#

PORZUĆ SWÓJ STRACH

​Kto ma odwagę, wygrywa. Recenzja książki Roberta Małeckiego „Porzuć swój strach”

„Kto ma odwagę, wygrywa”. Who dares, wins.

Tak brzmi dewiza SAS czyli Special Air Service, elitarnej jednostki sił specjalnych współczesnych brytyjskich sił zbrojnych. Marek Bener, główny bohater powieści „Porzuć swój strach” wziął sobie do serca to przesłanie. Książka to drugi tom trylogii pióra toruńskiego pisarza, Roberta Małeckiego. Pierwsza część „Najgorsze dopiero nadejdzie” wystartowała w zeszłym roku jako debiut na rynku wydawniczym. Kanwę wszystkich trzech tomów stanowi ponura zagadka zaginięcia żony Marka Benera. Grozy dodaje fakt, iż kobieta w chwili, gdy przepadła bez wieści, była w szóstym miesiącu ciąży. Opisywane w „Porzuć swój strach” wydarzenia, pozornie niezwiązane ze sprawą zniknięcia Agaty Bener, okazują się jednak częścią większej łamigłówki. Punktem wyjścia jest zlecenie od toruńskiego biznesmena Krzysztofa Żelaznego dotyczące odnalezienia jego córki, maturzystki Moniki. Im bardziej redaktor Bener zagłębia się w szczegółach tej sprawy tym więcej powiązań wychodzi na jaw. Jesteśmy świadkami nocnego życia miasta, którego hazardowe sekrety okazują się być w bezpośrednim związku z rodzinną przeszłością bohatera. Nadchodzi chwila, gdy pytań jest więcej niż odpowiedzi. Atmosfera zagęszcza się.

„Z bólem da się żyć – najgorszy jest ciągły, dręczący niepokój” - Robin Cook

Demony przeszłości nie dają o sobie zapomnieć, a nowe wydarzenia przytłaczają i przerażają Benera. Minęło sześć lat odkąd zaginęła jego żona Agata. Nie może zapomnieć, nie chce się pogodzić, wciąż gorączkowo szuka odpowiedzi. Jednocześnie upływ czasu powoduje, że wspomnienie ukochanej małżonki blednie i rozmywa się. Nawet jej ubrania powoli tracą jej zapach. Agata odchodzi powtórnie. Tym razem z jego pamięci. To boli najbardziej. Bohater jednak nie odpuszcza, a jego cierpliwość zostaje nagrodzona. Niespodziewanie dowiaduje się, że zaginiona maturzystka posiada przedmiot należący kiedyś do jego żony. Pomimo delikatnej materii, która aż prosi się o nader emocjonalne potraktowanie, Małeckc nie pozwala sobie na tanie zagrania. Nie musi stosować smętnych wywodów i płaczliwych tonów, by wywołać pożądany efekt. Nie stosuje prostych, tandetnych zagrywek, by czytelnik zalał się łzami współczucia. Wszystko jest zaplanowane, odpowiednio wyważone, z rozmysłem, na zimno. Autor nie daje się ponosić zbędnym emocjom. Trzyma dystans, więc i czytelnikowi nie wypada inaczej. To się udziela.

„Nie ten jest odważny, kto nie czuje strachu, ale ten, kto potrafi go pokonać”.

Marek Bener radzi sobie z całą sytuacją po męsku. Bierze sprawy w swoje ręce. Nie użala się, staje z otwartą przyłbicą przed problemami, walczy. Oczywiście, jak każdy człowiek, boi się lecz próbuje ten strach przełamywać. Czasem zdarza się mu nieco przeszarżować. Jednak w trakcie rozwoju akcji staje się na tyle nam bliski, że kibicujemy mu nawet w sytuacjach bez wyjścia, krępujących, pozornie niekorzystnych. A może właśnie wtedy najgoręcej? Bener jest mężczyzną z krwi i kości. Przyjemnie jest spotkać na kartach powieści prawdziwego faceta. Nie brutalnego macho, próżnego bogacza czy zniewieściałego typa, który jak bluszcz owija się wokół silnych kobiet. Ostatnio pełno takich postaci i to nie tylko w fikcyjnym świecie. Miła odmiana. Powiew normalności. W ogóle Małecki ma talent do tworzenia ciekawych postaci. Są one wyraziste, mają indywidualne cechy, są świetnie sportretowane. Nie przypominają jednak wyretuszowanych obrazków lecz fotografie, wykonane w biegu przez rasowego reportera. Każda z tych osób jest indywidualnością, mówi własnym językiem i reaguje na rzeczywistość w swoisty sposób. Mamy wrażenie, że te osoby istnieją naprawdę. Całość dodatkowo okraszona jest delikatnym, inteligentnym humorem. Wszystko to sprawia, że książka ożywa. Zaciekawia, porywa, błyskawicznie wciąga w klimat. Ta historia jest po prostu świetnie opowiedziana!

Plecak z emocjami

Książka Małeckiego skojarzyła mi się z plecakiem, który bierze się na daleką wyprawę w góry. Aby taki bagaż spełnił swoją rolę musi być odpowiednio dobrany i wyposażony, zgodnie z wcześniejszym planem. Sprawa podobnie ma się z książką. Już sama okładka oddaje klimat powieści. Jest oszczędna, a jednocześnie intrygująca. Wszystkie trzy tomy charakteryzuje jednolita szata graficzna. Odpowiednikiem wyposażenia plecaka w powieści są: wartka akcja, wyraziste, pełnokrwiste postacie oraz napięcie i zagadka, które współtworzą klimat tego miejskiego kryminału. Chociaż być może powinien być on zaliczony raczej do działu kryminałów miejsko-podmiejskich, ponieważ akcja często przenosi się na tereny podtoruńskich wsi. Już same ich nazwy przyprawiają o dreszczyk grozy: Toporzysko, Zławieś. Brrr. A są to nazwy faktycznie istniejące, niewymyślone. W każdym momencie lektury czuje się, że całość została uprzednio szczegółowo zaplanowana i przemyślana. Nic nie zostaje pozostawione przypadkowi. Rozpoczęte wątki domykają się bez zgrzytów. Książka jest wolna od niepotrzebnych, jakże często irytujących udziwnień. Pełna jest za to emocji, ale są to emocje powściągliwe. Opisane po męsku, oszczędnie, bez dzielenia włosa na czworo. Jeśli bohater angażuje się w bójkę, walczy do upadłego, gdy kocha to na zawsze. Ma cel i trzyma się go kurczowo, pomimo wiatrów i burz. Jak kapitan statku, który tonie. Próbując przetrwać najgorszy sztorm, wychodzi z niego poszarpany. Zdarza mu się także, doznać choroby morskiej na lądzie, gdy poziom alkoholu staje się wyższy niż poziom krwi, lecz cóż? Nikt nie jest bez wad…

Dopalacze

Małecki stosuje dopalacze, lecz są to środki prawem dozwolone. To Dżem i Frantic. Dzięki nim dodatkowo podkręca atmosferę, wplatając w swą opowieść słowa piosenek ulubionego zespołu. Wykorzystuje także kadry filmu Polańskiego, który opowiada o tajemniczym zniknięciu żony pewnego mężczyzny w zagranicznym hotelu. Dopasowane nastrojem i kontekstem fragmenty, stają się lustrzanym odbiciem rozterek bohatera.

Trochę miodu

Pierwszy tom był debiutem. Świetnym, choć widać było wysiłek Autora, by wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Drugi tom pisany był, i to się czuje, na większym luzie. Małecki uniknął tak zwanego „syndromu drugiej książki”. Ta część jest jeszcze lepsza od poprzedniej. W „Najgorsze dopiero nadejdzie” poznajemy głównych bohaterów, w „Porzuć swój strach” już ich polubiliśmy i dopingujemy im. Co będzie w trzecim, ostatnim tomie? Jaką niespodziankę szykuje dla nas Autor?

Ta książka sama się czyta. Gdyby Małecki potrafił pisać powieści w tak szybkim tempie, w jakim się je pochłania, mógłby pobić pewien spektakularny rekord na polskim rynku kryminałów (czytelnicy powieści kryminalnych doskonale wiedzą kogo mam na myśli). Teraz pozostaje jedynie czekać na trzecią, ostatnią część trylogii o złowieszczo brzmiącym tytule „Koszmary zasną ostatnie”.

Margota Kott

Margota Kott