#

Furia - ​Michał Larek

​Michał Larek miłośnikom kryminalnych historii powinien być bardzo dobrze znany. Przynajmniej tym wszystkim, którzy nie zamykają swojego odbioru gatunkowego wyłącznie w granicach fabularnej fikcji, lecz interesują się realiami zbrodni.

Mam na myśli historię współczesnej polskiej kryminalistyki, szeroko rozumianej dziedziny mającej na celu ściganie największych zbrodniarzy. Autor (we współpracy z Waldemarem Ciszakiem, adwokatem) w roku 2014 roku wydał „Martwe ciała”, bardzo rzetelnie opracowany reportaż o Edmundzie Kolanowskim, seryjnym zabójcy z Poznania. Zaś w 2016 roku powieść kryminalną „Mężczyzna w białych butach”, inspirowaną autentyczną historią kolejnego seryjnego zbrodniarza. Już wówczas dawał się wyczuć rytm literackiej opowieści Larka, który najmocniej wiążę się ze storytellingiem. Sam pisarz jest jego mistrzem i nauczycielem. Nie oznacza to wcale, że ten rodzaj przekazu i kreacji jest jego głównym narzędziem literackiego przekazu. Nic bardziej mylnego. Larek nie podchodzi do fabuły w sposób marketingowy lub promocyjny. Jego opowieść nie stanowi marketingowego chwytu. Jest wręcz odwrotnie.

Opowiadanie historii czy jeszcze inaczej nazywane "opowieści z życia" są swoistym motorem napędowym jego literackich dokonań. Wszędzie tam, gdzie Larek dotyka opowieści - tej prawdziwej, doświadczonej, przeżytej, zwłaszcza dotykającej zbrodni i granicy ludzkiego życia lub cierpienia, tam jest udanie i niezwykle ciekawie literacko. Począwszy od tytułu. „Furia”. Słownikowo to nagły, silny napad wściekłości. Tak w rzeczywistości powieściowej faktycznie jest. Morderca w gniewie, zapamiętaniu morduje swoje ofiary. Nie panuje nad sobą, kierowany jakimś silnym uczuciem dopuszcza się zbrodni. Nie wie, po co, dlaczego. Wszystko to jest jakieś dziwne, szalone, niepojęte. Jakby autor dotknął problemu i pospiesznie wycofał się, bo jest do napisania druga książka z serii? Domyślamy się, że tak nie jest, bo łącznikiem wszystkich powieści z serii "Dekada" ma być główny bohater komisarz Harry i czasy, w których przyszło mu prowadzić swoje kryminalne śledztwa. Każdy czytelnik, który dotrwa do ostatnich stron recenzowanej książki, dotknie źródeł furii. To najlepsze fragmenty powieści, wtedy właśnie, gdy seryjny zabójca Kramerski w swobodnie prowadzonym przesłuchaniu poprowadzi własny "storytelling".

Po drodze, w trakcie lektury "Furii" jest chwilami ciężko. Najmocniej męczy czytelnika język, zwłaszcza dialogowe passusy przyprawiają miejscami o wstrząs. Poznańscy policjanci często używają wyrażeń wulgarnych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że niektóre są jakby sztucznie utworzone ("chuju zamazany"). Nie mówiąc już o wyrażeniu "zajebisty”, które na pewno nie było popularne w latach 90-tych ubiegłego wieku. Mnóstwo niepotrzebnych ozdobników, niczym nie umotywowanych. Wspomniany już główny bohater, Harry, nazwany od popularnej postaci granej przez Clinta Eastwooda, zwraca się do przesłuchiwanego przestępcy: "- Nie znam takiego słowa- mruknął operacyjniak, przygryzając usta". Po co ta uwaga o przygryzaniu ust? Chodzi o zwrócenie uwagi na detal? Zresztą każda postać z książki Larka prędzej czy później będzie przygryzała usta lub wargi. I ofiary, i przestępca i policjanci. Nawet epizodyczna postać młodej dziewczyny, Natalia, rytmicznie podskakuje na Harrym, zagryzając swoje błyszczące wargi. Inny przykład udziwnionych, moim zdaniem, konstrukcji semantycznych. „Wino zaczęło powolutku rozlewać się po jej efektownie ubranym ciele”, albo to: "Kameliowa czapka zatraciła się w ekstatycznym tańcu". Tych przykładów może być mnóstwo, przez co stanowią najsłabszą stronę powieści. Uderzając sztucznością dialogów, niedograniem poziomu stylistycznego w obrębie wypowiedzi poszczególnych osób, przez co wysoki, literacki, chwilami profesjonalny, język przeplatany jest z słownictwem niskim, nie tyle wulgarnym, co rynsztokowym lub - co najgorsze - wymykającym się latom 90-tym.

Dialogi powieściowe to klapa. Narracyjne prowadzenie opowieści stoi na wyższym poziomie, choć niejednokrotnie zastanawia, co do swojej wymowy w perspektywie snutej fabuły i poruszanej tematyki. Wydaje się, że to celowy zabieg Larka. Choćby widoczny w tym, jak autor dwojako pisze o mężczyznach. Z jednej strony to niewolnicy cycków, z drugiej seksualni nieszczęśnicy, z samczą natarczywością hipnotyzujący wygląd kobiety. Rzecz w tym, iż w przypadku opowiadanej historii takie sformułowania mogą razić niepotrzebnym schematyzmem. Autor w wywiadzie przeprowadzonym dla portalu Zbrodnia w Bibliotece na pytanie o kolejną powieść po ‘Mężczyźnie w białych butach”, odpowiadał, że podpisał umowę na serię powieści kryminalnych. "Furia" jest jej otwarciem. Jak sam mówił ma to być krwawa narracja o latach dziewięćdziesiątych. Faktycznie w tej powieści jest dużo krwi. Nie może być inaczej, gdy zbrodniarz działa z furią, a głowa to bardzo ukrwiona część ciała człowieka. Powieściopisarz miał nadzieję także na to, że uda mu się wprowadzić do powieści silny pierwiastek kobiecy. W recenzowanej książce jej główną przedstawicielką, nie licząc pokrzywdzonych kobiet, jest posterunkowa Katia. To postać z dużym potencjałem, dość ciekawie rysowana, biorąc pod uwagę zwłaszcza jej kobiecość zderzoną z męskim światem zawodu policyjnego (jakże w latach 90-tych innego w tym obszarze tematycznym niż współcześnie). Jednocześnie Larek kreuje bohaterkę dość kontrowersyjnie. Nie będzie bowiem przesadą, że czytelnik pamiętać ją będzie wyłącznie z dwóch cech. Okresu i pryszczy na twarzy, które pojawiły się z powodu miesiączki. Charakterystyczne jest też to, że koledzy po fachu zwracają uwagę na to, że Katia ma okres, porównując jej zachowanie do sposobu bycia swoich żon w czasie menstruacji. Mocne i ryzykowne zderzenie pierwiastka kobiecości z męskim światem policyjnych twardzieli, ścigających seryjnego zabójcę mordującego z lubieżności.

Nie można przemilczeć układu fabularnego "Furii". Z pewnością wielu czytelników będzie zawiedzionych, gdy dość szybko dzięki lekturze kilkunastu kart powieściowych pozna kim jest zabójca. To nie jest typowy kryminał z zagadką, za którą ukrywa się nie rozpoznany przestępca, a my razem z policjantami lub obok nich (w formie rywalizacji) ścigamy po śladach nieznanego sprawcę. Intryga w "Furii" polega na czymś zupełnie innym, skoro o ścigających i ściganym wiemy prawie wszystko. Wraz z lekturą przesuwa się akcent z pytań: kto i jak, na pytanie dlaczego. Odpowiedzi udziela sam zabójca. Autor "Martwych ciał" pozwala "kwitnąć" językowi w wypowiedziach tych najbardziej autentycznych, prawdziwych doświadczeniem, choćby było ono zbrodnicze i krwawe. Tak dzieje się na ostatnich stronach powieści. Gdy Larek oddaje głoś realizmowi, który poznał na kartach akt prokuratorskich i sądowych, w wypowiedziach świadków i ofiar, w obrazach fotografii z oględzin i sekcji, wówczas czuć moc opowieści, siłę narracji i charakter fabularnej historii.

Marzena i Leszek Koźmińscy

Marzena i Leszek Koźmińscy