#

Granica Mroku

​R. Ostaszewski, Zginę bez ciebie, Warszawa: Muza 2016, 366 s.

Granica mroku

Robert Ostaszewski jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiej krymisfery. Pisze, komentuje, udziela się na festiwalach i spotkaniach, uczy pisania. Dziś trudno sobie wyobrazić polski kryminał bez udziału tego autora, tym bardziej że posiadając niezwykłą wiedzę na temat tego gatunku, znacząco i z powodzeniem go rozwija. Dowodem na to ostatnia jego powieść – Zginę bez ciebie – stanowiąca świadectwo nie tylko pasji kryminalnej, ale i talentu prozatorskiego Ostaszewskiego.

Zginę bez ciebie opowiada smutną historię, która rozpoczyna się od samobójstwa Jowity Dudek, młodej dziewczyny, córki wiceprezydenta Ciechanowa. Jak można się spodziewać, ojciec ze względu na swoje stanowisko od początku próbuje wyciszyć sprawę. W końcu udaje mu się doprowadzić do jej umorzenia. Komisarz Konrad Rowicki ma jednak pytania, wiele pytań. Nie rozumie, czemu szczęśliwa, zwyczajna dziewczyna z tak zwanego dobrego domu nagle popełnia samobójstwo. Nie odpuszcza więc. Dlaczego policjant drąży sprawę samobójstwa dziewczyny? „Bo mam za dużo wolnego czasu – odpowiada. – Albo przez nocne koszmary, w których nawiedza mnie zjawa pewnej dziewczyny. A może przez to, że z trudem przyjmuję bzdurne polecenia” (s. 152). A tak naprawdę – staroświecko, bo jest to tego rodzaju „łaps”, dla którego liczy się prawda. Jak się okazuje, intuicja słusznie mu podpowiadała, że nie było to jednak zwykłe samobójstwo, o czym świadczą inne podobne przypadki, do których dociekliwy policjant się dokopał.

Bohater Ostaszewskiego to klasyczny detektyw rodem z czarnego kryminału, ale naznaczony już piętnem współczesności. Nie tylko jest uparty, surowy i trwa w swojej straceńczej misji. Nie tylko ma ponure usposobienie i stoi samotnie naprzeciw całej rzeczywistości: „Westchnąłem. Naprawdę miałem czasami tego wszystkiego dosyć. Orki na ugorze przesłuchań, rozmów ze śliskimi typami. Ciągłego wysłuchiwania kłamstw, półprawd i fantastycznych opowieści o siedmiu zbójach” (s. 156). Ale też zmaga się z tematem depresji, która dotknęła jego rodzinę. I która jest też wielkim tematem tej powieści.

Samotność, wyalienowanie, nie z powodów społecznych, ale psychicznych, naznaczenie piętnem choroby, nierówna walka z nią – to zagadnienia przez cały czas przewijające się przez książkę, a szczególne miejsce odnajduje w Zapiskach depresjoholika, rodzaju pamiętnika bohatera, który próbuje odnaleźć sens życia po stracie żony i który z powodu własnych doświadczeń emocjonalnie i osobiście odbiera sprawy samobójstw młodych kobiet. Te zapiski to świadectwo człowieka, który zaczyna rozumieć, że na pytanie o powody depresji czy samobójstwa nie ma zwyczajnie odpowiedzi. I że czasem nic nie można zrobić, kiedy człowiek przekroczy granicę mroku.

„Z trudem stawiając kolejne kroki, szedłem przez pustkę. Nie miałem pojęcia, skąd to wiem, ale byłem pewien, że wokoło mnie nie ma absolutnie nic, że jesteśmy tylko my, ja i pustka. Co dziwne, wcale mnie to nie niepokoiło. Nie czułem lęku. Coś kazało mi iść, więc szedłem. Wędrówka męczyła mnie, jakby pustka była bagienną mazią, zasysającą stopy. Ale przecież nie przemierzałem bagna. Tylko pustkę. Nie wiem, jak długo to trwało, może minuty, może godziny. Zacząłem się zastanawiać, jak w pustce płynie czas. Czy w ogóle w takim przypadku można mówić o upływie czasu” (s. 291). Bo w pustce... nie ma nic.

To wymowna diagnoza wynikająca ze świadomości druzgocącej mocy cywilizacyjnej choroby naszych czasów i niezwykła jak na kryminał pointa. Tym większa wartość najnowszej powieści i świetny początek – jak sądzę – serii o komisarzu Rowickim.


Jolanta Świetlikowska