#

Paskudna prawda

​Do 1 stycznia 2022 jeszcze ponad kwartał, a ja nie mam wątpliwości, że przeczytałam jedną z lepszych książek w tym roku. Mowa o „Wnykach. Kościele Chrystusa Mściwego” autorstwa Michała Śmielaka.

Wszystko zaczyna się od księdza, który zniknął. Wuj głównego bohatera, a zarazem cieszący się dużym szacunkiem biskup, zleca krewnemu pracującemu w policji udanie się do miejscowości Wnyki, gdzie spędzał urlop wspomniany kapłan. Kapłan zesłany tam za grzechy, które w ciszy i spokoju niewielkiej wsi u stóp Karkonoszy miał przemyśleć, by z nowymi siłami powrócić na łono Kościoła. Po przybyciu na miejsce policjant spotyka stojącego nieopodal kościoła mężczyznę, który zadaje mu bardzo nietypowe pytanie…

Zarówno tytuł, jak i podtytuł powieści są bardzo sugestywne i mocno osadzone w treści złożonej ze świetnych, znanych pochłaniaczom fabuł motywów, co nie znaczy, że motywy te tworzą oklepany schemat. Jest w powieści Śmielaka maleńka miejscowość, o której krążą rozmaite legendy, jest plastycznie zmieniająca się pogoda będąca tłem zarówno przyjemnych, jak i mocno niepokojących zdarzeń, wreszcie – są niebezpieczne narzędzia, które pojawiają się po to, by w odpowiednim momencie zostały użyte. Michał Śmielak jest autorem świadomym gatunków, jakimi są kryminał i thriller. Bo „Wnyki” to powieść na granicy tychże, a wszelką ich schematyczność skutecznie przełamuje główny bohater, Kosma Ejcherst, były uczeń seminarium, obecnie policjant. Mężczyzna łączący w sobie cechy przynależne obu tym zawodom: wrażliwość i umiejętność rozmowy kapłana oraz psi węch i zawziętość dochodzeniowca.

Z zewnątrz, dla nas, czytelników, a przede wszystkim dla mieszkańców Wnyków, brzmi to bardzo atrakcyjnie – taki pół-ksiądz, pół-policjant, co to i strapioną duszę utuli, i złodzieja złapie. Tymczasem sam Kosma toczy bezskuteczną wojnę z odżegnywaniem się od kapłaństwa, w którego słuszną i szlachetną posługę już nie wierzy. Ileż to razy na stronach powieści prostuje swoich rozmówców, zaznaczając, że księdzem nie jest! Ostatecznie poddaje się, bo nie ma już sił, bo mu się nie chce, bo przecież za chwilę z Wnyków wyjeżdża… Z tej wioski, w której więcej jest prowincjonalnych filozofów częstujących nalewką domowej roboty niż konkretnych, merytorycznych rozmówców. Z miejscowości, w której poznał kilku oryginałów i znalazł zalążek miłości, który zamierza pielęgnować. Z Wnyków, z którymi, choć spędza w nich miłe chwile, coś jest nie tak… Nie wiadomo co, ale znający reguły fabularnych małych miejscowości „gdzie diabeł mówi dobranoc” odbiorca nie ma wątpliwości, że gdy w końcu prawda wypłynie, to będzie ona paskudna. Tak jak w „Pokłosiu” Władysława Pasikowskiego, tak jak w „Midsommar. W biały dzień” Ariego Astera…

Michał Śmielak w bardzo przemyślany sposób kreuje klimat powieści, od wiele mówiącego tytułu, przez ludowe opowieści, w które ludzie zadziwiająco mocno wierzą, bardzo mroczny wstęp do twistu i mrożący krew w żyłach finał na tle potężnej burzy, po przewrotne zakończenie. Powagę problematyki, zarówno religijnej, jak i tej dotyczącej stanu kapłańskiego, który od lat niewiele wspólnego ma z naukami Chrystusa (z tego miejsca chciałam pogratulować autorowi bezpardonowości i odwagi w poruszaniu bardzo niewygodnych tematów), rozładowuje poczucie humoru, nierzadko czarne, wżarte w dożarte dialogi Kosmy i jego przyjaciół. Do tego dochodzą dowcipne opisy i porównania („[…] śmierdział jak kałuża moczu, mordę miał zakazaną jak ideologia nazistów, a w przepitych oczach wytatuowane pragnienie”).

Co tu dużo mówić, „Wnyki” mają wszystko, czego oczekujemy od powieści rozrywkowej z duszą: zgrabnie połączone i w pełni wykorzystane świetne motywy, oryginalnego głównego bohatera, szereg pełnokrwistych postaci drugoplanowych, powagę okazjonalnie przeplecioną humorem, zajmującą problematykę uchwyconą z różnych stron i na rozmaitych przykładach, chwilę zadumy i klimat, że nic, tylko ciąć nożem. Jestem pod ogromnym wrażeniem powieści Michała Śmielaka. I choć nie napiszę, że modlę się o to, by autor napisał kontynuację – z racji powagi tematyki „Wnyków” byłoby to cokolwiek nietaktowne – tak bardzo, bardzo ucieszyłby mnie fakt, gdyby ona powstała.

o książce

fragment do czytania

Paulina Stoparek

Kulturoznawca i filmoznawca. Zawodowo związana z branżą wydawniczą. Redaguje, koryguje, sprawia, że książki stają się lepsze. Pisze także publicystykę dla portalu literacko-kryminalnego "Zbrodnia w Bibliotece". W wolnych chwilach czyta (tak to jest, gdy praca jest pasją), ogląda filmy, ćwiczy i hołubi kota. Ulubiony gatunek literacki: nordycki kryminał. Ulubiony autor: Marek Krajewski. Ulubiona książka: "Przeminęło z wiatrem".