J. Scott, Bez litości, przeł. J. Malinowski, Warszawa: WAB 2015, 399 s.
Ostatnie wpisy:
- Przerażająca gra wywiadów o najwyższą stawkę
- Pasjonująca przygoda z bursztynem w roli głównej!
- To jak jazda rozpędzonym bolidem – ostra i niebezpieczna!
- Fascynująca podróż do mroków średniowiecza
- Podróż do tak mrocznego świata, że aż cierpnie skóra!
- Prawda jest okrutniejsza od najbardziej wymyślnej fikcji!
- Nie trzeba od razu skakać na bungee - można sięgnąć po „Dolinę szpiegów”!
- Zakończenie niczym erupcja uśpionego wulkanu!
- Diabli wiedzą…
- Dwa domy, dwa miejsca, ale czy na pewno dwie historie?
Bez litości
„Mrok, zemsta, tajemnica…” te trzy słowa możemy odnaleźć na okładce debiutu Jamesa Scotta – banał, którym moglibyśmy opisać co najmniej połowę książek kryminalnych, jeśli nie ich zdecydowaną większość. Szybko jednak okazuje się, że to powieść z zupełnie innego gatunku niż moglibyśmy się z pozoru spodziewać. Jak Scottowi udało się tego banału uniknąć? Kiedy po tygodniach nieobecności Elspeth powracająca z miasta, gdzie pracowała, zastaje zimny dom pełen martwych ciał swoich dzieci i męża, wpada w głuche otępienie. Szok? Nie, to nie jest szok, nie może nim być, skoro już od lat czuła na plecach oddech przeszłości, która może upomnieć się o swoje. Nie spodziewała się jednak, że za jej grzechy zapłacą jej własne dzieci.Tragedię przetrwał jedynie Coleb, który z ukrycia mógł obserwować masakrę. Widział sprawców i zbrodnie, której dokonali, i poczuł, że w naturalny sposób został naznaczony obowiązkiem zemsty. To nic, że miał niespełna dwanaście lat i z trudem utrzymywał w ręku broń ojca – do tej pory jedynego obrońcy rodziny. Upór, poczucie obowiązku i determinacja okazały się silniejsze. Miał jeden cel – pomścić śmierć rodziny i kres własnego dzieciństwa. Razem z matką, którą przypadkowo ranił, biorąc ją za powracających morderców, ruszają ich śladem. Chociaż to Elspeth wskazuje drogę do najbliższego miasta, to Coleb naprawdę wyznacza kierunek wędrówki. Nie ma już dla nich odwrotu.
Wydawałoby się oczywiste dla każdego, że kobieta i chłopiec wędrujący razem są matką i synem. Tymczasem im dalej od domu tym bardziej on uświadamia sobie jak bardzo zawsze byli sobie obcy i bierze w wątpliwość swoje podobieństwo do kobiety, która go wychowywała. Właściwie to żadne z jego rodzeństwa nie było wyjątkowo podobne do rodziców, a tym bardziej do siebie nawzajem i nie stanowiło to dla niego większego problemu aż do dnia, kiedy opuścił martwy już dom i przekonał się, że inne dzieci często stanowią mniej lub bardziej wierne kopie swoich matek i ojców, wszystkie poza nim. Ona zaś zaczyna intensywniej odczuwać jak bardzo Coleb jest jej dzieckiem, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Kim właściwie są? Elspeth to kobieta pogubiona, pełna sprzecznych uczuć, walcząca w własnymi demonami i grzeszna, bardzo grzeszna… oraz Coleb – dwunastoletni mężczyzna, przestraszony, wrażliwy, odważny, zacięty w swoich działaniach, szukający zemsty, która miałaby stanowić bardziej odkupienie własnych urojonych win niż krwawą wendettę. Oboje dźwigają ciężki krzyż, który tylko pozornie jest tym samym krzyżem. W drodze do miasta kobieta wyznaje synowi, że jest to jego miejsce urodzenia i od tego momentu oboje przeczuwają, że właśnie tam, gdzie rozpoczęła się ich wspólna historia, znajdzie ona także swój finał.
Nowi przybysze szybko wtapiają się w życie miasteczka, stając się jego częścią. Nawet przez chwilę Elspeth zaczyna się łudzić, że dla siebie i syna będzie w stanie zbudować nowy dom, szybko jednak uświadamia sobie jak trudno jest budować na zgliszczach. Coleb zaś zaczyna poznawać swoją historię, która zaczęła się znacznie wcześniej niż w domu na prowincji u boku religijnego ojca i licznego rodzeństwa. Zaczyna gonić za własną przeszłość do tego stopnia, że prawie zapomina o zemście. Ta jednak przypomina o sobie, kiedy okazuje się, że koło winy, tajemnicy, kary zamyka się dokładnie w tym samym miejscu, a elementy układanki składają się w całość, w której miłość i śmierć są tuż obok siebie.
Bez litości to mroczna książka, która trzyma w napięciu choć jest daleka od wartkiej akcji. Scott powoduje, że zatapiamy się w historię nieszczęśliwą, przekonując się jak bardzo mogą zniszczyć nas nasze własne słabości i grzechy, jak daleko posunięta może być lojalność i ile ludzkich istnień trzeba poświęcić, żeby utrzymać tajemnice. Ale przede wszystkim ukazują prawdę starego powiedzenia, że dobrymi chęciami często piekło jest wybrukowane, a odkupienie żąda wysokiej ceny.
James Scott stworzył powieść z pogranicza - to nie tylko thriller psychologiczny, ale też książka społeczno-obyczajowa, którą można pozbawić wszelkich krwawych i zbrodniczych wątków i dalej będzie historią warto opowiedzenia.
Dorota Młynarska