#

Tajemnice na styku światów

​Maurycy Nowakowski ma niewątpliwy dar lekkiego pióra, który pozytywnie działa na skupienie czytelnika. Jego najnowszą powieść „Niezależność” czyta się szybko i z zainteresowaniem. O takich książkach mówi się, że ich strony przewracają się same. Nowakowski ma jednak jeszcze jeden dar. A ten z kolei sprawia, że mimo stylistycznej lekkości „Niezależność” przemyca refleksje. Jak na bezkompromisowy tytuł przystało, nie są to „jedyne słuszne” sądy młodego autora. Nie. To raczej w większości ulotne, ale przy odpowiednim skupieniu i odbiorczej wrażliwości dotykalne debaty nad polskością, polskim społeczeństwem, o tym, jak można rozmawiać mimo konfliktu. I o tym, ile pracy wymaga i jak niezwykle trudno jest zachować niezależność. Jakąkolwiek.

Urzekła mnie okładkowa zajawka „Niezależności”. Gdyby posunęła się odrobinę dalej w swoim wstępnym streszczeniu fabuły – z pewnością brzmiałaby bardziej zachęcająco dla większej rzeszy potencjalnych czytelników. Bardziej sensacyjnie. Tymczasem wydawca skromnie skupił się na zaakcentowaniu tajemnic ukrytych na styku światów artystycznego, politycznego i medialnego. I tak jest dobrze. W ten sposób zwiększa się szansa na trafienie na odbiorcę pragnącego wiedzę na temat tych światów pogłębić. A jak wiadomo, światy to wielowarstwowe niczym ślubny tort.

Nowakowski wziął się za bary z karkołomnym zadaniem. Stawiając na styku rzeczonych światów dziennikarza śledczego Marcina Farona, bohatera, który nie wyśpi się i nie zje, byleby zrozumieć problem i dojść do sedna prawdy, niejako zmusił sam siebie do dokładnego i merytorycznego tych światów przedstawienia. Zresztą słowo „merytoryczny”, tak rzadko traktowane dziś z należytymi szacunkiem i uwagą, jest, mam wrażenie, kluczem do tego, by wspomniane w pierwszym akapicie refleksje uchwycić. W „Niezależności” nacisk na merytorykę kładzie niezależny politycznie tygodnik „Raport”, dla którego bohater pracuje. Merytorycznych, konkretnych odpowiedzi wymaga Faron od minister kultury, z którą przeprowadza wywiad. Na brak merytoryki narzeka, czytając sprowadzone do banalnych spostrzeżeń doniesienia z najpopularniejszych portali. Marcin Faron jest czujny, uważny i inteligentny, nie idzie na tzw. okrągłe zdanka, truizmy i ogólniki. I tego, mam wrażenie, pragnie nauczyć śledzących jego dochodzenie czytelników, którzy do tej pory pozwalali się ogłupiać powyższym retorycznym zabiegom.

Wracając do styku przedstawionych światów, mam wrażenie, że Nowakowski bardzo dobrze wie, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami politycznych gabinetów, artystycznej awangardy, biur wiodących tytułów prasowych czy sypialni wziętych reżyserów. A jeśli czegoś nie wie lub nie jest pewny – całość zszywa tak, że „Niezależność” nie trzeszczy nieprzyjemnie w szwach. Świetnym przykładem na poparcie tej tezy jest scena wywiadu, który Faron przeprowadza z minister kultury Mirosławą Linetty. Dyplomatyczne dociskanie sfokusowanego na konkrety dziennikarza i retoryczne lawirowanie pani polityk, mimo oczywistej irytacji na zachowanie Linetty, budzą uśmiech uznania dla Nowakowskiego. Albo fragment dotyczący częściowego finansowania kultury z budżetu państwa – dokładny, przedstawiający stan przed i po zmianie władzy, ukazujący rozmaite ludzkie reakcje na zaistniałą różnicę. I nawet jeśli momentami z powodu tych nierzadko objętościowo sporych spostrzeżeń gatunkowa intryga wytraca tempo – poznawczość dziennikarskiego podsumowania Nowakowskiego jest tego warta.

W związku z powyższym nasuwa mi się na myśl gra słów: „Niezależność” poszerza świadomość. I jest boleśnie wręcz aktualna. Podczas lektury natkniemy się na opisy działań, instytucji, a nawet osób rodzących skojarzenia z niedawnymi lub teraźniejszymi doniesieniami. Nowakowski dyplomatycznie unika nazw własnych, ale kto choćby pobieżnie śledzi serwisy informacyjne, szybko odczuje wyraźne swędzenie ojczyźnianego grajdołka.

Kończąc, wrócę do początku. „Niezależność” to ulotne debaty na temat polskości i kondycji społecznej, które zainteresowany czymś więcej niż składowymi gatunkowymi powieści czytelnik będzie miał szanse pochwycić. A co do podstawowych rozrywkowych wartości – te w niniejszej powieści też odnajdziemy, a jakże! Jest trup, niejeden. Całkiem widowiskowy. Są nieprzyjemni panowie w drogich garniturach, które to ubrania nie potrafią zamaskować ich prawdziwej proweniencji. Jest niewypowiedziana groźba – i groza – wisząca w gęstej niczym nóż atmosferze. Jest piękno, które w wyniku niskich pobudek zostaje zgładzone. Ale jak starałam się wykazać wyżej, mam wrażenie, że autorowi chodziło o coś więcej niż funkcję rozrywkową, gdy pisał „Niezależność”.

Wiadomo, dostarczanie rozrywki to rzecz ważna i dobra, ale literatura może dużo więcej. I ja wchodzę w taki wiek, kiedy te obowiązki zaczynają mnie bardzo interesować, pociągać i niebawem zamierzam je zacząć wypełniać” – powiedział kiedyś Nowakowski. Takie słowa aż proszą się o przekucie ich w czyny. Moim zdaniem swoją „Niezależnością” (gra słów świadoma!) Maurycy Nowakowski właśnie zaczął to robić.

Paulina Stoparek

Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. D Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)