#

Usypiacz dzieci

Hipnotyzująca rzecz, chciałoby się powiedzieć o najnowszej powieści Donata Carrisiego „Dom głosów”. Nie dość, że wciąga do wykreowanego przez autora piekła jak sam diabeł, to na dodatek jej głównym bohaterem jest specjalista od terapii przez hipnozę, który stopniowo w rzeczone piekło wpada.

Pewna kobieta twierdzi, że w dzieciństwie zamordowała brata. Wyparte wspomnienia wracają do niej, kiedy jest już dorosła. Jej psycholog prosi o pomoc Pietra Gerbera, „usypiacza dzieci”, który zajmuje się terapią nieletnich przez hipnozę. Z początku mocno niechętny – wszak pacjentka jest dorosłą osobą – w końcu daje się przekonać. Jednak szybko zaczyna tego mocno żałować – poddawana terapii Hanna Hall zaczyna prześladować Pietra i jego rodzinę, a jej zachowanie świadczy o znacznie poważniejszym zaburzeniu, niż się z początku wydawało. Z kolei przerwanie terapii z racji sesji hipnozy mogłoby być niebezpieczne dla pacjentki. Zdeterminowany Pietro postanawia doprowadzić rzecz do końca i dowiedzieć się, o co kobiecie tak naprawdę chodzi.

Akcja „Domu głosów” rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych połączonych sesjami hipnozy. W teraźniejszości główny bohater zmaga się z narastającymi demonami będącymi konsekwencją nawiązania relacji z, najoględniej mówiąc, dziwaczną pacjentką. Nitka fabularna cofnięta w czasie to z kolei narracja pierwszoosobowa z punktu widzenia dziesięcioletniej Hanny, która w swoistych powrotach do przeszłości, jakie zapewnia hipnoza, pragnie dowiedzieć się prawdy o sobie. Niby nic szczególnego, książek z rodzinnymi tajemnicami z przeszłości jest od groma. Jednak tych łączących thriller z horrorem – już niekoniecznie.

Groza na kartach „Domu głosów” przejawia się w gęstej i dusznej atmosferze, niedopowiedzeniach urastających do piekielnego napięcia oraz wyobrażeniach i jak najbardziej realnych widokach, których dziecko nigdy, przenigdy nie powinno być świadkiem, a jest. Z łatwością mogę sobie wyobrazić film na podstawie omawianej powieści: długie jazdy kamery wzdłuż tytułowego domu, pełne oczekiwania ujęcia skupione na pewnej starej skrzyni, kadry z jednooką lalką, migawki z orgii łamane przez maski przypominające głowy zwierząt i wreszcie – sekwencje ukazujące coraz bardziej skonanego psychicznie i fizycznie bohatera, który wszedł do gry, a ta okazała się grą o życie.

Słowa „gra” nie używam przypadkowo, warstwa thrillerowa „Domu głosów” bowiem w kluczowych momentach przypomina słynny dreszczowiec Davida Finchera z Seanem Pennem w roli głównej. Gra wymyka się spod kontroli, a następnie płynnie przechodzi w pojedynek z, wydawałoby się, wrogiem, a ostatecznie – z samym sobą.

Co ciekawe, Carrisiemu nie trzeba wielu słów, by odmalować bardzo sugestywną, hipnotyczna atmosferę, a największe lęki potrafi przekazać w na pozór niewinnej wypowiedzi. „Robili rzeczy z internetu…” „On ma dziwny układ ze śmiercią…” „Przychodź, tutaj wszystko gotowe…” No i ten brzmiący niczym motto lejtmotyw: „Dla dziecka rodzina jest najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. Albo najgroźniejszym”.

Jako zaletę odnotowuję też fakt, że w „Domu głosów” nic nie jest tym, czym przez większość lektury się wydaje. To nie jest kolejna powieść o psychopatycznej femme fatale pragnącej zniszczyć rodzinne szczęście mężczyzny. To nie jest kolejna książka o specjaliście, który nieprofesjonalnie-seksualnie angażuje się w duszę i ciało swojej pacjentki. Pomiędzy Pietrem a Hanną istnieje bardzo intensywna relacja, jednak gotowa jestem się założyć, że nie jest to coś, z czym znaczna część czytelników czy kinomanów się spotkała.

No i to zakończenie… Porywające i niespodziewane, z tych obróconych o 180 stopni. Jeśli podobała się Wam inna powieść Carrisiego, „W labiryncie”, lub film na jej podstawie, to nie ma bata – „Dom głosów” Was zachwyci. Donato Carrisi to marka obiecująca prawdziwy narracyjny kalejdoskop i emocjonalne rozedrganie.

przeczytaj fragment




Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)

Donato Carrisi