#

Łzy pajaca

„Ja zemsty pragnę…” Czy zdolność widzenia ostatnich chwil życia zmarłego jest darem czy przekleństwem? Przypuszczam, że opinie byłyby tu podzielone, ja skłaniam się ku tej drugiej opcji. Podejrzewam, że komisarz Luigi Alfredo Ricciardi również.

Zimny i wietrzny marcowy wieczór wydaje się całkiem niezłym momentem na popełnienie morderstwa. Większość ludzi chowa się wtedy przed zimnem, a ci, którzy śpiesznie podążają ulicami najczęściej nie rozglądają się na boki, tylko skupiają na łapaniu kapeluszy i szali. Liczba ewentualnych świadków jest znacznie ograniczona. Tym razem morderca uderza jednak zupełnie gdzie indziej, tam, gdzie jest wielu ludzi, a warunki do popełnienia zbrodni znacznie trudniejsze. W teatrze San Carlo, tuż przed swoim występem, zostaje znaleziony martwy światowej sławy tenor, Arnoldo Vezzi. Na miejsce zbrodni pojawia się policja, a śledztwo trafia w ręce komisarza Ricciardiego, mężczyzny zdolnego, mającego duże osiągnięcia śledcze, ale wzbudzającego bardzo mieszane uczucia. Powiedzmy wprost: ludzie trochę się go obawiają, a wyjątkiem wydaje się jedynie brygadier Maione. Przyczyną są nietypowe i nadprzyrodzone umiejętności komisarza, który widzi ostatnie chwile zmarłych ludzi. To właśnie ta przerażająca i uciążliwa przypadłość kłoniła go do pracy w policji, gdzie może ją wykorzystać przy rozwiązywaniu śledztwa. Jak łatwo się domyślić, nikt o tym nie wie, a Ricciardi uważany jest za zgorzkniałego mruka.

Akcja powieści rozgrywa się na początku lat trzydziestych w Neapolu, a autor pokazuje czytelnikom ówczesną rzeczywistość z różnych perspektyw. W „Łzach pajaca” znajdziemy opisy życia przedstawicieli różnych warstw społecznych i problemów, z jakimi muszą się zmierzyć jak również ich stosunek do rzeczywistości oraz różnice między biedną i bogatą częścią miasta. Elementem łączącym te dwa światy jest teatr, a świadkami w sprawie morderstwa są wszyscy pracujący tam ludzie: aktorzy, muzycy, pracownicy techniczni, stróż i krawcowe. Dzięki temu Giovanni mógł wprowadzić do fabuły całą plejadę ciekawych postaci, a czytelnik, towarzysząc komisarzowi w śledztwie, mógł poznać skomplikowane niekiedy losy mieszkańców Neapolu. W poruszaniu się po tym nieznanym obszarze pomaga Ricciardiemu miłośnik opery, ksiądz don Pierrino, który tego feralnego wieczoru znalazł się za kulisami teatru.

Tak jak w poprzednich śledztwach ostatnie chwile zamordowanego i jego słowa (tym razem pochodzące z opery) stały się dla komisarza wskazówką w śledztwie, nie spowodowały jednak skupienia się wyłącznie na tym przesłaniu. Ricciardi jest zwolennikiem dwóch założeń: po pierwsze najważniejsze dla śledztwa jest pierwsze czterdzieści osiem godzin, a po drugie u podstaw zbrodni leżą dwa motywy: głód i miłość. Utalentowanym i bogatym na pewno, ale jakim jeszcze? Niestety bardzo ustosunkowanym. Szybko okazuje się, że był ulubieńcem Duce, naciski na szybkie zakończenie sprawy przychodzą z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a ponieważ faszyści mają coraz więcej do powiedzenia, szef komisarza naciska na błyskawiczne śledztwo i znalezienie winnego.

Nie przepadam za motywami nadprzyrodzonymi w powieściach kryminalnych, ale muszę przyznać, że komisarza Ricciardiego polubiłam. Chyba za jego upór związany z wykorzystaniem nietypowej przypadłości w ściganiu morderców. Trzeba nie lada determinacji, żeby zamiast siedzieć w domu, gdzie liczba pokazujących się tragicznie zmarłych jest ograniczona chodzić po ulicach i spotykać coraz nowe widma: pokiereszowane, wiszące, zastrzelone, przekłute nożem lub przejechane. Ricciardi jest człowiekiem logicznym, dobrze analizującym fakty, zauważającym szczegóły, a jednocześnie wyobcowanym, posępnym i świadomym swojej odmienności. Jestem bardzo ciekawa, jak będą wyglądały jego dalsze losy, czy Maurizio de Giovanni pozostanie przy tej koncepcji bohatera, czy też pozwoli mu na odrobinę zadowolenia z życia.

Co ciekawe, mimo zupełnie innych czasów, w których rozgrywa się akcja i zdecydowanie różnych bohaterów, „Łzy pajaca” trochę przypominają mi powieści Donny Leon z komisarzem Brunettim. W jednym i w drugim przypadku ważne jest miasto (u Giovanniego Neapol, u Leon Wenecja), a opowiedziana historia jest z nim bardzo związana. Obaj komisarze: Brunetti i Ricciardi najchętniej po swoim mieście poruszają się na piechotę, a czytelnik wraz z nimi przemierza uliczki i place. W moim odczuciu podobne jest też tempo akcji: bez pościgów, zadyszki, ale i bez przestojów i znudzenia.

Agnieszka Pruska

O książce, autorze i fragmenty do poczytania na stronie Wydawcy