#

Czarne Powietrza

Podobno nazwę Czarne Powietrza nadali tym skałom żeglarze. Niejeden statek się tu rozbił, a czarna ściana była ostatnim obrazem, jaki przed śmiercią widzieli rozbitkowie. Pełna była rozpadlin, pęknięć i szczelin, jakie od wieków rzeźbiło w niej niespokojne morze. I o tym też jest kryminał Indriðasona. O rysach i pęknięciach, jakie pojawiają się w człowieku na skutek erozji pokus, pragnień i lęków.

Svörtuloft to po islandzku Czarne Powietrza. Są to klify wysunięte najdalej na zachód półwyspu Snaefellsnes. Pewnego razu wybiera się tam dwóch mężczyzn. Wraca tylko jeden z nich.

Echa tamtych wydarzeń wracają po latach podczas zupełnie innego śledztwa, które prowadzi Sigurdur Oli. Wszystko zaczyna się od zjazdu klasy maturalnej Sigurdura. Dawno niewidziane twarze są znajome, a jednak obce. Policjant czuje, że nie pasuje do tych ludzi sukcesu, pewnych siebie, obnoszących się ze swoim zadowoleniem. Sigurdur Oli czuje się inny, a to przynosi rozgoryczenie. Okazuje się jednak, że nawet ci uprzywilejowani ludzie mają swoje problemy. Jeden z uczestników spotkania klasowego, Patrekur, prosi Sigurdura o pomoc. Szwagierka Patrekura i jej mąż są szantażowani po tym, jak wzięli udział w spotkaniu swingersów. Zdjęcia mają pojawić się w Internecie. Pikanterii sprawie nadaje to, że szwagierka Patrekura robi karierę w polityce.

Sigurdur Oli obiecuje pomóc. Jednak kiedy przybywa do domu Liny, szantażystki, znajduje ja w kałuży krwi. Kobieta trafia do szpitala, gdzie niebawem umiera, a prywatne śledztwo szybko przemienia się w oficjalne. Policjant nie ujawnia jednak prawdziwych powodów, dla których znalazł się na miejscu przestępstwa...

Wątek głównego śledztwa przeplatany jest historią niejakiego Andresa, znanego już policji. Jest to człowiek zniszczony przez alkohol, którym od dwunastego roku życia próbuje zagłuszyć myśli i wspomnienia, z którymi nie daje sobie rady. Tutaj też dochodzi do morderstwa, jednak wskazanie zabójcy i ofiary nie będzie rzeczą oczywistą. Historia Andresa była chyba zamierzona jako wątek poboczny, jednak kłębiące się w niej emocje powodują, że to właśnie ten wątek jest jątrząca się raną powieści.

Co się wydarzyło na Czarnych Powietrzach? Jak tamta sprawa łączy się z zabójstwem Liny, szantażystki? Kim tak naprawdę jest Andres? Autor odkrywa przed czytelnikiem związki tych pozornie różnych spraw rozdział po rozdziale, a wszystko coraz bardziej się zapętla. Do tego dochodzi rutyna spraw codziennych, chaos problemów prywatnych głównego bohatera. Próby zrozumienia matki, problem, z którym boryka się ojciec i przede wszystkim Bergthora, żona Sigurdura Olego. Związek, który nie wiadomo, czy już się zupełnie rozpadł, czy jeszcze trwa, zawieszony na bardzo cienkiej nici.

Napisałam: chaos problemów prywatnych głównego bohatera. Bo w Czarnych Powietrzach to właśnie Sigurdur Oli jest głównym bohaterem. To jemu tym razem Arnaldur Indriðason powierzył tę rolę, tak jak w poprzedniej części serii zrobił to z Elinborg w Ciemnej rzece. Erlendur Sveinsson, prawdziwy główny bohater serii, nie pojawia się w tej historii osobiście. Wciąż ktoś o niego jednak pyta, zastanawia się, gdzie jest i kiedy wróci. Na razie wiadomo tylko, że wyjechał i nie wiadomo dokładnie, kiedy wróci. Postawiłabym tu pytanie – czy w ogóle wróci? Elinborg i Sigurdur dostali główną rolę tylko na chwilę? A może autor ,,rozwidli” serię i powstaną spin-offy z dotychczasowymi współpracownikami Erlendura?

Niezależnie od tego, w jaki sposób autor dalej poprowadzi swoich bohaterów, mam nadzieję, że ta seria nieprędko się skończy. Indriðason zbudował wciągający, mroczny świat kryminalny. Tak mroczny, jak sam Reykjavik i Islandia. Świetnie skonstruowani bohaterowie, ciekawa intryga, a do tego jeszcze atmosfera opowieści snutych przez Islandczyka – czytanie jego kryminałów ma w sobie coś z rytuału słuchania sag przy ognisku, kiedy dokoła zapadł już zmrok. Nawet w powieści przetłumaczonej na polski prozodia robi swoje - mocno brzmią te wszystkie islandzkie słowa pozostawione w oryginale. Noir, noir.


Agnieszka Graca