#

Patologiczna ciekawość

Judy Melinek to amerykańska patolog sądowa z wieloletnim doświadczeniem. Wraz z T.J. Mitchellem napisała książkę „Ciało nie kłamie” (Filia 2015), w której opisała autentyczne przypadki ze swojej pracy zawodowej, krok po kroku prowadząc czytelnika przez czynności takie jak dokonywanie oględzin, sekcje zwłok, a także wspieranie pogrążonych w żałobie bliskich ofiar. „Skalpel”, druga książka wspomnianego duetu, to dla odmiany literacka fikcja, ale z tych, które w atrakcyjnej formie przekazują solidną wiedzę z kryminalnego i medycznego podwórka. Po zapowiedziach i przejrzeniu informacji o doktor Melinek miałam nadzieję na rzetelne opisy z miejsca pracy głównej bohaterki, także patolożki. Nie zawiodłam się, co piszę z całą odpowiedzialnością.

„Skalpel” otwiera prolog z rewelacyjną sceną sekcji dokonywanej przez doktor Jessie Teskę, wspomnianą patolożkę. Już pierwsze zdania sygnalizują, że oto mamy do czynienia z książką podpartą rzetelną wiedzą i drobiazgową praktyką. A zwieńczeniem prologu jest cliffhanger, za pomocą którego autorzy sugerują czytelnikowi obecność tajemnic, tak ofiary, jak i samej pani doktor. Tajemnic, na których odkrycie przyjdzie mu poczekać. Mamy więc silne zaciekawienie – odbiorca złapany w sieci. To sprawia, że autorzy mogą pozwolić sobie na niespieszne i detaliczne przedstawianie fabularnego świata, na zwracanie uwagi na cechy wyglądu i charakteru bohaterów, na rozpisanie warstwy obyczajowej, która wybornie przeciąga moment, gdy gatunkowym cechom thrillera stanie się zadość.

Po intrygującym prologu Melinek i Mitchell przenoszą doktor Teskę z Los Angeles do San Francisco, gdzie mimo wcześniejszych obaw znalazła pracę po wydarzeniach, które zapoczątkowała sekcja zwłok opisana w prologu. Momentami Jessie wraca myślami do mrocznej przeszłości, ale na tyle skromnie i niechętnie ją zarysowuje – pani doktor jest nie tylko główną bohaterką, lecz także narratorką – by nie psuć czytelnikowi niespodzianki, a zarazem uzbroić go w nową dawkę cierpliwości w oczekiwaniu na gwóźdź programu. Na dobrą sprawę dopiero po około 1/3 lektury thriller zaczyna wypierać, świetną przecież, powieść obyczajową z życia współpracowników Departamentu Sprawiedliwości.

Hall of Justice, czyli siedzibę rzeczonego departamentu, kojarzy każdy, kto oglądał filmy z cyklu o Brudnym Harrym. Dzięki szczegółowej, ale bynajmniej nie przynudzającej narracji doktor Teski schodzimy do podziemi tego ogromnego kompleksu. To tu mieści się kostnica i sale sekcyjne, gdzie piekło ponownie dosięgnie główną bohaterkę. Jednak zanim to nastąpi, będziemy mogli zaobserwować iście NFZ-owskie warunki pracy. Ameryka Ameryką, a okazuje się, że tam też obcinają dotacje placówkom w służbie życia… i śmierci. Bohaterka z najwyższym zdziwieniem i niesmakiem czyni obserwacje na temat medycznego osprzętu i warunków sanitarnych, które w porównaniu z poprzednim miejscem pracy za każdym razem wypadają na niekorzyść San Francisco. Jak na patologa przystało, Jessie nie skąpi momentami obrzydliwych opisów sytuacji obecnych podczas standardowego dnia pracy patologa. I jak na patologa przystało, stosuje zawodowy żargon, nierzadko oscylujący wokół czarnego humoru. W ogóle mimo olbrzymiej ilości praktycznej wiedzy i naturalistycznych opisów licznych „zimnych pacjentów” „Skalpel” czyta się zadziwiająco dobrze. Jest to także jedna z tych rzadkich – z mojego czytelniczego doświadczenia – książek, od których momentami naprawdę trudno się oderwać. Weźmy chociażby scenę, w której Jessie informuje przełożonego, że ma na stole sekcyjnym osobę, którą ten zna. Jej obserwacje twarzy szefa czyta się na wstrzymanym oddechu, jego zgrzytające niezamierzoną dwuznacznością odpowiedzi na jej pytania pochłaniają uwagę… Trudno odmówić sobie przeczytania, co będzie dalej. Jeszcze jedna strona, dwie… No dobrze, jeszcze jeden rozdział…

„Skalpel” to także wątek polski, ponieważ bohaterka odziedziczyła po matce biało-czerwone korzenie. Bywa, że myśli po polsku, mówi po polsku, po polsku klnie (co zostało wyróżnione odmiennym drukiem). Ma też nieprzyzwoicie polskie, mocno szeleszczące imię obecne w dokumentach, a to z kolei sprzyja zaistnieniu komicznych sytuacji, a właściwie dialogów. Nie, nie zamierzam psuć niespodzianki i zdradzić, jakie to imię.

Dodam, że dobrych, naprawdę dobrych elementów jest w powieści Judy Melinek i T.J. Mitchella znacznie więcej (kobaltowy samochód powodujący wzmożoną uwagę, przestrzelony laptop, mieszkanie w wagonie). Do tego autorzy świetnie operują przeciwieństwami. Mamy więc zestawienie charakterów i stylu wypowiedzi Jessie i jej brata, wynajmowane maleńkie lokum Teski postawione naprzeciw okazałego domostwa jej przełożonego, a także lepkie opary mgły towarzyszące patolożce w San Francisco – cóż za kontrast w porównaniu ze słonecznym Miastem Aniołów.

Mgła zresztą będzie powracać i utrudniać bohaterce widzenie, co z kolei ma silne przełożenie symboliczne mogące pochwalić się bogatą tradycją kulturową. Jessie będzie błądzić, a kolejne sekcje wykonywane w podziemiach pełnego mrocznych sekretów budynku przy 850 Bryant Street zamiast odpowiadać na pytania – będą je mnożyć i wzmagać ciekawość. A dociekliwa doktor „ostatniego kontaktu” wejdzie na pierwszy stopień do piekła…


O KSIĄŻCE

FRAGMENT DO CZYTANIA


Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)