#

Kręgi

Były podkomisarz Bartosz Konecki ma sielankowe życie. No, może z wyjątkiem tego, że w momentach benzodiazepinowego głodu dopadają go zrywy agresji. I tego, że wywalenie z policji wtrąciło go w kłopoty finansowe, bo jako świeżo upieczony prywatny detektyw nie stanął jeszcze na nogi. I tego, że waga wskazuje więcej, niż by sobie życzył. I wreszcie tego, że ma poważne wątpliwości co do zlecenia, które właśnie przyjął. Ale poza tym – istny raj.

Podejrzany typ, w którym okiem profesjonalisty Bartosz rozpoznaje byłego gliniarza, nonszalackim ruchem rzuca na stół rulon banknotów i żąda, by śledzić popularną aktoreczkę, lubianą na ściankach celebrytkę – Amelię Stokrocką. Ponoć chodzi o to, czy "Stokrotka" zbyt szczodrze nie szafuje swoimi wdziękami. Dla detektywa w sumie całkiem normalne zlecenie, ileż to razy partner martwi się o wierność ukochanego czy ukochanej? Tu jednak od początku włącza się czerwona lampka ostrzegawcza, w sprawie wyraźnie chodzi o coś więcej. O brutalną zbrodnię sprzed lat. O współczesne morderstwo, które dziwnie ją przypomina. Kto wie, czy bezpieczeństwo samego Bartosza nie stanie również pod znakiem zapytania...

"Kręgi" to druga część serii Zbigniewa Zborowskiego o Bartoszu Koneckim (pierwsza nosi tytuł "Skaza"). Można ją czytać zupełnie samodzielnie, licząc się jednak z tym, że w treści kryją się pewne spoilery. Autor krótko szkicuje dotychczasowe doświadczenia Koneckiego, wiemy więc, że bynajmniej nie było mu w życiu łatwo. To silny facet, chociaż nieco wycofany, odrobinę nieporadny w wyrażaniu emocji, z zachwianym poczuciem bezpieczeństwa i własnej wartości. Jego siła wzbudza uznanie, ale ma też cechy, dzięki którym bez problemu obdarza się go sympatią. Czarne charaktery w książce są zaś bezdyskusyjnie czarne do granic, mamy do czynienia z ludźmi zepsutymi do szpiku kości, jakakolwiek moralność to dla nich martwe pojęcie. Zborowskiemu jednak udaje się ich nakreślić tak, że przy całym swoim skrzywieniu nie są zerojedynkowi, nie sprawiają wrażenia papierowych figurantów, których jedyną rolą jest być "tym złym". Postaci w książce są krwiste i autentyczne, bez problemu można je sobie wyobrazić jako żywych ludzi. Niepewna czego chce w życiu prywatnym, wyraźnie lekko straumatyzowana partnerka Bartosza – Jolka, ambitny i zawzięty aspirant Norbert Pałucha, wymykająca się jednoznacznym ocenom Amelia, silniejsza i zdecydowanie mniej jednoznaczna, niż wskazują pozory. Autor ewidentnie ma dar, by krótkim, celnym opisem powoływać literackich bohaterów do życia.

Akcja toczy się w dwóch płaszczyznach czasowych – w 1992 roku i współcześnie, przy czym w pewnej chwili obie się zrównują, pierwsza dogania drugą. Zestawienie rzeczywistości Polski wczesnych lat 90., dopiero powolutku stającej na nogi po wstrząsach i przełomach, z erą smartfonów i internetu, tak dla nas oczywistą dzisiaj, daje wyborny efekt. Zwłaszcza w oczach czytelnika, który rzeczone lata 90. jeszcze całkiem nieźle pamięta. Gdzieś zupełnie poza główną osią wydarzeń Zborowski mimochodem przywołuje charakterystyczne zjawiska, chociażby handel na Stadionie Dziesięciolecia czy taksówkarzy wyczekujących na dewizowych klientów, co budzi lekką sentymentalną nostalgię, jak to zwykle wspomnienia. W ogóle szczególnie miło czyta się tę książkę warszawiakowi, bo stolica rysuje się przed jego oczami jak żywa, wcale nie trzeba do tego łopatologicznych opisów wykładających, co jest co i gdzie. U Zborowskiego przemawiają fakty, a nie odautorskie deklaracje. To bardzo odświeżające i sympatyczne czytelnicze doświadczenie.

Kręgi rozchodzą się na podobieństwo tych na wodzie – wypływają jeden z drugiego, sięgając coraz dalej i obejmując coraz więcej. Tak i tutaj tworzy się sieć powiązań, często niewidoczna na pierwszy rzut oka. To wydarzenia stanowiące konsekwencję innych wydarzeń, ale przede wszystkim ludzka krzywda, która się z tymi konsekwencjami wiąże. Wpadając w taką sieć łatwo można dać się porwać zbijającemu z nóg wirowi i Konecki omal nie płaci za to wysokiej ceny, dopóki nie uda mu się poskładać poszczególnych elementów i dostrzec całości układanki. Nawet wtedy zresztą ta "całość" nie jest właściwie wcale kompletna. Kręgi rozchodzą się i prawdopodobnie będą rozchodzić się dalej.

Książka jest napisana lekkim, skrzącym się humorem językiem, opowieść płynie potoczyście, wciąga i angażuje. Liczy się tu bardziej istota prowadzonego śledztwa niż w gruncie rzeczy prosta zagadka (chociaż jeden jej element może zaskoczyć). Kibicujemy Bartoszowi Koneckiemu i miło spędzamy z nim czas.

Wielbiciele polskiego kryminału będą zadowoleni, ale i tym, którzy do naszej lokalnej literatury kryminalnej nie mają przekonania, "Kręgi" powinny przypaść do gustu.

Karolina Chymkowska