#

​Pomysł na książkę jest jak zasiane ziarenko, które powoli dojrzewa

wywiad z Jane Corry

O warsztatach literackich dla więźniów, dziennikarskich doświadczeniach i umiejętności budowania napięcia z Jane Corry rozmawia Małgorzata Chojnicka.

Małgorzata Chojnicka: Z zawodu jest pani dziennikarką. Gdyby miała pani wymienić cechy dobrego dziennikarza, to która z nich znalazłaby się na pierwszym miejscu?

Jane Corry: Empatia! Moim zdaniem dobry dziennikarz musi umieć wczuć się w sytuację rozmówcy. Jako dziennikarka, lubię myśleć o sobie jako o kimś, kto nie tylko zadaje pytania, ale także – a może przede wszystkim – potrafi słuchać.

M.Ch.: Co w dziennikarskim fachu lubi pani najbardziej, a co traktuje jako zło konieczne?

J.C.: Najbardziej fascynujące są zawsze historie, które mają do opowiedzenia rozmówcy. Ludziom może się wydawać, że ich życie nie jest interesujące, ale to nieprawda. Zło konieczne? Z mojego punktu widzenia w zawodzie dziennikarza nie ma nic takiego. Chyba tylko nie chciałabym być taką dziennikarką, która chodzi od drzwi do drzwi przepytując przypadkowych ludzi.

M.Ch.: Dlaczego zdecydowała się pani prowadzić warsztaty literackie dla więźniów i to w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze?

J.C.: Pisywałam do jednego z tygodników jako freelancerka. Kiedy odszedł mój redaktor, doszło do restrukturyzacji, w wyniku której moja kolumna zniknęła z łamów magazynu. Zbiegło się to z rozpadem mojego pierwszego małżeństwa. Co prawda, były mąż płacił mi alimenty, ale potrzebowałam nieco bardziej regularnych przychodów. Wtedy trafiłam na ogłoszenie – zakład karny o zaostrzonym rygorze poszukiwał pisarza-rezydenta do prowadzenia zajęć z kreatywnego pisania. Wysłałam zgłoszenie, zakładając z góry, że w ogóle nie zostanie wzięte pod uwagę. Kiedy okazało się, że dostałam tę posadę, okropnie się przeraziłam, ale praca szybko mnie pochłonęła, co więcej – okazała się niezwykle satysfakcjonująca i mocno… uzależniająca. Prowadziłam warsztaty dwa razy w tygodniu przez trzy kolejne lata.

M.Ch.: Jak wyglądały zajęcia z więźniami? Czy jakieś wydarzenie z tamtego okresu szczególnie zapadło pani w pamięć? A może coś panią zaskoczyło?

J.C.: Zajęcia odbywały się w salach lekcyjnych, w częściach wspólnych lub w małych pomieszczeniach przeznaczonych do indywidualnej nauki. Zdziwiło mnie, że nie pilnował nas żaden strażnik. Moją jedyną ochronę stanowiły gwizdek przy pasku i dzwonek alarmowy. Nigdy nie zostałam zraniona, chociaż kilka razy zostałam zwyzywana przez „uczniów”. Na szczęście, inni więźniowie stanęli w mojej obronie. Trzeba przyznać, że większość z nich traktowała mnie bardzo życzliwie. Pewnego dnia, gdy weszłam do więzienia, dowiedziałam się, że jeden z osadzonych został zamordowany przez współwięźnia. Ani oprawca, ani ofiara nie byli uczestnikami moich zajęć, co nie zmienia faktu, że wszyscy byliśmy wstrząśnięci.

M.Ch.: Jak pani sądzi, człowiek może być do szpiku kości zły, czy jednak zawsze tkwi w nim jakiś okruch dobra?

J.C.: Trudno powiedzieć. Choć obawiam się, że niektórzy ludzie mogą być na wskroś źli. To jednak nie znaczy, że nie mogą się zmienić.

M.Ch.: Jak w pani przypadku wygląda praca nad książką? Czy korzysta pani z dziennikarskiego doświadczenia?

J.C.: Zdarza się, że po dziennikarsku używam krótkich zdań, by uwydatnić jakieś wydarzenie czy postać. Jako zawodowa dziennikarka jestem też świadoma, że już pierwsze akapity tekstu muszą być na tyle intrygujące, by przykuć uwagę czytelnika i tą właśnie zasadą kieruję się przystępując do pracy nad powieścią.

M.Ch.: Sięgając po pani thriller, trzeba się liczyć z zarwaną nocą. Gdzie szuka pani pomysłów na tak fascynujące książki?

J.C.: Zazwyczaj, kiedy jestem w połowie pracy nad książką, przychodzi mi do głowy pomysł na kolejną powieść. Może mi go podsunąć jakieś zdarzenie lub nawet pojedyncze, przypadkiem podchwycone słowo. Ale bywa, że taki pomysł jest jak ziarenko zasiane przez jakąś niewidzialną postać, które powoli i niepostrzeżenie dojrzewa, by stać się fabułą nowej książki.

M.Ch.: Co doradziłaby pani początkującemu pisarzowi?

J.C.: Bądź otwarty na pomysły, bo z każdego z nich może zrodzić się coś nieoczekiwanego. Pamiętaj, by czytelnicy mogli identyfikować się z postaciami, które kreujesz – problemy bohaterów muszą być im bliskie. Pozwól, by czytelnicy polubili twoich wyimaginowanych bohaterów, przynajmniej niektórych z nich. Jeśli ich los będzie im obojętny, najprawdopodobniej porzucą lekturę. Przyłóż się do dialogów, nie opisuj świata przedstawionego wyłącznie narracją. Zwroty akcji nie mogą być niewiarygodne, pamiętaj, by w poprzedzających je partiach tekstu rozsiać wskazówki, których obecność będą mieli szansę uświadomić sobie czytelnicy. Zastanów się, co tobie, jako odbiorcy, się podoba i dlaczego.

M.Ch.: Jest pani mistrzynią budowania napięcia. To taki dar, czy efekt ciężkiej pracy? A może jedno i drugie?

J.C.: Zawsze szybko rozgryzałam fabularne intrygi i podziwiałam spektakularne zwroty akcji. Mój drugi mąż mawia, że pierwsze dziesięć minut serialu telewizyjnego w zupełności wystarczy, bym rozgryzła, kto zabił. Może więc umiejętność budowania napięcia zawdzięczam wieloletnim obserwacjom i wielu dobrym wzorcom oraz rozeznaniu, co się nie sprawdza. To może być kwestia doświadczenia, ale czasami również nagłego przebłysku, dzięki któremu wiem, jak wywrócić wszystko do góry nogami, żeby naprawdę zaskoczyć czytelników.

M.Ch.: „Ta, która zawiniła” serwuje czytelnikowi naprawdę ostrą jazdę, podczas której nie wie on, czego może się spodziewać. Ile prawdy jest w tej historii?

J.C.: Ani trochę. Bardzo chciałam postawić bohaterkę w skrajnej sytuacji. No i fascynuje mnie ludzka psychika. Reszta, to dzieło mojej wyobraźni.

M.Ch.: W jaki sposób udaje się pani wykreować tak rzeczywistych bohaterów, których przeżycia są niezwykle wiarygodne?

J.C.: Mówiłam już o tym, odpowiadając na wcześniejsze pytanie o rady dla początkujących pisarzy, ale chętnie dorzucę jeszcze kilka wskazówek, dla tych, którzy chcieliby w większym stopniu postawić na wiarygodność postaci. Dobrem pomysłem jest kupno tablicy korkowej. Trzeba do niej przypiąć wycięte z kolorowych magazynów zdjęcia przedstawiające ludzi najbardziej przypominających wymyślonych właśnie bohaterów. Trzeba ją umieścić w zasięgu wzroku i w wyobraźni wciąż pracować nad charakterystyką postaci; wzbogacać je o cechy fizyczne, rozwijać ich historie – w przód i w tył. Jeśli mają widoczne blizny, zadać sobie pytanie, skąd te blizny się wzięły. Zrobić listę tego, co lubią, i drugą, na której umieszcza się to, czego nie znoszą. Należy myśleć o ich pracy, życiu rodzinnym, pochodzeniu, domu, ukochanych zwierzętach, ulubionej paście do zębów. Wciąż wchodzić głębiej i głębiej! To naprawdę doskonałe ćwiczenie i recepta na sukces.

M.Ch.: Nad czym teraz pani pracuje?

J.C.: W tej chwili pracuję nad książką, która ukaże się w przyszłym roku. Będzie to opowieść o kobiecie, która przechodzi kryzys w życiu zawodowym i po latach wraca do rodzinnego domu, by zamieszkać ze swoim starzejącym się ojcem. Okazuje się jednak, że jej miejsce zajął ktoś inny…

M.Ch.: I na koniec pytanie z zupełnie innej beczki: jaką jest pani babcią?

J.C.: Mam nadzieję, że taką, z którą można się świetnie bawić!

M.Ch.: Dziękuję za rozmowę


o książce

recenzja

przeczytaj fragment