#

Niedobry pasterz

Świat u Borkowskiego​ jest brudny, a psychopaci przechadzają się wśród zwykłych ludzi. Oglądany oczami zamroczonego alkoholem Rozłuckiego nabiera nierealistycznego charakteru. Sam bohater z czasem zaczyna wątpić, co wydarzyło się naprawdę, a co było jedynie pijackim omamem. Mimo stanów coraz intensywniejszego upojenia alkoholowego, Rozłucki krok po kroku rozplątuje zagmatwaną sieć zbrodni.

Nie ma chyba osoby, która nie kojarzyłaby twarzy autora. Wspólnie z ekipą „Kabaretu Moralnego Niepokoju” jest częstym bywalcem telewizyjnych programów, podróżuje po Polsce serwując widzom specyficzny, cięty dowcip i brutalnie obnażając absurdy polityki i życia społecznego. Przemysław Borkowski, bo o nim mowa, okazał się dla mnie dużym zaskoczeniem. Okazuje się, że obok działalności aktorskiej, para się także pisarstwem. Zaś jego „Niedobry pasterz”, który trafia właśnie do księgarń, to już druga powieść z serii o psychologu Zygmuncie Rozłuckim. Borkowski zarzucił tu zdecydowanie komediowy ton, serwując nam klasyczny kryminał pełen mrocznych historii z psychopatycznymi postaciami w roli głównej.

Rzecz dzieje się gdzieś na warmińskiej prowincji. Tam właśnie postanawia uciec przed światem nasz bohater, psycholog Rozłucki. Wynajmuje położony na uboczu dom, w którym rozegrały się niegdyś dramatyczne sceny z udziałem samego Rozłuckiego i jego dawnej miłości – dziennikarki Janczewskiej. Przypomina o nich dobitnie chociażby ślad krwi na ścianie. Jak tłumaczyć ten swoisty rodzaj masochizmu ze strony Rozłuckiego? Cóż, zdaje się, że nasz psycholog sam potrzebuje gruntownej psychoanalizy. Wypalony zawodowo, samotny, nazbyt często szukający zapomnienia w alkoholu – to tylko część problemów, z którymi boryka się nasz bohater. Z kompletnego załamania i odrętwienia ratuje go (w pewnym sensie) zbrodnia popełniona tuż obok, w podolsztyńskim lesie. Wyostrzona intuicja oraz wrodzona dociekliwość budzi Rozłuckiego ze stanu hibernacji i zmusza do konkretnego działania. Jest jeszcze jeden powód, dla którego Rozłucki podejmuje śledztwo – Karolina Janczewska, dawna miłość bohatera, błyskotliwa dziennikarka, podążająca za mocnymi tematami. W tym tandemie mocno zaiskrzy.

Fabułę zbudowano wokół zbrodni popełnionej na nastoletniej dziewczynie. Złamany kark, zadarta sukienka, brak bielizny… Morderstwo wywołuje szok wśród członków lokalnej społeczności, stawia też olsztyńską policję w stan najwyższej gotowości. Pierwsze kroki prowadzą śledczych do miejscowego pijaczka, przy którym znaleziono bieliznę nastolatki. Mężczyzna przyznaje się do winy, zatem sprawa wydaje się zamknięta. Tymczasem na komisariat policji zgłasza się młody proboszcz miejscowej parafii, który twierdzi, że to on jest mordercą. Dwóch wykluczających się podejrzanych mocno komplikuje życie komisarza Sądeckiego. Dużą nadzieję upatruje on w Rozłuckim, który wspierał Sądeckiego w poprzednim śledztwie. Proponuje sesję psychologa z księdzem, licząc na poznanie okoliczności i motywów tej brutalnej zbrodni.

Próba rozwikłania skomplikowanej zagadki kryminalnej wiedzie naszego bohatera do olsztyńskich pubów, w których młode dziewczyny poszukują bogatych sponsorów, do burdelu, w którym jesteśmy świadkami sadystycznych praktyk seksualnych, po cichą plebanię, gdzie samotny mężczyzna w poszukiwaniu odrobiny ludzkich uczuć łamie swoje święte przyrzeczenie i cudzołoży z kobietą. Świat u Borkowskiego jest brudny, a psychopaci przechadzają się wśród zwykłych ludzi. Oglądany oczami zamroczonego alkoholem Rozłuckiego nabiera nierealistycznego charakteru. Sam bohater z czasem zaczyna wątpić, co wydarzyło się naprawdę, a co było jedynie pijackim omamem. Mimo stanów coraz intensywniejszego upojenia alkoholowego, Rozłucki krok po kroku rozplątuje zagmatwaną sieć zbrodni.

W „Niedobrym pasterzu” mamy do czynienia z ciekawym studium psychopaty. Lokalny przedsiębiorca, Gorbała, jest przez Rozłuckiego typowany na najbardziej prawdopodobnego mordercę młodej dziewczyny. Mężczyzna inteligentny, obyty w świecie, szarmancki wobec słabszej płci pokazuje w końcu swoją drugą twarz: bezwzględnego sadysty i gwałciciela. Jest przy tym w pełni świadomy swego stanu. Wyznaje Rozłuckiemu: „[Mój ojciec] woził mnie do Warszawy do jednego profesora. I on mu to właśnie powiedział. Psychopata. Bez szans na wyleczenie. Jedyne, co można zrobić, to wprowadzić rygorystyczny i konsekwentny system nagród i kar. Mój ojciec zrozumiał to na swój sposób. Lał mnie jeszcze więcej niż wcześniej.” W innym miejscu Rozłucki stwierdza: „Zbrodnia często bierze się z nieszczęścia” sugerując, że żyjemy w zaklętym kręgu krzywdy i przemocy. Ludzie, którzy doznali cierpienia ze strony innych osób lub – co gorsza - najbliższych, noszą w sobie gen przemocy. Nawet świadomy tych mechanizmów psycholog Rozłucki, w sytuacjach sprzyjających agresji, ulega podświadomym, brutalnym instynktom. Uśpiona, ciemna strona naszej natury w każdej chwili może dać o sobie znać. Wystarczą tylko sprzyjające jej okoliczności.

W „Niedobrym pasterzu” stajemy się też świadkami jednego ze stadium alkoholizmu. Przypadek Rozłuckiego pozwala nam nieco lepiej zrozumieć, co leży u podstaw uzależnienia, jak alkoholik myśli, czym się kieruje, jak wpada w kolejne fazy choroby. Trzeba przyznać, że Przemysław Borkowski okazał się sprawnym analitykiem ludzkiej natury. Konstruuje pełnowymiarowe, skomplikowane psychologicznie postacie, z całym kompletem przywar, słabości, ale także pozytywnych, ciepłych uczuć. Ludzie nie są tu jednoznacznie źli lub dobrzy. Nawet psychopata Gorbała, gdy dostrzeżemy w nim małe, krzywdzone przez surowego ojca dziecko, potrafi wzbudzić w nas współczucie.

Borkowski jest też bez wątpienia sprawnym konstruktorem fabuł. Do samego końca myli tropy, komplikuje sytuacje, podgrzewa emocje. Podejrzani okazują się niewinni, niewinni ukrywają krew na dłoniach. Nic nie jest takie, jak się wydaje. „Niedobry pasterz” zdecydowanie powinien trafić do Waszych biblioteczek.

Monika Pietkiewicz