyś, przy okazji wywiadu, którego udzielił mi Pan w okresie premiery powieści „Roztopy”, powiedział Pan: „odnoszę wrażenie, że płynniej wchodzi mi się w narrację kobiecą niż męską”. To nadal aktualne? Łatwo jest wejść mężczyźnie w głowię kobiety?

J.P.: Być może postaci kobiece piszę odważniej dlatego, że mam filtr innej płci, co daje poczucie bezpieczeństwa. Chociaż tutaj miałem postać Łukasza, którą też pisałem bez większych poprawek. Miałem też, choćby w poprzedniej części, spory wątek nadkomisarza Karpiuka, z którym także się nie męczę… Ale generalnie to, o czym Pani mówi, się nie zmienia. Nieco płynniej poruszam się w narracji kobiecej, ale pracuję nad tym, aby było po równo.

P.S. Z kolei rok później, przy okazji premiery powieści „Czerwony świt”, wspomniał Pan, że Warwiłow jest właściwie odrębnym bytem. Jak Pan poskramia Ninę, by była „przeczytalna” dla innych? Spiera się Pan z redaktorem o jej charakter, uczuciowość, reakcje?

J.P.: Nie, nie spieram się, choć wysłuchuję uwag. One są bardzo cenne. Ale ostatecznie to jest raczej moja domena i swoisty monopol na tę postać. Tak jak powiedziałem, Nina w dużej mierze sama się prowadzi, ale jeśli zwiedzie mnie na manowce, to wolę, aby to wynikało ze mnie, a nie z tego, że mnie namówiono. Jej uczuciowość, relacje? To są również złożone sprawy, w związku z tym, że jest to seria – i czasem, w zależności od charakteru danego tomu, jest na to więcej miejsca, a czasem mniej. W „Gnieździe” akurat więcej.

P.S.: A czy wie Pan, kto czytuje Pana częściej: mężczyzny czy kobiety?

J.P.: Myślę, że kobiety – ale to nie odnosi się tylko do mnie. Odnoszę wrażenie, że w całości literatury kryminalnej jest nieco więcej czytelniczek.

Foto autora - © Łukasz Giza

P.S.: W „Gnieździe” Nina popełnia sporo zawodowych błędów, tyle, że „można by nimi zapełnić antypodręcznik śledczy”. Skąd taki zamysł, by bohaterka niosąca na barkach cykl powieściowy była zarazem tak niedoskonała?

J.P.: Wtedy jest bardziej ludzka. Nikt nie lubi ideałów. Ale tak naprawdę wiele o tym nie myślałem, tak prowadziła mnie intryga. Poniekąd niezależnie od losów Niny, intryga zawsze stanowi kręgosłup moich powieści i wiele rzeczy z niej wynika. Więcej tu niedoskonałości, bo trudniejsze wyzwanie – w poprzedniej części cyklu, „Kłamczuchu”, Nina rozwiązywała sprawę niczym jakiś detektyw amator, na wakacjach. Nie było powodu, aby popełniała błędy, nie było poletka na jakieś dramaty. W „Gnieździe” jej sytuacja jest znacznie trudniejsza.

P.S.: Powieść porusza problem chorób psychicznych, uzależnienia, także autyzmu. Przyznam, że patrzący nieruchomo na swoją macochę Kacper przyprawił mnie o dreszcze. Czy przy pisaniu korzystał Pan z pomocy jakichś specjalistów?

J.P.: Nie, choć poprosiłem o przeczytanie psycholożkę. Piszę intuicyjnie, tak jak czuję i wiem. Potem sam weryfikuję, a jeśli sprawa należy do kategorii fachowych, zdarza mi się poprosić kogoś z danej dziedziny o przeczytanie.

P.S.: Ze skutkiem, najoględniej mówiąc, średnim idzie Ninie zadomawianie się w Beskidzie Niskim. Tęskni nawet trochę za Warszawą. Ostatnio, gdy rozmawialiśmy, był pan świeżo po przeprowadzce do Wrocławia. Nie tęskni Pan za stolicą?

J.P.: Raczej nie. Wyprowadzka była dla mnie czymś odświeżającym po kilkunastu, a uwzględniając przerwy, kilkudziesięciu latach mieszkania w Warszawie. Pandemia wprowadziła kolejne zmiany: tyle samo czasu, ile we Wrocławiu, spędziłem w pewnym lesie na pograniczu lubuskiego i dolnośląskiego. Trochę tęsknię za tym miejscem… Wrocław jest fantastycznym miastem, ale czasem myślę, że moje miejsce jest w lesie, wśród drzew, blisko natury. Pisanie zmienia styl życia, może nawet charakter.

P.S.: Jeśli chodzi o rozwiązywanie zagadki kryminalnej w „Gnieździe”, funkcje tę pełni sama Nina. Koledzy z pracy zeszli na dalszy plan. Jednak podobnie jak w „Czerwonym świcie” i warszawskiej komendzie, tak i w Gorlicach nie oszczędza Pan komisarz Warwiłow i stawia na jej drodze kolejnego twardogłowego mężczyznę, prokuratora Tekielskiego. Naprzeciwko jego absurdalnych momentami zachowań Nina się blokuje. A jak Pan walczy z absurdem?

J.P.: Względem życia społecznego zachowuję pewien dystans, który pomaga przeżyć [śmiech]. Oczywiście zupełnie inaczej jest, kiedy pracuje się na etacie, w organizacji. Wówczas trzeba stykać się z różnymi ludźmi, konfliktami, skrajnymi postawami. Nina ma już pewne przejścia ze zwierzchnikami – tu akurat jest prokurator, a tak naprawdę problemem jest nowe miejsce, w którym Nina nie czuje się jeszcze pewnie. To jest dla niej bardzo trudna sytuacja i tak właśnie reaguje. Trochę blokiem, a trochę ucieczką.

P.S.: Na ostatniej stronie „Gniazda” zachęca Pan do brania udziału w spotkaniach autorskich, także wirtualnych. Oprócz tej oczywistej kwestii co pandemia zmieniła w Pańskim życiu?

J.P.: W zawodowym relatywnie niewiele; myślę, że ci, którzy piszą, są dobrze przystosowani do czasu kwarantanny, więc sama izolacja nie była dla mnie większym problemem. Przeciwnie, jak wspomniałem, jej część spędziłem w lesie i stale o nim myślę. Z pewnością jest mniej spotkań – co nie znaczy, że w ogóle ich nie ma. Choćby we wrześniu, kiedy statystyki były dość niskie, udało mi się zrealizować trasę autorską w moim Beskidzie Niskim, z której bardzo się cieszę.


Foto autora - © Łukasz Giza

P.S.: Jakie ma Pan pisarskie plany? „Nina numer 6” czy coś innego?

J.P.: Oczywiście powstaje Nina numer 6, zamysł tutaj jest już dość zaawansowany. Ale pracuję również nad innymi rzeczami. To jest kuchnia: krok do przodu, krok do tyłu, próbowanie potrawy. Nie zależy mi bardzo na liczbie publikacji, muszę być w pełni zadowolony z tego, co jest wydawane. Mam jeszcze kilka znaków zapytania – staram się, aby stopniowo znikały.

P.S.: Bardzo dziękuję za rozmowę!


o książce

nasza recenzja

Paulina Stoparek


Kulturoznawczyni i filmoznawczyni. Zawodowo związana z branżą wydawniczą. Redaguje, koryguje, sprawia, że książki stają się lepsze. Pisze także publicystykę dla portalu literacko-kryminalnego "Zbrodnia w Bibliotece". W wolnych chwilach czyta (tak to jest, gdy praca jest pasją), ogląda filmy, ćwiczy i hołubi kota. Ulubiony gatunek literacki: nordycki kryminał. Ulubiony autor: Marek Krajewski. Ulubiona książka: "Przeminęło z wiatrem".