#

„Wszystkie demony są tu”

Lubię powieści o pisarzach. O tworzeniu. O całej tej ekscytującej aurze otaczającej autorów. Dlatego sięgnęłam po „Sekretne życie pisarzy”. Poza tym cenię Guillaume Musso. Jest oryginalny, pomysłowy, posługuje się pięknym, literackim językiem, ale bez tego przeintelektualizowania, które cechuje niektórych znanych pisarzy. Przeczytałam wszystkie jego książki. Dla mnie najważniejsze jest całkowite oderwanie się od tego co tu i teraz na rzecz świata przedstawionego. Do tego szczypta magii i pan Musso zdobył moje czytelnicze serce na zawsze.

Trudno zaliczyć jego powieści do konkretnego gatunku. Jest w nich mnóstwo nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności (ale sposób ich podania pozwala wierzyć, iż wydarzyły się naprawdę), sporo wątków kryminalnych (bez nadmiernej przemocy), romansowych i romantycznych (ale pozbawionych kiczu), obyczajowych (na ile to konieczne) oraz mnóstwo celnych przemyśleń, które nazywam złotymi myślami i zapisuję pracowicie w specjalnym pliku na podręcznym laptopie. Niestety, jego poprzednia książka, „Zjazd absolwentów” rozczarowała mnie całkowicie. Wydała mi się nudna i banalna. Intuicyjnie czułam, że autor wypalił się lub powierzył pisanie komuś innemu sygnując jedynie powieść znanym już nazwiskiem. „Sekretne życie pisarzy” rozpaliło we mnie nową nadzieję. Zabrzmiało tajemniczo i obiecująco. Dodam, iż książkę pochłonęłam w dwa dni.

„Jak narkoman kochałem te chwile, gdy fikcja włamywała się w codzienność.”

Powieść opowiada o pisarzu Nathanie Fawlesie, który porzucił pisanie za zawsze i zaszył się na spokojnej wyspie na Morzu Śródziemnym, by po prostu cieszyć się życiem. Ale los, jak zwykle u Musso, zgotował nie lada niespodzianki by brutalnie przerwać mu tę sielankę. Pojawiają się goście, których nie da wykurzyć się strzelbą. Młody człowiek, pomocnik księgarza, pragnący stać się tak dobrym i sławnym pisarzem jak Fawles, przyjeżdża po fachowe rady. Dziennikarka Mathilde Monney ma w zanadrzu temat drżący od tajemnic niczym sznur wisielca. Właściciel księgarni na wyspie okazuje się człowiekiem, który posiada niejednego trupa w szafie. Urocza, nieco nudnawa wyspa staje się nagle zupełnie innym miejscem, wraz z pojawieniem się zmasakrowanych, kobiecych zwłok. Cienie przeszłości przesłaniają słońce, a dawne zbrodnie czekają pomsty. Co ma z tym wszystkim wspólnego stary aparat fotograficzny z nieuszkodzoną kliszą? Czy stanowi on początek tego poplątanego kłębka sekretów czy jego koniec? Kto jeszcze musi zginąć by pilnie strzeżone tajemnice wyszły na jaw? Gra pozorów, uczucia, zadawnione krzywdy, perforowane obszary pamięci stanowią o nasyconym, mrocznym zabarwieniu powieści. Kłamstwa, półprawdy, a wreszcie naga prawda niczym objedzony przez mrówki szkielet, ujawniają prawdziwe oblicze bohaterów i ich pokrętne losy i wybory.

„Nikt nie nauczy cię pisania powieści. Tego musisz nauczyć się sam!”

Równolegle Musso prowadzi „wykład”, kram z poradami dla adeptów pisania. Mam wrażenie, że stary pisarz (Fawles? Musso?) dający rady młodemu i sam adept pisania (Raphaël Bataille) to ten sam człowiek. Musso teraźniejszy, z całą swą wiedzą i doświadczeniem, nieco cyniczny i zgorzkniały, daje rady samemu sobie, na samym początku literackiej drogi. Te fragmenty tekstu najeżone są własnymi przemyśleniami jak i złotymi myślami wielkich postaci literatury (Arthur Miller, Françoise Sagan, Milan Kundera, Umberto Eco, J.K. Rowling i in.). Przypominają bakalie w świątecznym keksie. Niektóre słodkie niczym sułtanki albo kandyzowane pomarańcze, inne zaś jak zamorskie przyprawy pełne niewysłowionej goryczy i ostrości.

„Ale dam ci jeszcze jedną radę. Zrób coś innego ze swoim życiem, nie walcz o to, by zostać pisarzem”.

Po lekturze odczułam ulgę, że tak zagmatwana zagadka o charakterze kryminalnym znalazła rozwiązanie. A była niebanalna i wielowarstwowa, pełna pozornych oczywistości i kilkukrotnych twistów. Smutek, gdyż Autor, zgodnie z zasadą Johna Irvinga, wymyślił bohatera, kazał czytelnikowi polubić, a następnie go uśmiercił (nie zdradzę kogo). Niejasne przeczucie, że Musso dojrzał, modyfikując swoje życiowe priorytety i sposób myślenia. Boję się, że sportretował sam siebie, pisarza, który mając na koncie tyle literackich sukcesów, wypalił się i pragnie rozstać się z tą częścią swego życia. Obym się myliła…



Margota Kott

Margota Kott - ma w sobie coś z kota, lubi chodzić własnymi drogami. Jest niezrzeszoną indywidualistką. Czyta, pisze, recenzuje. Nieodmiennie, od lat zakochana w niesamowitym człowieku -Sherlocku Holmesie. Kiedyś marzyła się jej praca w policyjnym laboratorium, chciała być detektywem, a nawet pracownikiem trupiej farmy w USA. Rzeczywistość okazała się jednak dużo barwniejsza. Ma kilka zawodów, a na kartach książek może być tym, kim chce.Nie cierpi przeciętności, organicznie się nią brzydzi. Przeciętne uczucia nudzą ją, zarówno jako czytelniczkę, jak i pisarkę. W grę wchodzą tylko skrajne emocje!!!