#

„Założyłem sobie fikcyjne konto z nickiem »mezatka 27«. W ciągu kilku dni dostałem tyle propozycji nawiązania bliższej znajomości, że materiału miałem już pod dostatkiem”.

wywiad z Ryszardem Ćwirlejem

W trakcie, gdy twórca polskiej powieści neomilicyjnej pracuje nad kolejnymi powieściami, jego wydawca wznawia starsze tytuły autora. Niedawno światło dzienne ujrzało odświeżone „Jedyne wyjście”, pierwsza część cyklu z aspirant Anetą Nowak. O tym, w jakim stopniu jest to powieść feministyczna, czy w okresie grasowania SARS-CoV-2 pisze więcej oraz o tym, co spieprzyliśmy, z Ryszardem Ćwirlejem rozmawiała Paulina Stoparek.


fot. Adam Ciereszko

Paulina Stoparek: Czasy mamy dziwne i niepewne. Dlatego może dziwnie jak na wywiad z pisarzem, a na pewno niepewnie zapytam: Jak się czujesz? Jak sobie radzisz w obecnej sytuacji?

Ryszard Ćwirlej: Niewiele się zmieniło w moim życiu zawodowym, bo zajmuję się tym co zwykle, czyli pisaniem. Ale brakuje mi bardzo kontaktu z czytelnikami, spotkań autorskich, rozmów, podpisywania książek. Wiosna to zawsze był czas targów i festiwali literackich, a w tym roku niestety nic się nie dzieje. No ale trudno, mam nadzieję że nadrobimy to jesienią.

P.S.: Czy wszechobecne #zostańwdomu i #siedźnadupie sprawiają, że więcej piszesz?

R.Ć.: Tak, piszę więcej i przede wszystkim bardziej systematycznie. Siadam codziennie przed komputerem, a kiedyś nie mogłem na to sobie pozwolić, bo miałem jeszcze sporo innych zajęć, przede wszystkim pracę na uczelni. Teraz zajęcia odbywają się on-line – w moim wypadku, w przerwach na pisanie.

P.S.: Cykl z sierżant Anetą Nowak – bo z jego powodu się spotykamy – liczy w tym momencie dwa tomy. Pierwszy, który w odświeżonej szacie graficznej miał premierę 22 kwietnia, pod pewnymi względami bardzo różni się od drugiego. „Jedyne wyjście” jest znacznie łagodniejsze w wyrazie krytyki o charakterze społeczno-politycznym od „Ostrej jazdy”. Daty premier tych powieści dzielą cztery lata. To czasy tak bardzo się zmieniły czy zmienił się Ryszard Ćwirlej?

R.Ć.: Mam wrażenie, że obie książki dzieli od siebie epoka. „Jedyne wyjście” pisane było w normalnej Polsce, a „Ostra jazda” w kraju, który jest karykaturą rzeczywistości sprzed kilku lat. W „Jedynym wyjściu”, którego akcja rozgrywa się w 2012 roku, napisałem coś, co dziś z perspektywy czasu wydaje mi się nieprawdopodobne, bo żadne znaki na niebie i na ziemi nie wskazywały na to, że słowa wypowiedziane przez Olkiewicza mogą się spełnić:

– (…) tak dobrze jak dziś to w tym kraju nie było jeszcze nigdy. Byleby tego nie spierdolić, bo od spierdalania wszystkiego, co się da, to my, Polacy, jesteśmy mistrzami.

Mirek pociągnął łyk i mało się nie udławił. Dawno nie pił czystego spirytusu. Odkaszlnął kilka razy i oddał flaszkę Teofilowi.

– Masz rację, że jest dobrze, ale w związku z tym mógłbyś też przejść na trunki bardziej współczesne.

Obawiam się, że niestety wszystko spieprzyliśmy i znów w sensie mentalnym wracamy do epoki spirytusu zagryzanego ogórkiem.


P.S.: Dzisiaj napisałbyś „Jedyne wyjście” inaczej?

R.Ć.: Nie sądzę, że napisałbym inaczej. Ta książka to opowieść o konkretnym czasie i miejscu. Opowiadam historię osadzoną w społeczno-politycznej tkance, która wówczas wydawała się nudna i banalna jak ciepła woda w kranie. Kryminał na tym szarym tle dobrobytu błyszczy ostro swoją nieprzewidywalnością, jest jak ostra przyprawa do mdłego dania. Więc wszystko jest na swoim miejscu w powieści kryminalnej i proporcje tła do akcji są zachowane. Dzisiaj, niestety, nasza rzeczywistość wybija się na pierwszy plan, bo prawo łamią już nie tylko przestępcy, ale i politycy. Zwykłe przestępstwo, którym żywi się kryminał, wydaje się błahostką wobec skali przestępczych zachowań ludzi władzy łamiących konstytucję.

P.S.: Chociaż „Jedyne wyjście” jest powieścią współczesną, nie brak w nim nostalgii za czasami PRL-u. A ty – tęsknisz za tymi czasami?

R.Ć.: PRL to czasy mojej młodości. Nie idealizuję ich, bo zdaję sobie sprawę z tego, że ustrój, w którym się urodziłem i spędziłem pierwsze lata swojego życia, był zakłamany i zły. Ale nie mieliśmy innego wyjścia, jak w nim żyć i starać się zachowywać przyzwoicie. Myślałem, że ten czas odszedł na zawsze i nigdy już nie wróci. Niestety, wrócił ze wszystkimi swoimi paskudnymi atrybutami tamtego systemu takimi jak: arogancja nieomylnej władzy, buta rządzących, kolesiostwo, zawłaszczanie państwa, kolosalne zadłużanie państwa traktowanego jak prywatny folwark, media jako propagandowa tuba rządzących, protesty na ulicach i w końcu cenzura w karykaturalnym wymiarze zdejmująca piosenki z Listy Przebojów.

P.S.: Zmieńmy temat… radykalnie: szukałeś kiedykolwiek towarzystwa przez internet? Czatowałeś? Rozpoczynałeś w ten sposób znajomości z kobietami?

R.Ć.: Miałem kiedyś komunikator Gadu-Gadu, ale nie używałem go do szukania znajomości. Rozmawiałem od czasu do czasu z kilkoma znajomymi. W trakcie tych rozmów zauważyłem, że często podczas wpisywania słów rozmówcy w pośpiechu zapominają o ogonkach, kropkach, przecinkach. Swego czasu czytałem jakiś artykuł na temat internetowych randek i ich trudnych do przewidzenia konsekwencji. I to wtedy zrodził się pomysł wykorzystania tego świata do celów literacko-kryminalnych.

P.S.: Właśnie, w „Jedynym wyjściu” ważnym motywem jest nawiązywane znajomości przez internet. W powieści obecne są czatowe rozmowy przytoczone charakterystyczną czcionką i z emotikonami, a także, niestety, z błędami i niestroniące od językowego banału i emocjonalnej płycizny. Skąd czerpałeś [śmiech] inspiracje do pisania tych fragmentów?

R.Ć.: Założyłem sobie fikcyjne konto z nickiem „mezatka 27”. W ciągu kilku dni dostałem tyle propozycji nawiązania bliższej znajomości, że materiału miałem już pod dostatkiem.


fot. Adam Ciereszko

P.S.: [śmiech] Dzisiaj gadu-gadu przeszło do lamusa. Ale jest inne… ekhm… zło, z czego na prowadzenie wychodzi bodajże Tinder. Można się tylko domyślać, jak dzięki internetowemu medium kwitnie dzisiaj miłość w czasach zarazy. Jakie jest twoje zdanie na ten temat? Potrzebujemy miłości i bliskości bardziej niż kiedykolwiek czy tylko nam się tak wydaje i miłosny czar pryśnie niczym obietnica pokoju na linii Wisła–Cracovia krótko po śmierci Jana Pawła II?

R.Ć.: W tej kwestii zupełnie nie jestem na czasie i nie znam możliwości internetu pod tym względem. Ale wydaje mi się, że ekstremalne sytuacje – a w takiej jesteśmy w tej chwili – sprawiają, że ludzie chcą być ze sobą i szukają bliskości. Bliskość innych daje nam poczucie bezpieczeństwa. Ale nie spodziewałbym się, że wirus, a co za tym idzie zagrożenie, sprawią, że wszyscy staniemy się lepsi. Nic z tego. Widmo zagrożenia wiszące nad nami niczym miecz Damoklesa sprawi, że będziemy chcieli żyć mocniej i intensywniej. A to może oznaczać, że przyszłość już nie będzie taka, jaką chcielibyśmy widzieć. Nudno i przewidywalnie z ciepłą wodą w kranie już było.

P.S.: Twój kolega po piórze, Marcin Wroński, poleca pierwszą część cyklu o Anecie, nazywając ją kryminałem feministycznym. Zgadzasz się z tym kulturowym przypisaniem? Jesteś feministą?

R.Ć.: Jestem za pełnym równouprawnieniem. Niestety, żyjemy w kraju rządzonym przez aroganckich, konserwatywnych populistów, którzy chcą decydować o wszystkim, bo wiedzą wszystko najlepiej. Wiedzą, że kobiety najlepiej czują się w tradycyjnym modelu rodziny, wychowując dzieci, gotując obiady, sprzątając w domu i do tego co niedzielę uczestnicząc w mszy. Takie spojrzenie na świat cofa nasz kraj do dziewiętnastego wieku. A co do mojej książki, to ona chyba nie jest feministyczna.

P.S.: Seria z Anetą Nowak to książki… ekhm… babskie?

R.Ć.: Raczej empatyczne. Seria z Anetą Nowak jest odpowiedzią na ten zwariowany świat zdominowany przez mężczyzn, którzy nie chcą dostrzegać tego, że kobiety mają prawo do decydowania o sobie.

P.S.: Cykl, seria, pierwsza, druga, n-ta część… Czytelnika, który szuka po prostu dobrej powieści gatunkowej może zniechęcać tego typu zależność. Na ile oceniłbyś Jedyne wyjście i swoje książki w ogóle jako fabuły zamknięte i niezależne od cyklicznego kontekstu?

R.Ć.: Każda z moich książek to zamknięta całość. Nie trzeba znać pierwszej czy drugiej, żeby dobrze się bawić, czytając dziesiątą. Należy tak konstruować serię, by dawać czytelnikom wolność wyboru, a nie zmuszać ich do czegokolwiek. Ale zawsze mam nadzieje, że po przeczytaniu jednej, sięgną po kolejne. Najczęściej właśnie tak to działa.

P.S.: W czerwcu 2019 roku, gdy pytałam cię o pisarskie plany, odpowiedziałeś: „W okolicach przyszłorocznych wakacji czytelnicy mogą się spodziewać kolejnego spotkania z Teofilem Olkiewiczem. Tytułu jeszcze nie napisałem, ale coś mi się już kołacze w głowie”. Czy wszystko idzie zgodnie z planem? Możesz już zdradzić tytuł i rok, w którym rozgrywa się akcja powieści?

R.Ć.: Trochę mi się terminy poprzekładały i Olkiewicz rzeczywiście będzie, ale dopiero po wakacjach. Zapewne premiera zaplanowana zostanie przez wydawnictwo na jesienne targi w Krakowie. Mam nadzieję, że się odbędą. Nowa powieść łączy w sobie dwa światy, czas PRL-u i współczesność, ponieważ główny wątek rozgrywa się w 2019 roku, ale część akcji dzieje się w roku 1984. W ten sposób Teofil Olkiewicz i Aneta Nowak wystąpią w jednej książce obok siebie. „Szybki szmal” właśnie się pisze!


O KSIĄŻCE

NASZA RECENZJA

FRAGMENT DO CZYTANIA


Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)