#

Kłamstwo (przeważnie) ma krótkie nogi

wywiad z Jenny Blackhurst

Kłamiemy wszyscy i tylko umiejętność ukrywania łgarstwa powoduje, że nie zawsze wychodzi ono na jaw. Czy są sytuacje, w których kłamstwo jest czymś dopuszczalnym? Co sądzi na ten temat Jenny Blackhurst, a także o jej pracy i najbliższych planach możecie dowiedzieć się z najnowszego wywiadu.

Agnieszka Pruska: Dla wielu autorów pisanie nie jest pierwszy zawodem. Zdarza się, że decyzja o pisaniu zostaje podjęta pod wpływem jakiegoś impulsu, spotkania lub wydarzenia. Jak było z tobą?

Jenny Blackhurst: Zawsze uwielbiałam czytać, a w szkole, w czasie przerw na lunch, wymyślałam bohaterów książek, które kiedyś napiszę. Kiedy mój syn miał cztery miesiące, zwolniono mnie z pracy, a z niemowlęciem u boku miałam małą szansę na szybkie znalezienie nowego zajęcia. Zaczęłam więc wykorzystywać czas drzemek syna pomiędzy karmieniem a przewijaniem na pisanie…

A.P.: Pisanie zajmuje dużo czasu. Czy nie masz problemów z łączeniem tak absorbującego zajęcia z życiem rodzinnym?

J.B.: Przyzwyczaiłam się wykorzystywać każdą chwilę na pisanie: czas, kiedy dzieci spały, kiedy jechałam autobusem, przerwy na posiłki. Pisałam gdziekolwiek i kiedykolwiek mogłam. Teraz jest mi znacznie łatwiej – chłopcy poszli do szkoły, a ja zostałam pełnoetatową pisarką. Ostatnio pojawił się problem, bo od czasu wybuchu epidemii szkoły są zamknięte, a dzieci cały czas są w domu, trzeba więc wszystko poukładać na nowo. Ale to, mam nadzieję, przejściowa sytuacja i za jakiś czas wszystko wróci do normy.

A.P.: Jak organizujesz sobie dzień pracy?

J.B.: W ostatnich miesiącach wygląda to całkiem inaczej niż wcześniej. Po rodzinnym śniadaniu dzieci zasiadają do lekcji online, a ja wraz z nimi. Zajęcia trwają do wpół do drugiej. Po lunchu mój mąż zajmuje się chłopcami, a ja siadam do pisania – mam czas do kolacji. Przed wybuchem pandemii pracowałam bez przerwy od dziewiątej rano do czwartej po południu – jak widzisz, mój dzień pracy znacznie się skrócił i nie mogę już liczyć na pełne skupienie.

A.P.: Która z twoich powieści jest ci najbliższa? Może pierwsza albo ta, w której podejmujesz bliski ci temat?

J.B.: Trudne pytanie. Powieści są jak moje dzieci – kocham je wszystkie tak samo mocno, ale każde za co innego. Pierwsza książkowa córka („Tak cię straciłam”) zagwarantowała mi kontrakt wydawniczy na kolejne powieści. Najlepiej się bawiłam – i najwięcej nagimnastykowałam – pisząc o Evie i Rebece (bohaterkach „Nocy, kiedy umarła”). Z kolei Karen, Bea i Eleanor (z „Zanim pozwolę ci wejść”) były mi najbliższe; jako kobieta do dziś utożsamiam się najmocniej właśnie z nimi i z sytuacją, w której się znalazły. No i świetnie mi się pisało o niegodziwych mieszkańcach Lichoty (z książki „Czarownice nie płoną”).

A.P.: Czym kierujesz się przy wyborze tematu powieści?

J.B.: Punktem wyjścia dla moich powieści jest zawsze pytanie: „Co by było, gdyby...?”. Na przykład: Co by było, gdybyś po urodzeniu dziecka do tego stopnia utraciła tożsamość, że nie panowałabyś już nad tym, do czego jesteś zdolna? Albo: Co by było, gdyby całe miasteczko uznało, że pewna mała dziewczynka jest wiedźmą, a potem zaczęłyby im się przydarzać naprawdę nieprzyjemne rzeczy? Inspirację można znaleźć wszędzie – w strzępkach podsłuchanej rozmowy albo w wersie piosenki. Cała trudność leży w oryginalnym i ciekawym rozwinięciu tego pomysłu, tak żeby powstała fascynująca i trzymająca w napięciu powieść.

A.P.: Twoi bohaterowie odznaczają się dużą wyrazistością. Czy to wynik wnikliwej obserwacji ludzi i otoczenia, czy ma na to wpływ również twój zawód?

J.B.: Różnorodność ludzkich zachowań i reakcji zawsze mnie fascynowała, dlatego zresztą zdecydowałam się studiować psychologię. Od dziecka z łatwością przychodziło mi zrozumienie ludzkich poczynań i rozpoznanie ich motywacji – ludzie to skomplikowane stworzenia, ale postępujące według dość utartych schematów. Właśnie dlatego warstwa psychologiczna jest w moich powieściach mocno rozbudowana.

A.P.: Twoja kolejna powieść, „Ktoś tu kłamie”, właśnie trafiła w ręce polskich czytelników. Jestem już po lekturze i muszę przyznać, że trochę mnie przeraziła. Nie ze względu na wątek kryminalny, ale na zachowania bohaterów. Tytuł mówi sam za siebie. Wszyscy kłamią. Czy właśnie takie zdanie masz o większości ludzi?

J.B.: Skądże! Tak naprawdę uważam, że większość ludzi stara się postępować dobrze i uczciwie, ale kto chciałby o nich czytać! Ukrywamy naszą prawdziwą naturę, ale raczej nie mamy mrocznych sekretów. Zwykle staramy się nie pokazywać nieładnych elementów naszej psychiki – zawiści czy skłonności do oceniania i krytykowania innych. Wszyscy jesteśmy kłamcami ukrywającymi prawdziwe oblicze, ale rzadko trzymamy w sekrecie mroczną lub zbrodniczą przeszłość.

A.P.: Część pokazanych przez ciebie sytuacji, w których ludzie posługują się kłamstwem, śmieszy. Na przykład kupowanie dzieciom kanapek w sklepie i przepakowywanie ich do pojemnika śniadaniowego po to, aby być uznaną za „matkę doskonałą”. Czy to twoje obserwacje jako mamy?

J.B.: Najbardziej prawdziwi jesteśmy w tym, co staramy się ukryć. Nie warto więc ufać pozorom, bo ideały raczej nie istnieją. Dążenie do perfekcji to próżny trud, a jeśli ktoś wydaje się doskonały w każdym calu, to najprawdopodobniej po prostu świetnie udaje.

A.P.: Kłamstwa w „Ktoś tu kłamie” dotyczą wszystkich aspektów życia. Poczynając od spraw błahych, a kończąc na bardzo poważnych. Czy uważasz, że jest coś takiego jak kłamanie nawykowe?

J.B.: W „Ktoś tu kłamie” absolutnie każdy coś ukrywa. Jak na ironię, pewnych tragicznych wydarzeń, które rozgrywają się w tej powieści, można by z łatwością uniknąć, gdyby tylko bohaterowie za wszelką cenę nie próbowali ukrywać prawdy o sobie i nie skupiali się tak bardzo na tym, jak postrzegają ich inni. Gdyby, zamiast skupiać się na kreowaniu nieskazitelnego wizerunku, byli nieco bardziej skłonni do ujawnienia innym swoich wad i niedoskonałości, udałoby się bez trudu ocalić więcej niż jedno życie.

A.P.: Budowanie wizerunku, życia zawodowego i relacji z ludźmi na kłamstwie wydaje się rzeczą dosyć niebezpieczną i nietrwałą. Przekonują się o tym twoi bohaterowie, gdy ich kłamstwa zaczynają wychodzić na jaw. Miałaś możliwość obserwowania kogoś, kto przeżył coś podobnego?

J.B.: W pewnym sensie tak, choć na mniejszą skalę. Miałam przyjaciółkę, która w internecie pisała rzeczy krzywdzące i nieprawdziwe o mnie i o moich książkach. Robiła to anonimowo i nawet kiedy przyłapałam ją na gorącym uczynku, nie chciała się przyznać i wziąć na siebie winy. Wyglądało na to, że przekonała samą siebie, że to, co robi, jest uzasadnione, chociaż nigdy nie wyrządziłam jej żadnej krzywdy. Nasz umysł robi tak, żeby uniknąć dysonansu poznawczego – znajduje uzasadnienie dla okrucieństwa, wmawia nam, że istniała jakaś wina, za którą teraz wymierzamy słuszną i należną karę – to również jest tematem moich powieści.

A.P.: Ujawnianie kolejnych kłamstw powoduje narastanie konfliktów pomiędzy bohaterami, a mimo wszystko trzymają się razem aż do wyjaśnienia sprawy. Jak należy do tłumaczyć?

J.B.: To bardzo proste: bohaterowie powieści „Ktoś tu kłamie”, trzymają się razem, ponieważ nie mają nikogo innego, kto mógłby służyć im wsparciem. Czują się komfortowo w tej grupie, ponieważ każdy z nich popełnił błąd, więc nie mogą się nawzajem oceniać. Chciałabym jednak sądzić, że chociaż wszyscy ci ludzie są, w mniejszym lub większym stopniu, podli i godni pogardy, to jednak ta historia czegoś ich nauczyła.

A.P.: Czy jakiś rodzaj kłamstw jest według ciebie usprawiedliwiony?

J.B.: Usprawiedliwione są kłamstwa, które mówimy, by uniknąć sprawienia innym przykrości – drobne i wypowiedziane w dobrej wierze. Prawda, która sprawia ból, nikomu ani niczemu nie służy. Na przykład, jeśli przyjaciel prosi mnie o opinię na temat książki, którą napisał, ale która jeszcze nie została wydana, jestem mu winna szczerą opinię, a także wskazówki, jakie poprawki powinien wprowadzić, i wyjaśnienia, czemu mają one służyć. Natomiast jeśli książka trafiła już do księgarń i jest za późno na jakiekolwiek zmiany, mogę tylko zakrzyknąć entuzjastycznie: Jest wspaniała, bardzo mi się podoba!

A.P.: Co było dla ciebie ważniejsze przy pisaniu „Ktoś tu kłamie”, wątek kryminalny czy pokazanie relacji między bohaterami?

J.B.: Zawsze najważniejsze są dla mnie powiązania między bohaterami i podróż, jaką wspólnie odbywają na kartach powieści. Stworzenie zawiłej intrygi kryminalnej również jest istotne, ale jeśli czytelnicy nie polubią i nie zrozumieją bohaterów, to nie zechcą im towarzyszyć przez trzysta stron książki.

A.P.: Czy masz pomysł na kolejną powieść? A może już nad nią pracujesz?

J.B.: Pracuję już nad kolejną książką, jednak na tak wczesnym etapie mogę jeszcze wycofać się z pomysłu, który wybrałam, i zacząć pisanie od nowa. Ale bez obaw – tak czy inaczej powstanie kolejna mroczna i pełna nieoczekiwanych zwrotów powieść.

A.P.: Kiedy możemy się jej spodziewać na polskim rynku?

J.B.: Wszystko jest teraz bardzo niepewne, ale staram się pracować tak szybko, jak się da w tych niecodziennych i niełatwych warunkach. Na pewno krótko po premierze brytyjskiej książka ukaże się również w Polsce. Mam nadzieję, że uda mi się przyjechać na jej premierę, bo cała moja rodzina nie może się już doczekać ponownej wizyty w Polsce!

A.P.: Dziękuję za rozmowę, z niecierpliwością czekam na twoje kolejne powieści!

J.B.: Wszystkiego dobrego!


O KSIĄŻCE

FRAGMENT DO CZYTANIA

NASZA RECENZJA


Agnieszka Pruska

Agnieszka Pruska – od ćwierćwiecza gdańszczanka, nie pracująca w zawodzie nauczycielka, autorka dwóch serii powieści kryminalnych: policyjnej z nadkomisarzem Uszkierem („Literat”, „Hobbysta”, „Żeglarz”, „Spadkobierca) i komediowej z dwoma nauczycielkami w roli głównej ("Zwłoki powinny być martwe i „Wakacje z Trupami”). Nałogowa czytelniczka, posiadaczka czarnego pasa w aikido, cierpi na permanentny brak czasu, lubi bliższe i dalsze podróże.