#

WODA WIECZNEJ MŁODOŚCI

Przemijanie nierozerwalnie wiąże się z upływającym czasem i zmianami, które z tego wynikają. Może dotyczyć wielu spraw i rzeczy, na które na co dzień nie zwracamy uwagi. Czas wpływa na ludzi, którzy dorastają, zdobywają wiedzę, zakładają rodziny, migrują i zmieniają się pod wpływem doświadczeń (tych dobrych i tych złych), ale także na wszystko, co nas otacza. Na przykład na miasta, które przeobrażają się, czy tego chcemy czy nie. Być może za kilkadziesiąt lat starzy mieszkańcy ledwo będą je poznawali.

„Woda wiecznej młodości” to najnowsza powieść autorki, która na miejsce akcji swoich kryminałów wybrała Wenecję. Co ciekawe, nie jest to jej miasto rodzinne, a nawet nie jest Włoszką - do Wenecji przyjechała już jako dorosła kobieta. Jej pierwsza książka ukazała się w 1992 roku, a ta jest dwudziestą piątą w dorobku pisarskim Donny Leon.

W „Wodzie wiecznej młodości” nowe śledztwo commissario Brunetti rozpoczyna dosyć nietypowo, bo od przyjęcia i spotkania z przyjaciółką teściowej - hrabiną Demetrianą Lando-Continui. Ku jego zaskoczeniu stara kobieta prosi go o wyjaśnienie sprawy sprzed piętnastu lat. W niejasnych okolicznościach jej kilkunastoletnia wnuczka wpadła do wody i prawie straciła życie. To wydarzenie zaważyło na całym życiu młodej dziewczyny, która nigdy nie odzyskała pełni zdrowia. Oprócz słów hrabiny, która twierdzi, że śledztwo nie było przeprowadzone rzetelnie Giudo Brunetti nie ma początkowo żadnych przesłanek, że za nieszczęściem rodziny Lando-Continui kryje się coś więcej niż tragiczny zbieg okoliczności. Nie bardzo wierząc w powodzenie, komisarz rozpoczyna śledztwo. Piętnaście lat to sporo czasu, świadkowie mogą już nie żyć lub nie pamiętać dokładnie, co się wtedy wydarzyło, a poza tym wenecka policja to nie wzorcowa jednostka, panuje tam bałagan, korupcja i toczą się w niej wojny podjazdowe. Ciekawe jest to, że wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale nikt nic nie robi, żeby zmienić ten stan rzeczy. Funkcjonariusze po prostu dostosowali się do takiej, a nie innej rzeczywistości i potrafią w niej przetrwać i nawet odnosić sukcesy zawodowe. Na szczęście Brunetti może liczyć na pomoc kilku współpracowników, w tym Elettry Zorzi, sekretarki szefa. To kobieta, która dzięki swoim znajomościom potrafi zdobyć potrzebne informacje, omijając drogę służbową i tym samym znacznie przyczynia się do sukcesów komisarza. Najnowsze śledztwo Brunettiego przypomina mi pracę naszych rodzimych policjantów z „Archiwum X”, którzy muszą dotrzeć do rzeczy niegdyś przeoczonych i spojrzeć na sprawę pod nowym kątem. Donna Leon postawiła przed swoim bohaterem podwójne wyzwanie: po pierwsze musi on doprowadzić do wznowienia śledztwa (co nie jest takie proste i wymaga umiejętnego „podpuszczenia” szefa), po drugie cofnąć się o kilkanaście lat, żeby odkryć, co się stało.

Ze względu na charakter dochodzenia, arystokratyczną rodzinę, w której wydarzyła się tragedia i zeznania mężczyzny, który uratował Manuelę Lando-Continui przed śmiercią Donna Leon mogła tak zaplanować śledztwo swojego komisarza, że rozmawia on z przedstawicielami różnych grupa społecznych Wenecji. Możemy towarzyszyć Brunettiemu podczas wizyty w domu starej hrabiny, w domu rodzinnym Manueli lub w stadninie koni. Obserwujemy go też, gdy rozmawia z barmanem w barze znajdującym się w jednej z gorszych dzielnic lub przyjacielem człowieka, który uratował dziewczynę. Dzięki temu czułam się „oprowadzana” po Wenecji, szczególnie że commissario często wędruje jej uliczkami na piechotę i wspomina, jak mijane miejsca wyglądały kiedyś. We wszystkich tych przypadkach pokazany jest upływ czasu i to, jak wpływa on na ludzi. Nie byłam w Wenecji, więc nie potrafię tego zweryfikować, ale odnosiłam wrażenie, że to, o czym czytam niedługo przeminie. Wiecznie młoda i niezmienna pozostaje tylko Manuela Lando-Continui. Stara Wenecja ustępuje nowej (pod względem architektonicznym), młode pokolenie opuszcza miasto, a na jego miejsce napływają turyści i imigranci. Problem migracji poruszany jest zresztą przez Donnę Leon nie po raz pierwszy i mimo że nie jest tematem książki, możemy dowiedzieć się, jaki jest stosunek wenecjan do nowych przybyszów.

Nie było to moje pierwsze spotkanie z jej książkami, już wcześniej czytałam kilka z nich i muszę przyznać, że mimo upływu lat pomiędzy wydarzeniami opisywanymi w poszczególnych tomach odnoszę wrażenie ciągłości. Donna Leon rejestruje zmiany społeczne, gospodarcze i te dotyczące swoich bohaterów, ale dba o to, żeby cykl był spójny. W czytaniu przeszkadzały mi dwie rzeczy, poniekąd związane ze sobą, obie dotyczące jedzenia. Po pierwsze włoskie nazwy potraw powodowały moje nerwowe przeszukiwanie internetu, żeby dowiedzieć się, co też rodzina Brunnettich ma na obiad, ale dzięki temu dowiedziałam się, że na przykład pecorino affumicato to wędzony ser pecorino. Po drugie - potem szybko szłam do lodówki, żeby też coś zjeść!

„Woda wiecznej młodości” to dobra lektura dla tych, którzy nie szukają w książkach potoków lejącej się krwi, nie oczekują, że każda powieść będzie miała zawrotne tempo, a chętnie będą towarzyszyć commissario di polizia w jego śledztwie i życiu rodzinnym, przy okazji poznając Wenecję i jej problemy.

I jeszcze jedna ciekawostka: książki Donny Leon nigdy nie ukazały się w języku włoskim. Przyznam, że bardzo mnie to intryguje.


Agnieszka Pruska