#

Gałęziste

„Gałęziste” to debiut Artura Urbanowicza na polskiej scenie literackiej. Pisarz już na samym wstępie mierzy się z niełatwym gatunkiem, jakim jest thriller paranormalny. W jego pierwszej książce zetkniemy się nie tylko z grozą i ze strachem, ale również z magią i z tajemnicą.

Zaczynając od samego początku – to co zachęca niemalże od razu do sięgnięcia po tę pozycję, to okładka. Prosta, minimalna, intrygująca i od razu budząca nieokreślony niepokój. Ilustracja łysych drzew, pozbawionych liści, w których czai się niewyjaśnione zło oraz tytuł, który wyglądem budzi skojarzenie z gałęziami – całość sprawia, że napięcie pojawia się jeszcze przed zajrzeniem do książki. Jest to kolejny dowód na to, że czasami mniej znaczy więcej.

Początkowo fabuła wydaje się całkiem zwyczajna. Para młodych ludzi – Karolina i Tomek wyruszają do Suwałk, żeby odpocząć od codzienności i w otoczeniu natury odzyskać nie tylko spokój, ale również na nowo odnaleźć siebie i uratować swój związek. Właściwie był to pomysł Karoliny, na który Tomek dał się namówić, choć sam nie do końca wierzy w sens tej wyprawy. W wyniku nieporozumienia, para zostaje zakwaterowana w Białodębach - niewielkiej wsimieszczącej się na skraju jednego z suwalskich lasów. Tam poznają gospodarzy – niezwykle piękną młodą kobietę – Natalię oraz jej babcię – nieco dziwną i niezbyt gościnną staruszkę. Od dnia, w którym Karolina i Tomek znaleźli się w tej niewielkiej wiosce, wokół zaczynają dziać się dziwne rzeczy – a może to tylko złudzenia?

W książce Urbanowicza to, co niewątpliwie urzeka, to opisy Suwalszczyzny. Krajobrazy, które chce się podziwiać, lasy, w których chciałoby się pospacerować, jeziora, które chce się zobaczyć. Miejsce emanujące spokojem i tajemnicą, zachęcające wręcz, by się do niego wybrać. Miejsce, które zdaje się żyć własnym życiem…

Uczucie niepokoju aż bije z każdej strony. Momentami miałam wrażenie, że ten lęk wręcz wychodził z kolejnych rozdziałów i chwytał mnie niewidzialną ręką za gardło i za serce, delikatnie ściskają, co powodowało wzrost poczucia zagrożenia. Uczucia te podsycało pojawienie się mrocznych mieszkańców wioski, którzy sprawiali wrażenie osób posiadających nadprzyrodzone moce. Ale czy rzeczywiście? Czy trzaski gałązek i ataki dzikich zwierząt to już prawda czy jeszcze wytwór przestraszonego umysłu? Czy las może żyć własnym życiem? Gdzie przebiega granica między wyobrażeniem a rzeczywistością? I jak odkryć, co jest prawdą? To wyzwania, przed którymi stają bohaterowie. Muszą się zmierzyć nie tylko z własnymi lękami, ale również z tym, co kryje suwalska przyroda oraz jej mieszkańcy.

Ogromny plus dla autora za naprawdę wciągającą fabułę oraz wytworzenie nastroju grozy. No i oczywiście za to, że osadził akcję na polskiej ziemi. Niestety, trudno nie wspomnieć również o minusach książki, do których niewątpliwie należy język. Styl jest bardzo niechlujny i często infantylny, co mi osobiście przeszkadzało w odbiorze. I niby wiem, że wypowiedzi bohaterów miały być zgodne z ich charakterami a sposób mówienia stanowi nieodłączny element ich kreacji, to jednak w tym wypadku zupełnie tego nie kupuję. Tomek w moich oczach był zbyt dziecinny i prostacki a Karolina naiwna.

Za minus uważam również Przedmowę, w której Urbanowicz tłumaczy się z przedstawionych w książce poglądów religijnych oraz zastosowanych w tekście zabiegów literackich. W moim poczuciu sugeruje to niepewność autora i jego niewiarę we własne możliwości. Urbanowicz odbiera w ten sposób czytelnikowi swobodę interpretacji.

Na szczęście fabuła broni całości a tych kilka minusów blednie na jejtle. Niewielkie niedociągnięcia można zrzucić na fakt, ze autor dopiero zaczyna pisać. W tym wypadku zdecydowanie fabuła jest ważniejsza, bo warsztat można wyćwiczyć.

Ważnym wątkiem przewijającym się przez całą książkę jest motyw wiary. Autor poniekąd konfrontuje czytelnika z jego własnymi dylematami. Zadaje pytania, na które nie zawsze można znaleźć prostą odpowiedź. Zmusza do zatrzymania się i zastanowienia nad tym, co właściwie ma znaczenie i ile jesteśmy w stanie poświęcić dla tego, w co wierzymy.

W tym miejscu koniecznie należy wspomnieć o zakończeniu, które stanowi wisienkę na torcie. Muszę przyznać, że bardzo mnie zaskoczyło (a dodam, że nie jest to łatwe) i to w pozytywnym sensie. Uważam, że jest naprawdę mistrzowskie. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jest ono na miarę mistrza kryminału.

Podsumowując – warto sięgnąć po „Gałęziste”, pozwolić sobie na szczyptę grozy i niepokoju oraz zapuścić się w piękne i jednocześnie mroczne lasy, by przeżyć tę niezwykłą przygodę, po której już nigdy nie spojrzysz tak samo na Suwalszczyznę …

Ewelina Berlińska