#

Powroty

Jedna z najbardziej enigmatycznych kobiecych postaci polskiego kryminału, komisarz Nina Warwiłow, wraca do Beskidu Niskiego. Co zaskakujące w przypadku tej bohaterki – jest na wakacjach, na zaplanowanym i jak najbardziej nieprzymuszonym urlopie. Zapewniwszy czteroletniej córce rozrywki związane z jazdą na koniach huculskich, wraca do formy sprzed ciąży, biegając po okolicznych górkach i dolinach, a popołudniami przysypia w hamaku nad pierwszą od niepamiętnych czasów lekturą inną niż policyjne akta. W miejscowości Pyrowa czuje się zadowolona, spokojna i anonimowa. Do czasu.

W „Kłamczuchu” Jędrzej Pasierski wraca do tego, co, jak mi się wydaje, sprawdziło się w jego pisarskiej karierze najlepiej – do kryminału rozgrywającego się w na pozór tylko sielskiej i anielskiej wsi, na terenach, gdzie spędził część dzieciństwa. Czwarta powieść o komisarz Warwiłow nasuwa oczywiste skojarzenia z „Roztopami”, drugim tomem cyklu, chociaż podobnie jak każda z książek tego autora jest ona samodzielną opowieścią. Nie mam jednak wątpliwości, że najlepiej odnajdą się w niej wielbiciele Niny w stylu country, którzy mieli okazję poznać wcześniejszą sprawę pani komisarz – sprawę zniknięcia jej koleżanki po tym, jak wyjechała do Beskidu Niskiego właśnie. Dla nich lektura „Kłamczucha” będzie niczym powrót na stare śmieci. Co prawda tym razem pachnące pełnią lata, ozonowym powietrzem przed burzą i końskim nawozem, a nie rozmokłym śniegiem, ale jednak stare, „Roztopowe”, z łemkowskimi opowieściami w tle, z prawosławnymi cmentarzami w leśnych gęstwinach, z tajemnicami skrzętnie ukrywanymi w zwartych małych społecznościach.

Mimo oczywistych skojarzeń, omawiana powieść ma zasadniczo odległy punkt wyjścia. Nie jest nim zniknięcie przyjezdnej, a brzydkie, trujące stosunki między miejscowymi opowieści. Słowa pełne jadu toczy iście biblijna postać tytułowego kłamczucha, persona tyleż okropna, co dramatyczna. I tu następuje ciekawy zabieg od strony, by tak rzec, filozoficznej, a może etycznej. Po pierwsze, osoba kłamcy nie jest czarno-biała, ma swoje szarości. Po drugie, jak to w kryminałach bywa, kłamie znakomita większość, z tym że w przeciwieństwie do tytułowego kłamczucha lepiej trzyma fason; ergo: żmija sącząca jad wydaje się w tym kontekście wręcz poczciwa. Po trzecie, jest takie absurdalne, ale mocno wetknięte w naszą tradycję powiedzenie, że o zmarłych nie powinno się źle mówić…

No właśnie. Początek przywodzący na myśl „Kurtynę”, ostatnią powieść z Herkulesem Poirotem, w której zbrodniarz działał słowem, a nie rękoma czy bronią, zamienia się w kolejny, chcąc nie chcąc, ukłon w stronę kłamcy męczennika – bo najwyraźniej któraś z jego opowieści jednak kłamstwem nie była. Tylko która?

I to już jest zadanie dla komisarz Warwiłow, która straciwszy anonimowość (ach, te małe miejscowości!), poniekąd wyręcza w zawodowych obowiązkach lokalnego nadkomisarza Karpiuka, którego czytelnicy „Roztopów” mieli już okazję poznać, a którego Pasierski w „Kłamczuchu” niespodziewanie pogłębia psychologicznie.

Piszę niespodziewanie, ponieważ aż do teraz postrzegałam autora jako, by tak rzec, duchowego specjalistę od zagubionych emocjonalnie, choć całkiem zaradnych życiowo kobiet. To się nie zmieniło, wewnętrzne życie enigmatycznej Niny i drugoplanowych bohaterek dochodzących (w „Kłamczuchu” najbardziej frapująca jest pragnąca rozwinąć skrzydła, a niemogąca tego zrobić Justyna, niektóre spostrzeżenia filtrowane przez jej wrażliwość postawiły mi włoski na karku) w dalszym ciągu uważam za rdzeń jego prozy, jednak psychologia bohaterów męskich zdecydowanie zaczyna gonić kobiecą. A sprzyja temu powrót jeszcze jednej postaci z „Roztopów”, tej, która jest jakby testosteronowym odpowiednikiem Niny. Swoją drogą, ciekawi mnie, czy autor, stawiając ostatnią kropkę w „Roztopach”, comeback rzeźbiarza „sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem” Wojtka planował. Nie miałabym tego bynajmniej Pasierskiemu za złe. Tacy drugoplanowi bohaterowie powinni wracać.

Podsumowując, „Kłamczuch” to powroty właśnie: głównej bohaterki cyklu do konkretnego rejonu geograficznego, a w konsekwencji również niektórych postaci drugoplanowych. Poniekąd to także powrót Pasierskiego do terenów z dzieciństwa, a w dosłownym znaczeniu i do tego, co umocniło jego pozycję na rodzimym kryminopisarskim rynku. Czwarta opowieść z cyklu o enigmatycznej pani komisarz to też powrót do geohistorycznych korzeni i zaprzeszłości Beskidu Niskiego, do w dalszym ciągu palącej żywym ogniem historii na styku kultur i narodów.

A patrząc na „Kłamczucha” jak na dobrze brzmiący zarówno dla pisarza, jak i wydawcy „coroczny powrót Jędrzeja Pasierskiego z nową powieścią” – autor trzyma poziom. W prowadzeniu czytelnika przez psychologiczne meandry złożonych osobowości i społeczno-obyczajowe granice między rdzennymi a przyjezdnymi pisarz ten należy do rodzimej czołówki.




O KSIĄŻCE

FRAGMENT DO CZYTANIA


Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)