#

Tajemnice mrocznej zony

Książkę, jak przystało na dobry thriller, czyta się jednym tchem, ale to, co wyróżnia "Jaskółki..." na tle innych nowości to osadzona w niezwykłym miejscu fabuła, która na długo pozostaje w pamięci.

26 kwietnia 1986 roku czas się zatrzymał. To data największej i najtragiczniejszej w skutkach katastrofy nuklearnej na świecie. To właśnie wtedy, o godz. 1.23 nastąpił wybuch w reaktorze jądrowym bloku energetycznego nr 4 w Czarnobylu, położonym tylko 120 km od stolicy Ukrainy – Kijowa. Katastrofa w Czarnobylu wpłynęła na losy dziesiątek tysięcy ludzi, a do dnia dzisiejszego trwa spór o faktyczną liczbę ofiar. Jej skutki – co zrozumiałe – najbardziej dotknęły samą Ukrainę, leżącą po sąsiedzku Białoruś i cały ówczesny Związek Sowiecki, ale konsekwencje odczuła też cała Europa, w tym również Polska, nad którą rozprzestrzeniła się chmura radioaktywnych szczątków. Mimo, iż miałam wówczas tylko kilka lat, a władze ZSRR ograniczały wszelkie informacje dotyczące katastrofy, do dziś doskonale pamiętam napiętą atmosferę tamtych dni, te ściszone rozmowy oraz strach i niepewność w oczach dorosłych. Jednak najbardziej utkwił mi w pamięci specyficzny smak "radzieckiej coca-coli", czyli płynu Lugola podawanego wszystkim, którzy nie ukończyli 17. roku życia.

"To naprawdę fatalne miejsce na umieranie." (fragment)

Prypeć kiedyś. Przed katastrofą Prypeć to tętniące życiem młode miasto, miejsce zbudowane głównie z myślą o pracownikach elektrowni. W Prypeci żyło się dużo lepiej niż w innych miastach, nie dziwi więc, że ówczesna średnia wieku w tym "raju na ziemi" wynosiła tylko 26 lat.

Prypeć dzisiaj to krajobraz po apokalipsie. Miasto widmo. Miasto opustoszałe, zrujnowane, skażone, martwe... Strefa Wykluczenia. Prypeć – miejsce, które przeraża, ale i fascynuje. Miejsce, które coraz częściej staje się celem wycieczek żądnych adrenaliny turystów. To właśnie uczestnicy jednej z takich wypraw natrafiają na rozwieszone na fasadzie rozsypującego się budynku zwłoki. Przybyli na miejsce policjanci ustalają ponad wszelką wątpliwość, że to ofiara morderstwa. Ciało nosi ślady okrutnego torturowania, a samo miejsce wygląda jak zainscenizowane. Potwierdzają to wypowiedziane dużo później słowa jednego z bohaterów : "Mamy do czynienia z mordercą, który pozostaje w cieniu, ale nie ukrywa swoich zbrodni. A nawet je eksponuje, trochę tak...jakby traktował je jak dzieło sztuki". Oddelegowany do śledztwa kapitan Melnyk szybko ustala tożsamość denata. Zamordowanym okazuje się Leonid Sokołow, syn byłego rosyjskiego ministra energetyki oraz założyciela jednego z najpotężniejszych przedsiębiorstw naftowych PetroRus Wiktora Sokołowa. Już ten fakt jest niezwykle niepokojący, ale śledczy też odkrywają, że matka ofiary również została zamordowana. Stało się to dawno i być może nie wzbudziłoby aż takiego zainteresowania, ale do zabójstwa Olgi Sokołowej doszło dokładnie w noc eksplozji w elektrowni w Czarnobylu, a jej ciało również nosiło liczne obrażenia. Raczej trudno mówić o zbiegu okoliczności – oba zabójstwa są w jakiś sposób powiązane. Pytanie tylko w jaki? Czy to możliwe, że ten sam zabójca uderzył dopiero po upływie trzydziestu lat? Czy też młody Sokołow znalazł lub zobaczył w zonie coś, czego nie powinien i to z tego powodu zginął, a policjanci zbyt szybko łączą obie sprawy?

"Kiedy już znajdziesz zabójcę mojego syna, chcę, żeby zdechł." (fragment)

Ukraińskie śledztwo nie przynosi oczekiwanych efektów. W obawie przed kontaktem z napromieniowanym ciałem nie przeprowadzono nawet sekcji zwłok. Wiktor Sokołow nie należy do ludzi, którzy potrafią pogodzić się ze swoim losem. Ojciec mimo, iż pogrążony w rozpaczy po śmierci syna, pała chęcią zemsty i zrobi wszystko, by znaleźć jego zabójcę. Szukając kogoś zaufanego i kogoś na tyle odważnego/zdesperowanego, by zdecydował się na wyjazd w okolice Czarnobyla trafia na policjanta i weterana wojny w Czeczenii Aleksandra Rybałkę. Rybałko jest w tak trudnym momencie swojego życia, że przed podjęciem decyzji tylko przez moment szacuje ewentualne ryzyko, po czym przyjmuje zlecenie Sokołowa. Choć kiedyś dawno przyrzekł sobie, że nigdy nie wróci do Prypeci, w której się urodził i z której został ewakuowany zaraz po katastrofie, teraz jedzie do pełnej demonów przeszłości zony...

"Jaskółki z Czarnobyla" to druga książka w dorobku mieszkającego w stolicy Bretanii Morgana Audica. Autor z zawodu jest nauczycielem historii i geografii. Osadzenie akcji powieści w Czarnobylu było dla mnie na tyle zaskakujące (pomijając literaturę faktu, spotkałam się z tym po raz pierwszy) i intrygujące, że jeszcze przed lekturą postanowiłam sprawdzić, co łączy Audica z Ukrainą. Okazuje się, że nic, a co więcej – w jednym z wywiadów przyznał nawet, że do tej pory nie miał okazji odwiedzić tego kraju. Niewiele też wiedział o samej katastrofie, w 1986 roku miał tylko 6 lat i nikłą świadomość tego, co wydarzyło się gdzieś tam, na Wschodzie. Co więc sprawiło, że tam przenosi swoich czytelników? Jak to często bywa – przypadek. W trakcie reportażu o zamkniętej strefie naszła go myśl : "Co by było, gdyby kogoś tam zamordowano? Kto byłby na tyle odważny, by zbadać miejsce zbrodni?". Reszta to żmudna praca, zbieranie materiałów nie tylko o tragicznych wydarzeniach sprzed lat, ale też o współczesnej sytuacji geopolitycznej kraju i życiu codziennym jego mieszkańców. Powiem tak - Chapeau bas! Intryga kryminalna oparta o morderstwo młodego Sokołowa i stanowiąca oś powieści jest dobrze pomyślana i dopracowana, ale to właśnie tło geograficzno-społeczne stanowi o wyrazistości tego thrillera. Audic w kreowaniu gęstego, mrocznego klimatu i przerażającej scenerii dla równie przerażających wydarzeń osiągnął poziom mistrzowski. Obraz Czarnobyla – zarówno tego sprzed trzydziestu lat, jak i tego współczesnego - pokazany w powieści, przefiltrowany przez doświadczenia związanych z nim Melnyka i Rybałki przemawia do wyobraźni czytelnika po wielokroć bardziej, niż "suche" fotografie, które bez problemu znajdziemy w internecie. "Jaskółki z Czarnobyla" to również portret dzisiejszej Ukrainy, kraju nadal zmagającego się z wieloma problemami. Morgan Audic to zauważa. W powieści sporo miejsca poświęca przede wszystkim konfliktowi zbrojnemu w Donbasie, konfliktowi pomiędzy prorosyjskimi separatystami ze wschodu Ukrainy i popierającą ich Federacją Rosyjską, a siłami wiernymi legalnym władzom. Uważny czytelnik znajdzie również odniesienia do wydarzeń na Majdanie w 2014 roku, czy grożącej wówczas Ukrainie zapaści finansowej.

"Jaskółki z Czarnobyla" to nie tylko historia zabójstwa i obraz zony. To również historia dwóch zaangażowanych w śledztwo (a raczej śledztwa) policjantów. To oni "ponoszą odpowiedzialność" za dwutorowość akcji, podkreśloną dodatkowo przez wydawcę oryginalnym oznaczeniem kolejnych rozdziałów. Przez przeważającą część powieści wydarzenia śledzimy naprzemiennie z perspektywy to Rybałki, to Melnyka. Każdy taki "odcinek" to również kolejne puzzle, z których autor buduje niepozbawione licznych rys portrety głównych bohaterów. Portrety ludzi naznaczonych Czarnobylem... Ich drogi w końcu jednak musiały się przeciąć, ale czy obaj policjanci będą w stanie ze sobą współpracować? Czy Melnyk, który trafił do zony za karę i zrobi wszystko, by się stąd wyrwać zrozumie Rybałkę, który z kolei – mówiąc kolokwialnie – na własne życzenie wraca do Czarnobyla? Który z nich jest dla zabójcy trudniejszym przeciwnikiem – Josif, który może stracić wszystko, czy Aleksander, który nie ma już nic do stracenia?

Książkę, jak przystało na dobry thriller, czyta się jednym tchem, ale to, co wyróżnia "Jaskółki..." na tle innych nowości to osadzona w niezwykłym miejscu fabuła, która na długo pozostaje w pamięci. Thriller to dość pojemny i pozwalający na dużą swobodę gatunek, a Audic wykorzystał wszystkie jego możliwości i oddaje w nasze ręce książkę doskonałą. Tak, tak – świadomie użyłam tego zwrotu. Co prawda mamy dopiero sierpień, ale już teraz z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, że to moje największe odkrycie i jeden z najlepszych thrillerów tego roku.

Jeśli macie ochotę na naprawdę dobrą, mocną lekturę i jesteście gotowi na wyprawę do miejsca, gdzie towarzyszyć Wam będzie złowieszczy dźwięk licznika Geigera polecam "Jaskółki z Czarnobyla". Jaskółki, które tym razem nie symbolizują pięknej wiosny, lecz zwiastują okrutną śmierć...


O KSIĄŻCE


Ewa Suchoń – nałogowa czytelniczka, która uwielbia swoją pasją zarażać innych. Miłośniczka mrocznych kryminalnych i thrillerowych klimatów. Życiowa optymistka. Zakochana w swoich rodzinnych Beskidach. Pasjonatka fotografowania i smakoszka kawy.