#

​Pracuję jak tornado

wywiad z Darią Orlicz

Katarzyna Wojtaszek: Serdecznie dziękuję za odprężającą lekturę z tyloma różnymi pomysłami i emocjami! Bardzo przyjemnie jest czytać kryminał, który przypomina też o nadziei.

Daria Orlicz: Bardzo dziękuję za ciepłe słowa! Myślę, że po dość mrocznej serii „Stracone dusze”, w której obnażyłam naprawdę wiele ludzkich przywar i słabostek charakteru, ostatni tom, czyli „Topielice” zasłużył na światełko w tunelu. Pisanie kryminałów to, jak wiadomo, nie tylko wikłanie Czytelników w zawiłe zagadki z paragrafami w tle, ale również zapraszanie ich do świata moich bohaterów – policjantów, prokuratorów, medyków sądowych, czy innych pobocznych postaci przewijających się przez fabułę. A rozdział po rozdziale i tom po tomie, zarówno Czytelnik, jak i ja, autorka, zżywam się z nimi na tyle, żeby życzyć im wszystkiego, co najlepsze (śmiech).

K.W.: W Pani książce pojawia się wiele wątków. Chciałabym zapytać o organizację - jaki ma Pani system pracy, dzięki któremu tak liczne wątki są przejrzyste?

D.O.: Bywa, że każdy wątek piszę aż do jego zakończenia, przeskakując inne zaplanowane wcześniej rozdziały, żeby nie rozpraszać się pracą nad innymi częściami książki, ale to nie jest reguła. Pisząc, zawsze mam pod ręką moje notatki, w których wypunktowuję najważniejsze wydarzenia, wygląd, charakter postaci i inne dotyczące ich detale, oraz oś fabularną – tu krótko streszczam każdy pisany kolejno rozdział, żebym, w razie wątpliwości, szybko mogła znaleźć odpowiednią scenę i jeszcze raz ją przeczytać, jeśli łączy się z dalszymi zawirowaniami w fabule. Ale, chociaż posiłkuję się tego typu „ściągami”, pamięć rzadko mnie zawodzi i zazwyczaj świetnie wiem, w którym momencie książki jest istotny dla mnie dialog, czy scena oraz co, kto i jak...

K.W.: Proszę opowiedzieć o swoich literackich idolach i autorytetach, które są dla Pani wzorem podczas tworzenia własnych historii.

D.O.: Czytam od dziecka, uwielbiam książki! Natomiast czy ktokolwiek jest dla mnie wzorem, kiedy piszę? Raczej nie. Według mnie nie ma gorszej rzeczy, niż autor, który w jakikolwiek sposób chce się wzorować na innych twórcach. Oczywiście, nieświadomie, na pewno w jakiś sposób dążę do stylistycznej perfekcji, a styl ulubionych pisarzy być może jakoś się przez moje pisanie miejscami przebija, chociaż mam wielką nadzieję, że jednak nie do końca… (śmiech).

K.W.: Który etap tworzenia książki jest dla Pani najtrudniejszy?

D.O.: Nie przepadam za etapem poprawek, chociaż wiem, że jest ważny i staram się podchodzić do niego z cierpliwością i pokorą. Problem w tym, że pracuję bardzo szybko, wręcz w szaleńczym tempie, a pisanie porywa mnie najbardziej na etapie spinania historii w jedną spójną i zamkniętą całość. Książkę piszę zazwyczaj „jednym tchem”, chcąc opowiedzieć każdy wątek jak najszybciej, póki w głowie kłębią mi się obrazy i dialogi, a dopiero później ją dopieszczam, dopracowuję i poszerzam pewne sceny. Najciekawszy jest jednak dla mnie ten szczególny etap pierwszej fascynacji nowymi bohaterami, kiedy pędzę przez pisaną powieść z prędkością tornada, a później nieco tracę tempo (a czasem i cierpliwość…).

K.W.: Skąd czerpie Pani pomysły na kolejne powieści? Czy posiłkuje się Pani wydarzeniami z życia, czy raczej polega Pani na swojej intuicji i wyobraźni?

D.O.: Bardzo różnie to bywa. Pomysły przychodzą nocą, czasem kiedy piję sobie herbatę i myślę o niebieskich migdałach, bądź rozmawiam z rodziną czy znajomymi. Bardzo też podoba mi się sposób Stephena Kinga, który ponoć zadaje sobie pytanie: „co by było gdyby?” i wokół niego zaczyna tworzyć fabułę. Zdarzało mi się również, że pomyślałam o bohaterze, którego chciałabym opisać, bądź przyszedł mi do głowy chwytliwy tytuł, a w ślad za nim pojawiła się historia. Wyobrażam sobie różne rzeczy, zastanawiam się jak ludzie reagują na ekstremalnie trudne życiowe sytuacje, a z jednej, czy dwóch scen w mojej głowie zaczyna się tworzyć cała historia.

K.W.: Czy mogłaby Pani opowiedzieć coś więcej o postaci Eweliny? To chyba najtrudniejsza postać w powieści. Jej wątek jest najkrótszy, ale czuję, że jeszcze coś się za nią kryje.

D.O.: Postać Eweliny jest dość złożona. Bo, z jednej strony, z jej historii wykreowałam taki odrobinę prześmiewczy obrazek branży wydawniczej i literackiego kociołka, w którym przepychają się łokciami polscy autorzy (tu zwłaszcza historia jej małżeństwa), ale z drugiej strony, myślę, że stworzyłam postać kobiety z krwi i kości, kogoś, kto faktycznie, w pewnych okolicznościach, mógłby wejść na ścieżkę, na którą wkroczyła ona. Nie mogę zdradzić niczego z fabuły, ale przecież bywa, że o takich historiach czasem czytamy w mediach. I chociaż z jednej strony nie mieści się nam to w głowach, to z drugiej mamy świadomość, że od czasu do czasu zdarzają się tego typu rzeczy…

K.W.: Wątki dotyczące wychowania dzieci, trudności w obcowaniu z dorastającym człowiekiem wydają się pokrzepiające, ale też umyślnie przerysowane. Czy ma Pani na celu przekazanie pewnych wskazówek, czy raczej ucieka Pani od moralizatorstwa?

D.O.: Zdecydowanie uciekam od moralizatorstwa. Zresztą nastoletnie dzieciaki i tak raczej moich książek czytać nie powinny, bo to dość mocna i brutalna literatura, ale chciałabym, żeby czasem w historiach moich bohaterów odnaleźli się ich rodzice. Żyjemy w świecie, który pod gładką, polukrowaną osłoną pozornego bezpieczeństwa, skrywa drugie, okrutne i bestialskie oblicze. Lubimy wierzyć, że nasi bliscy są bezpieczni, ta wiara chroni nas zapewne przed popadnięciem w obłęd, ale ponure kryminalne incydenty bez happy endu komuś się jednak przytrafiają… Rozmawiajcie z dziećmi, pilnujcie ich i patrzcie, z kim nawiązują kontakty. Na nasze szczęście szokujące i krwawe dramaty widujemy zazwyczaj wyłącznie w mediach. Ale to, co dla nas jest wyłącznie chwytliwym medialnym newsem pobieżnie śledzonym podczas picia porannej kawy, gdzieś tam, komuś się jednak przytrafiło… I chyba właśnie o tym bardzo nie lubimy myśleć…

K.W.: Smaczkiem dla czytelnika są te wszystkie osoby za kulisami, które pomogły zbudować powieść i urealniły środowisko. Proszę opowiedzieć, z kim Pani współpracuje, może jest jakiś policjant lub prawnik, który jest dla Pani niewyczerpalnym źródłem inspiracji?

D.O.: Zazwyczaj szukam informacji w sieci. Śledzę również blogi o tematyce policyjno - kryminalnej, czytuję posty policjantów, sięgam po wiele tytułów o zbrodniach i medycynie sądowej. Ale zdarza się, że wciągam w rozmowę moich znajomych. Kasia, jedna z moich przyjaciółek, jest prawniczką, a bywa, że zadaję dziwne pytania świetnie Wam zapewne znanemu pisarzowi i oficerowi krakowskiej policji Kazkowi Kyrczowi Juniorowi. No bo kto mi powie, która broń się czasem zacina, jeśli nie on? (śmiech). Dla niego to są zapewne rzeczy oczywiste, dla mnie smaczki zupełnie mi na co dzień niedostępne… Nie znam szerzej środowiska policyjnego, nad czym, pisząc, często ubolewam, ale mam nadzieję, że w dobie szerokiego dostępu do wszelkich informacji, nie stanowi to problemu. O, i lekarzy czasem pytam o naprawdę dziwne rzeczy. A internista zagadnięty o medycynę sądową robi czasem naprawdę śmieszną minę… (śmiech).

K.W.: Proszę zdradzić, nad czym Pani teraz pracuje.

D.O.: Nigdy tego nie zdradzam. Ot, taki przesąd… Już jakiś czas temu zauważyłam, że kiedy pochwalę się książką na wczesnym etapie jej tworzenia, zawsze coś się później skomplikuje… (śmiech). Ale zdradzę za to, że w październiku, pod skrzydłami Wydawnictwa FILIA, i pod moim prawdziwym nazwiskiem (Katarzyna Misiołek), ukaże się powieść zatytułowana: „Śnieg otulił cię bielą” - historia młodej kobiety, która samotnie jedzie w Bieszczady z nadzieją odnalezienia mordercy swojej siostry. Będzie więc dużo śniegu i przepięknych bieszczadzkich krajobrazów, rodzinne tajemnice sprzed lat, odrobina mroku i przystojny strażnik graniczny (to wszystko przez serial „Wataha” - wlazły mi do głowy te Bieszczady i z tego po prostu musiała powstać książka w tamtejszych klimatach!). Mam w każdym razie wielką nadzieję, że sięgniecie!

K.W.: Bardzo serdecznie dziękuję i nie mogę się doczekać października! (śmiech)

D.O.: Pani Katarzyno, ja również gorąco dziękuję za sympatyczną rozmowę i ciekawe pytania! Cieszę się, że lektura „Topielic” dostarczyła wiele emocji!

Pozdrawiam serdecznie, Daria Orlicz


o książce

recenzja

przeczytaj fragment


O AUTORCE:

Daria Orlicz, a właściwie Katarzyna Misiołek, krakowianka, rocznik 74. Z wykształcenia filolog polski, absolwentka Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie. Przez kilka lat mieszkała w Rzymie, który od tej pory jest szczególnie bliski jej sercu. Po powrocie do kraju rozpoczęła współpracę z kilkoma wydawnictwami prasowymi, wcześniej bywała tłumaczką, radiową pogodynką i hostessą. Interesuje się turystyką, psychologią, medycyną niekonwencjonalną i tarotem. Pod swoim nazwiskiem pisze historie obyczajowe, które przy odrobinie szczęścia, bądź pecha, mogą się przytrafić każdej kobiecie, a jako Daria Orlicz – trzymające w napięciu kryminały.