#

Zgadnij kto

Morgan Sheppard zasłynął niegdyś jako "małoletni detektyw", rozwiązując zagadkę rzekomo samobójczej śmierci nauczyciela matematyki. Detektywem jest zresztą nadal – prowadzi bijący rekordy popularności program telewizyjny, popisując się talentami śledczymi (dzięki ekipie pracującej za kulisami) i przyskrzyniając bezlitośnie winnych.

Tempo pracy i ciężar popularności bynajmniej Sheppardowi nie służą. Żyje z dnia na dzień, uzależniony od alkoholu i narkotyków. Aż do momentu, gdy budzi się skuty kajdankami w pokoju hotelowym wraz z grupą nieznajomych. Ma za zadanie rozwiązać zagadkę śmierci mężczyzny, którego ciało spoczywa w wannie, i musi tego dokonać w ciągu trzech godzin – tak słyszy od tajemniczego człowieka w masce konia. W przeciwnym wypadku cały hotel, pełen niewinnych ludzi, wyleci w powietrze.

Chris McGeorge w swojej debiutanckiej powieści zdaje się nawiązywać do serii horrorów "Piła": zadanie do wykonania, maska, nagranie, nawet postać o imieniu Amanda, wszystko to budzi skojarzenia z filmem. Autor czerpie również z bijącej ostatnimi czasy rekordy popularności rozrywki: tak zwanych "escape roomów" (takie spolszczenie się utarło). Współpracując i poszukując wskazówek, grupa ludzi dąży do wydostania się z zamkniętego pomieszczenia. Podobnie Morgan szuka śladów i prowadzi przesłuchania, żeby wygrać wyścig z czasem i odblokować drogę ucieczki.

Częściowo widzimy w powieści McGeorge'a również echa podgatunku powieści detektywistycznej zwanego "zagadką zamkniętego pokoju". Częściowo, ponieważ nie ma tu mowy o zbrodni popełnionej w niewytłumaczalny sposób kojarzący się wręcz z siłami nadprzyrodzonymi (klucz przekręcony od wewnątrz, a jednak są zwłoki). Powód i sprawca znajdują się na wyciągnięcie ręki, a jednak Morganowi wciąż umyka rozwiązanie zagadki – głównie dlatego, że nie jest w stanie wyjść poza wygodne schematy myślenia, a oszołomiony przez używki dawno już przestał patrzeć krytycznym okiem na samego siebie.

Ograniczenie akcji do wąskiej przestrzeni, bez możliwości wyjścia i nabrania oddechu, zaraża czytelnika wrażeniem klaustrofobii, przygniatającej bohaterów z minuty na minutę coraz bardziej. Nie mogą sobie ufać, a jednak potrzebują wzajemnej pomocy. Obserwują się podejrzliwie, próbując oddzielić ziarna od plew i prawdę od kłamstwa. Im więcej mija czasu, tym mocniej do głosu dochodzą stres i nerwy, oskarżenia, niepewność. W ekstremalnej sytuacji okazuje się czasem, że nie jest wcale łatwo przetrwać, a jednocześnie zachować człowieczeństwo. Wszystko staje pod znakiem zapytania, wszystko, co wydawało się oczywiste, wpisane we własny charakter. Może jednak wcale nie znam tak dobrze samego siebie, może popełniam błędy, o które nigdy bym się nie podejrzewał... W szczególności dotyczy to Shepparda, dla którego ten hotelowy pokój staje się czymś na kształt prywatnego piekła. Pozbawiony znienacka bariery ochronnej konfrontuje się z lękami i wspomnieniami, które starannie wyparł w głąb podświadomości. Nie spodziewał się tego starcia i zupełnie nie jest na nie przygotowany. Towarzyszymy mu w drodze do gorzkiej prawdy o sobie: dostrzega, że przypomina raczej kreację, wydmuszkę, telewizyjny produkt, a nie żywego człowieka. Nikt w gruncie rzeczy go nie zna i nikomu na nim nie zależy, chociaż ma rzeszę fanów. Telewizja tworzy rozrywkową iluzję – i to on, Sheppard, staje się jej pierwszą ofiarą.

McGeorge wplata też w treść książki pytanie o granice odpowiedzialności, o moralne obciążenie wynikające z instrumentalnego wykorzystania drugiego człowieka. Jedna z postaci dopuszcza się bezwzględnej manipulacji, chociaż to manipulacja dokładnie tego samego rodzaju wywołała w niej wściekłość. Dążąc do celu i prąc do sukcesu za wszelką cenę, celowo zamykamy oczy, nie patrząc na to, co dzieje się dalej z ludźmi, których wykorzystaliśmy. To jednak oni będą musieli ostatecznie ponieść konsekwencje naszych działań.

Morgana Shepparda trudno tak po prostu polubić. To nie jest sympatyczna postać, w końcu sam do siebie żywi odrazę. Mimo wszystko ma się jednak ochotę mu kibicować, trochę tak, jak życzy się zwycięstwa komuś, kto bynajmniej nie jest faworytem w wyścigu. On już poniósł porażkę, pękła napęczniała bańka jego ego, przestał być kimś godnym zazdrości, kto spija całą śmietankę. I to właśnie budzi żal, bo istnienie ideałów, choćby wykreowanych, jest na swój sposób krzepiące. Taki był detektyw Sheppard, któremu "nic nie umknie". Morgan Sheppard, przerażona ofiara, jest już kimś zupełnie innym.

Powieść dla tych, którzy w trakcie lektury lubią sobie automatycznie przekładać narrację literacką na filmową – łatwo można sobie wyobrazić, w jaki sposób książkę mogłaby zostać zaadaptowana dla potrzeb dużego ekranu. Również dla tych, którzy chętnie zastanawiają się nad długofalowymi konsekwencjami podejmowanych działań (nic nie dzieje się bez przyczyny?), a przede wszystkim nad moralnym wymiarem zemsty.



Karolina Chymkowska