#

Śmierć, która nie miała czasu

"Po każdej zimie przychodzi wiosna. Nawet gdy bardzo jest spóźniona (..)" tak brzmią słowa znanego polskiego przeboju. Tak też było i w Neapolu w roku 1931. Wiosna się spóźniła. Przyszła dopiero 14 kwietnia, nocą, gdy miasto jeszcze spało. Przyszła cichutko, bo przecież "wiosna nie wymaga powitań ani nie żąda oklasków. Opanowała ulice i place. I cierpliwie zamarła w oczekiwaniu (...)". Przyszła wiosna, komisarzu Ricciardi!

Maurizio de Giovanni w drugim tomie inspirowanego porami roku cyklu noszącym tytuł "Krew z mojej krwi. Wiosna komisarza Ricciardiego" znów zabiera nas do faszystowskich Włoch lat trzydziestych XX wieku. Wiosna w Neapolu przyniosła nowe – przyniosła nadzieje, namiętności, miłości, ale i ból i cierpienie (to fizyczne i to psychiczne) oraz zbrodnię. Ofiarą bestialskiego mordu padła mieszkająca w biednej dzielnicy miasta wiekowa Carmelia Calise. Staruszka ta była dobrze znana w swojej okolicy, przez lata bowiem zajmowała się wróżeniem z kart oraz lichwiarstwem. Naturalnym wydaje się więc podejrzenie, że morderca znajduje się wśród osób korzystających z jej usług. Może to nieuczciwy pożyczkobiorca, a może zawiedziona wróżbą klientka? Ustaleniem prawdy i ujęciem sprawcy zajmuje się komisarz Luigi Alfredo Ricciardi oraz jego podwładny brygadier Raffaele Maione.

Komisarz Ricciardi to niezwykła postać. Ten liczący sobie niewiele ponad trzydzieści lat śledczy ma arystokratyczne pochodzenie – jest synem zmarłego barona di Malomonte. Ricciardi jest przede wszystkim świetnym i docenianym przez żądnych sukcesów zwierzchników detektywem, niestety jednocześnie niezbyt lubianym przez współpracowników. Ci, którzy mają z nim do czynienia uważają go za zamkniętego w sobie samotnika i milczka. Niektórzy boją się jego niebywałej intuicji, uważają, że to jakaś nadprzyrodzona moc. I - choć o tym nie wiedzą – mają rację. Komisarz Ricciardi ma bowiem niezwykły dar obcowania ze zmarłymi – widzi ich cierpienie oraz słyszy słowa. Ten osobliwy dar, czy raczej przekleństwo to z jednej strony przyczyna jego wszechobecnego bólu i smutku, a z drugiej – powód , dla którego podjął się pracy w policji. „Ricciardi zdał sobie sprawę, że nigdy nie będzie miał wyboru. Może wykonywać swoją pracę i tylko ją. Nigdy nie będzie miał siły, aby zignorować cierpienie, odwracając się w drugą stronę (...)”.

Wątek morderstwa i późniejsze śledztwo to główny trzon powieści i to właśnie postępy w śledztwie nadają tempo całej książce. Równie ważne (a może nawet momentami ważniejsze?) jest wszystko to, co dzieje się obok. Maurizio de Giovanni stworzył niezwykle oryginalną układankę wydawałoby się zupełnie niepowiązanych wątków i postaci:

Oto Filomena Russo, młoda wdowa samotnie wychowująca syna. Najpiękniejsza kobieta w mieście, pożądana przez mężczyzn i znienawidzona przez kobiety. Pewnego dnia w drodze do pracy brygadier Maione znajduje ją zakrwawioną, a jej twarz szpeci szeroka blizna biegnąca od prawej skroni aż do podbródka. Kto mógł zrobić coś takiego?

Oto Tonino Iodice, przykładny mąż i ojciec. Tonino do tej pory sprzedawał pizzę z ulicznego wózka, był bardzo lubianym i tryskającym humorem człowiekiem. Interes nie szedł jednak za dobrze i coraz trudniej było mu wyżywić liczną rodzinę. Mężczyzna postanowił zaryzykować i zrealizować wielkie marzenie o własnej restauracji. Sprzedał więc wózek, zapożyczył się u wspomnianej wyżej Carmelii Calise i otworzył pizzerię. Niestety po kilku miesiącach zdał sobie sprawę, że popełnił największy błąd w życiu, jednak nie ma już odwrotu - wszystko co miał, zainwestował w lokal... Nieubłaganie zbliża się dla niego sądny dzień, czyli już i tak odraczany termin spłaty pożyczki u Calise. Czy to możliwe, by to Tonino, chcąc uniknąć zapłaty, zamordował staruszkę? A jeśli jest niewinny, jak twierdzą jego bliscy, dlaczego targnął się na własne życie?

Oto Emma Serra di Arpaja, tkwiąca w nieszczęśliwym małżeństwie z dużo starszym mężczyzną. Swojego męża uważa za „kraniec, mur odgradzający ją od szczęścia”. Jej szczęście jest przecież tak blisko, na wyciągnięcie ręki – to miłość w osobie przystojnego aktora Attilia, miłość odnaleziona dzięki kartom zamordowanej Calise...

Oto Enrica, Rituccia, Teresa...

Oto prawdziwy Neapol. Bogactwo i bieda, miłość i nienawiść, zło i dobro, życie i śmierć...

Po lekturze „Krwi z mojej krwi” dochodzę do wniosku, że czasami warto wyjść poza swoją strefę komfortu. Zdecydowanie warto! Do tej pory raczej unikałam kryminałów retro, a jeśli dodatkowo w książce pojawiał się wątek nadprzyrodzony skreślałam ją od razu. Maurizio de Giovanni najpierw mnie zaintrygował, a później oczarował. Autor stworzył oryginalny, napisany pięknym językiem kryminał. Małe dzieło sztuki. Od pierwszego akapitu dokładnie takie miałam skojarzenie – widzę artystę malarza operującego pędzlem. Początkowe rozdziały to różnokolorowe plamy, czyli krótkie „flesze” dotyczące poszczególnych bohaterów, na pozór chaotyczne, niepasujące do siebie. Wystarczy jednak odsunąć się o kilka kroków, ale nie za daleko, by jednocześnie objąć wzrokiem cały obraz, a nie zgubić z pola widzenia istotnych dla sprawy szczegółów. Wraz z kolejnymi stronami „technika” zmienia się - plamy zastępowane są delikatnymi pociągnięciami pędzla, nadającymi dziełu ostateczny kształt. To właśnie język w głównej mierze tworzy klimat tej powieści - nietrudno znaleźć piękne opisy zwykłych, prozaicznych czynności czy sytuacji, gdzie np. zwyczajna procedura na miejscu zbrodni porównana zostaje do baletu: „Sceneria się zmieniała, ale wykonawcy pozostawali ci sami (…). Każdemu przypisano część choreografii...” . De Giovanni nie stroni też od brzydoty, wtrącając bardzo naturalistyczne obrazy: „Czosnek, uryna dom starych ludzi. (...) Słodkawy odór, śmierć dopominała się o przestrzeń dla siebie.”

„Krew z mojej krwi” to idealna propozycja dla wielbicieli niekonwencjonalnych literackich rozwiązań, gdzie dominującym elementem nie jest wartka akcja, a otoczenie, atmosfera i człowiek. Jeśli dodać do tego wyrafinowany język i ciekawe tło historyczne otrzymujemy dzieło skończone.

Nie sposób nie wspomnieć o przyciągającej wzrok okładce. Podobnie jak w przypadku „Łez pajaca” - pierwszej części cyklu, tak i tutaj okładka idealnie odzwierciedla treść. Ta szata naprawdę zdobi człowieka!

Polecam.



WIĘCEJ O KSIĄŻCE

FRAGMENT DO CZYTANIA


Ewa Suchoń

Ewa Suchoń – nałogowa czytelniczka, która uwielbia swoją pasją zarażać innych. Miłośniczka mrocznych kryminalnych i thrillerowych klimatów. Życiowa optymistka. Zakochana w swoich rodzinnych Beskidach. Pasjonatka fotografowania i smakoszka kawy.